Rozmowa z Pawłem Mackiewiczem, autorem „Wyboru pism” Kazimierza Wyki

fot. Krzysztof Kiwerski, z cyklu „Pocztówki z podróży, NYC III”, 2017

 

 

Kazimierz Wyka
Wybór pism
wybór, wstęp i opracowanie Paweł Mackiewicz
seria Biblioteka Narodowa, I 333
Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 2019

Maciej Urbanowski: Chcemy rozmawiać o tej książce z wielu powodów. Po pierwsze jest to wybór pism jednego z najważniejszych, jeśli nie najważniejszego, krytyka literackiego XX wieku, więc w Katedrze Krytyki Współczesnej po prostu trzeba o tej książce porozmawiać. Trzeba także o niej rozmawiać na Wydziale Polonistyki, bo był to krytyk mocno związany z Krakowem i polonistyką krakowską. Za miesiąc będziemy obchodzić 45. rocznicę śmierci Kazimierza Wyki, co stanowi dodatkowy pretekst do tej rozmowy. Należy nadmienić również, że edycja Biblioteki Narodowej, w której ukazał się Wybór pism, uchodzi za serię kanoniczną – ostatecznie jakby uznaje danego pisarza za klasyka, wpisuje go do kanonu literatury polskiej. Zastanówmy się więc, w jaki sposób Wyka zostaje kanonizowany i uklasyczniony. Spośród krytyków literackich XX wieku swoją serię w Bibliotece Narodowej mieli przecież dotąd jedynie Karol Irzykowski oraz Stanisław Brzozowski. Dołączenie do tego grona Kazimierza Wyki jest ważnym wydarzeniem. I jeszcze jedno: książka, o której rozmawiamy, to wybór pism, a więc pewnego rodzaju interpretacja twórczości danego pisarza. Nie jest to zarazem pierwszy wybór pism Wyki. Ukazuje się on po prawie 20 latach od wyboru zatytułowanego Wśród poetów, którego dokonała Marta Wyka, a do którego posłowie napisał Marian Stala. Poprzedni zbiór dotyczył jednak krytyki poetyckiej Wyki i był znacznie skromniejszy – ponad 200 stron, podczas gdy tom, o którym mamy rozmawiać, wraz ze wstępem liczy stron prawie 1000!

Chcieliśmy więc porozmawiać z autorem owego nowego wyboru i obszernego wstępu, Pawłem Mackiewiczem, który jest krytykiem literackim i historykiem literatury, ale także autorem książki poświęconej krytyce poetyckiej Kazimierza Wyki pt. W kraju pełnym tematów (2012) oraz zbioru Tylnym pomostem. Felietony zebrane Wyki (2014). W dyskusji będzie uczestniczyła pani prof. Marta Wyka – nie tylko w roli świadka, na którego teksty autobiograficzne Paweł Mackiewicz często powołuje się we wstępie, ale także jako autorka wyborów utworów Kazimierza Wyki, tekstów o Kazimierzu Wyce oraz książek o formacji 1910, bo to jest jeden z kontekstów, w których sytuujemy bohatera dzisiejszego spotkania. Kolejnym uczestnikiem rozmowy jest pan prof. Leonard Neuger, który występuje tu jako badacz literatury polskiej, ale również jako świadek, bo był uczniem Kazimierza Wyki i w 1970 roku obronił pod jego kierunkiem pracę magisterską, zaś w 1978 r. został autorem pierwszego doktoratu poświęconego temu krytykowi pt. Kazimierz Wyka jako krytyk literacki w latach powojennych. W rozmowie uczestniczy także pani doktor Katarzyna Trzeciak – jako krytyk literacki i badaczka krytyki literackiej, autorka książki Posągi i utopie. Rzeźba jako metafora nowoczesnej formy artystycznej, podmiotowości i politycznej wspólnoty, ale przede wszystkim jako autorka bardzo inspirującej recenzji tego wyboru, która ukazała się w „Tygodniku Powszechnym”.

Zaczynam tę rozmowę, prosząc Pawła Mackiewicza o krótką prezentację, wprowadzenie do książki, wyjaśnienie genezy i intencji jej powstania. Mamy do czynienia z ogromnym materiałem, myślimy o Wyce głównie jako o krytyku literackim, ale publikacja nosi tytuł Wybór pism, więc proszę o komentarz dotyczący sposobu i kryteriów wyboru.

Paweł Mackiewicz: Na początku muszę wyznać, że chociaż nominalnie pierwsze spotkanie promocyjne tej książki odbyło się kilka tygodni temu, to dzisiejszy wieczór traktuję jak co najmniej równoprawną jej premierę. Kazimierz Wyka to autor, którym jako badacz interesuję się od kilkunastu lat. Chciałbym powiedzieć pokrótce o zamyśle tego tomu. Gdy rozpoczynałem pracę nad nim, zależało mi na przedstawieniu intelektualnej biografii wybitnego krytyka, uczonego i człowieka. Chciałem również pokazać osobowość twórczą, dzieło na tle historii – małej i wielkiej – z którą Kazimierz Wyka zmagał się niemal od debiutu, czyli od wczesnych lat 30. W pierwszych kilku latach swojej działalności twórczej – do połowy 1939 roku – Kazimierz Wyka opublikował 160 tekstów różnej objętości. To zawrotna liczba, biorąc pod uwagę ówczesne możliwości publikacji. Później przyszła okupacja, Wyka pisał wtedy bardzo dużo i znakomicie, ogłaszał oczywiście mało, ale współpracował z „Miesięcznikiem Literackim”. Po wojnie nastały pierwsze lata nadziei na pewną niezależność w bloku sowieckim – nadziei, które zawiodły, gdy stało się jasne, że nie sposób obronić się przed stalinizmem, a w kulturze uniknąć socrealizmu. Po krótkim okresie wzmożenia krytycznego, gdy pisał Szkołę krytyków i Pogranicze powieści, na lata odłożył Wyka krytyczne pióro. Później nadeszła odwilż, na tle lat ubiegłych czas bardzo dobry do tego, żeby pisać i pracować twórczo. Powstają wtedy m.in. wspaniałe studia z Rzeczy wyobraźni. Ale złudzenia szybko się kończą. Wejście w Polskę gomułkowską Wykę nie satysfakcjonowało. Przełom lat 50. i 60. to czas, po którym Wyka chyba definitywnie milknie jako krytyk literacki. W latach 60. przeżył nawrót katastrofizmu – zwrot może niespodziewany, ale też, jak na wybitnego reprezentanta formacji 1910, konsekwentny i zrozumiały. Lęki katastroficzne po raz kolejny pobudziły Wykę do twórczości eseistycznej. Wreszcie lata 70. i przedwczesna śmierć Wyki na początku 1975 roku. Za miesiąc minie 45 lat od jego śmierci, za 3 miesiące i 1 dzień – 110 lat od urodzin. Trudno byłoby nie pomyśleć o tym podczas pracy nad wyborem.

Celem takiej selekcji jest pokazanie dzieła pojętego jako całość. Ale jak je pokazać, gdy wybiera się spośród tak wielu obszarów? Zależało mi na różnorodności, na zaprezentowaniu rozmaitych pól działalności Kazimierza Wyki, choć oczywiście nie wszystko udało się tu zmieścić. Nie zmieściła się np. twórczość pastiszowa. Podobnie jak opowiadania, których nieobecność w wyborze chciałem zrekompensować we wstępie, zamieszczając w nim liczne nawiązania do opowiadań. Ten wybór mógł zaistnieć w dwóch wariantach. W pierwszym byłby zbiorem pism wyłącznie krytycznych. W drugim przybrałby szerszą formułę. Wraz z prof. Stanisławem Beresiem, redaktorem serii Biblioteka Narodowa, uznaliśmy, że ten drugi wariant będzie właściwszym rozwiązaniem. Wybór zawsze jest kompromisem. W tym wypadku dotyczył on nie tylko charakteru tej książki, ale także zawartości. Nie ma tutaj kilku tekstów, na których obecności bardzo by mi zależało, gdyby można było tę książkę poszerzyć.

Zbiór rozpoczyna się tym, co w twórczości Wyki wydaje się szczególnie ważne, to znaczy tekstami historyczno- i teoretycznoliterackimi. Kazimierz Wyka nie był typowym teoretykiem literatury – w rozumieniu, jakie teorii literatury nadali strukturaliści. Mimo że opracował kategorię „pokolenia literackiego” i posługiwał się nią, uważam go przede wszystkim za historyka literatury. Zresztą sam tak o sobie pisał w Węglu mojego zawodu. W rozdziale Problematyka pokoleń literackich znalazły się fragmenty jego rozprawy Pokolenia literackie. Zależało mi również na przypomnieniu habilitacji Wyki, czyli książki o Norwidzie, która ukazała się w 1948 r. Następnie mamy Problem zamiennika gatunkowego w pisarstwie Różewicza – jeden z istotniejszych tekstów o tym pisarzu – równie dobrze szkic ten mógłby się znaleźć w tekstach programowych Wyki. Węgiel mojego zawodu to kolejny łącznik między tekstami teoretycznymi i programowymi. W drugiej części wyboru znajdują się głównie teksty wczesne, młodzieńcze, mające charakter manifestów programowych – Perspektywy młodości, Przemówienie programowe czy tekst poświęcony Brzozowskiemu. Są też dwa artykuły z Łowów na kryteria, a więc programotwórstwo z okresu dojrzałego, z przełomu lat 50. i 60. Z kolei Szkoła krytyków jest ważna jako przykład świetnego warsztatu felietonistycznego. Dwa kolejne działy – Krytyka prozy i Krytyka poezji – zawierają teksty, które weszły w skład Pogranicza powieści oraz Rzeczy wyobraźni. I oczywiście Ogrody lunatyczne, które długo były niedostępne z przyczyn cenzuralnych, do Rzeczy wyobraźni wróciły dopiero w jej drugim wydaniu, w latach 70. Wreszcie Eseje okupacyjne i Eseje o malarstwie – ze względów kompozycyjnych eseistyka znalazła się w dwóch ostatnich działach. Chciałem, by było jej dużo. Myślę, że w ten sposób udało się zrekompensować nieobecność eseistyki Kazimierza Wyki w BN-owskiej antologii Polski esej literacki w wyborze Jana Tomkowskiego.

MU: Do rozmowy z Panem będziemy wracać, tymczasem chciałbym poprosić pozostałych z Państwa o minirecenzje. Czy ten tom czymś Państwa zaskakuje? Czy coś zmienia w wyobrażeniu o Wyce, jakie mieli Państwo do tej pory? Wzmacnia czy osłabia „legendę Wyki”? Czy są teksty, których Państwu brakuje? Wybór jest zawsze kompromisem, ale też interpretacją, zwłaszcza w takiej edycji „the best of”, gdzie znajdują się teksty nie tylko reprezentatywne, ale również najlepsze. A może znalazły się tu teksty, które zaskakują, są odkryciem, po lekturze których zadajemy sobie pytanie: czemu ja tego nie znałem lub nie pamiętałem?

Katarzyna Trzeciak: Skoro przyczyną mojej obecności jest autorstwo dwóch wzmianek o Kazimierzu Wyce, to dla równowagi posłużę się bardzo generalnymi uwagami. Założenie połączenia wielkiej historii z historią osobistą i biografią krytyczną pokazuje Kazimierza Wykę jako krytycznego obserwatora i uczestnika nowoczesności. Jest to nowoczesność rozumiana cywilizacyjnie – jako szalenie istotna ingerencja, czy też formy ingerencji, w jednostkowe doświadczenie. Ta perspektywa krytyka nowoczesności jest dla mnie szalenie obiecująca, dlatego że pokazuje, jak różne, często nieuzgadnialne strategie ostatecznie służyły jednemu, szalenie dzisiaj istotnemu celowi – żeby zakorzenić się w świecie. To zakorzenienie bardzo często powodowało konieczność boksowania się z rzeczywistością. Wyłaniające się z tego zbioru pojęcia: pokolenie, historia, społeczeństwo, krytyka, służyły Wyce do porządkowania rzeczywistości, ale nieustannie pozostawały niedomknięte. Gdy czytałam ten zbiór – może za szybko i być może nie jest to trafna intuicja – wyłonił mi się obraz takiego krytyka nowoczesności, który dziedziczy wszystkie problemy związane z pozycją równoczesnego obserwatora i uczestnika zdarzeń. Wybór tekstów składa się więc na portret indywidualności dążącej do utrzymania pewnego dystansu i niezależności sądów, a przy tym zmagającej się z ryzykiem zerwania więzi z zewnętrzną rzeczywistością. Tak ukazana kondycja krytyka i historyka pozwala zobaczyć w Wyce obiecujący potencjał anachronizmu. Anachronizmu, czyli postawy, utrzymywanej na przekór tendencjom postępowym, rozwojowym, które pacyfikują historyczne komplikacje. Wydaje mi się, że anachronizm Wyki jest rodzajem myślenia, które stara się nie tyle przywrócić przeszłość, zaktualizować, ugruntować ją jako jedyne repozytorium sensów, co raczej rozluźnić nasze przywiązanie do jednokierunkowego biegu historii. Połączenie krytyka i historyka – kompetencji Kazimierza Wyki – jest dziś szalenie obiecującą postawą krytyczną, zdolną do sondowania języków abstrahujących od swojej genezy, kontekstów czy historycznie zmiennych artykulacji. Lektura zróżnicowanych problemowo tekstów Wyki ukazuje dynamikę i przeobrażenia pojęć, których sensy bywają dziś traktowane jako samooczywiste i uzgodnione.

MU: Panie profesorze, czas na Pańską recenzję tej książki – czy tak uporządkowany zestaw tekstów Wyki czymś Pana zaskakuje?

Leonard Neuger: Zaskoczę Was – ja przez 40 lat nie czytałem Wyki en bloc! I teraz uderzyło mnie, jak on wspaniale pisał. Uroda tekstu – niebywała! Widać różnicę między jego gęstym stylem przedwojennym, a rozrzedzonym powojennym, ale zawsze jest to rozpoznawalny Wyka. Brakuje mi natomiast w tym wyborze tekstu Wyki, w którym pojawiła się kategoria „przywiązań stanowczych”. To nie jest wytyk do autora wyboru, selekcja jest rzeczą zrozumiałą. Natomiast ta koncepcja, jako rdzeń myślenia Wyki o literaturze i o świecie, skutkuje bardzo dobrą metodą, w której nie ma miejsca na kompromisy – przywiązania są stanowcze. I tu napotykamy na dramat – nie wiem, jak można by go przedstawić w tej książce, być może kursywą? – mianowicie teksty, które nie zostały opublikowane ze względów cenzuralnych. Poetą czy pisarzem najważniejszym dla Wyki był Czesław Miłosz. Tymczasem w Rzeczy wyobraźni nic o nim nie ma. Oznacza to, że cała struktura myślenia Wyki o literaturze, o poezji była przez lata wykrzywiona (dopiero w drugim wydaniu udało się zamieścić te teksty, które cenzura wycięła). Kolejna ważna dla mnie kwestia, to – jak można by określić – misyjność Wyki. To prawda, że on wychodzi od kategorii generacyjnych, od „pokolenia” czy „formacji” (osobiście wolę to drugie określenie), ale rezygnuje z nich, gdy trzeba, gdy działa w zagrożeniu (a stan ten utrzymuje się u niego przez większość życia), gdy trzeba ratować i chronić to, co jest naszą tradycją. Wtedy wszystko jedno, czy to coś należy do mojej, czy nie mojej generacji. Wiemy, jak niechętny był w gruncie rzeczy Wyka tym wszystkim futuryzmom i innym modernistycznym wybrykom. A mimo to jedne z najlepszych tekstów o Przybosiu są właśnie jego autorstwa. Kolejna ważna rzecz, jaka kojarzy mi się z Wyką, to są jego „obowiązki udziału”, które pobrzmiewają w pewnych jego tekstach, choć być może nieco przymuszone, to znaczy mógł mieć poczucie, że w pewnych sprawach nie może nie zabrać głosu. Przykładem może być zawikłana historia sporu o realizm, który u każdego co innego znaczy. Wyka podjął próbę uzgodnienia jakiegoś stanowiska, widać te starania np. w polemice z Janem Kottem, ostatecznie oznaczało to akceptację porządku pojałtańskiego. Wyka idzie jednak dalej, snuje swoje marzenie o rozpoznaniu formacji w zasadniczych doświadczeniach i przeżyciach historycznych, społecznych itd. Co więcej, w Gospodarce wyłączonej jest bardzo zabawny fragment, gdzie on wynotowuje punkty, które realista powinien wykonać.

PM: Jest to tekst poważnie pocięty przez cenzurę…

LN: Jeszcze jak! To w końcu było uderzenie systemu między oczy. We wstępie do tego wyboru widać, jak w tekstach przedwojennych Wyka próbuje być gospodarzem, to znaczy nie iść na udrę ze skrajnościami, znaleźć wspólny język na gruncie personalnym. Potem przychodzi okupacja, następnie Jałta. W końcu dochodzimy do daty, gdzie formacja, która tworzyła kulturę literacką PRL-u, ponosi sromotną klęskę, wypala się – to jest rok 1968, słusznie kojarzony z wygnaniem Żydów z Polski, ale niesłusznie zapomina się, że nastąpiło wówczas również zniszczenie pewnej formacji polskiej i polsko-żydowskiej. Chodziłem wtedy na seminarium i widziałem, jak Wyka to przeżywa. On czasem stosował nieco sarmackie chwyty, np. „wesołej kompanii”, którą tworzyli Wilhelm Szewczyk, Władysław Machejek, Józef Cyrankiewicz. Był moment, że można było dobrodusznie i ostrożnie bawić się tą sytuacją, ale rok ’68 to kończy – od tego czasu ci ludzie nie są w stanie się dogadywać. To jest klęska całej formacji. Jestem zachwycony tym wyborem, bo wyobrażam sobie, że praca nad nim to było mission impossible. Zakończę dowcipem: Mama kupiła synkowi na imieniny dwa piękne krawaty. On postanowił zrobić jej przyjemność i na przyjęcie, na które byli wieczorem zaproszeni, włożył jeden z nich. Mama na to w płacz. Syn pyta: Mamo, dlaczego płaczesz? Na co ona: Ten drugi Ci się nie podoba!

(śmiech)

Marta Wyka: Bycie córką Kazimierza Wyki to nie jest tak wielka przyjemność, jak by wszyscy przypuszczali, więc dzisiejsza sytuacja jest dla mnie nieco krępująca. Skoro Leon zakończył swoją wypowiedź dowcipem, ja posłużę się anegdotą obrazującą wspomniany rozpad formacji i konieczność zaniechania krakowskich, przedwojennych przyjaźni. Po „Liście 34” sygnatariusze z obu frakcji zostali wezwani do Cyrankiewicza, który na boku powiedział do ojca: „Kaziu, czemu ty mi to zrobiłeś?”. Oni się znali z przedwojennych czasów krakowskich, była to więc skomplikowana towarzysko sytuacja. Chciałam podkreślić to, o czym pan Mackiewicz napisał we wstępie, że najważniejsze teksty Kazimierza Wyki były zaginione i zostały odnalezione. Ojciec sądził, że Pokolenia literackie spaliły się razem z biblioteką Krzyżanowskiego w powstaniu warszawskim, tymczasem prof. Henryk Markiewicz odnalazł je w Gołębniku już po jego śmierci. To był maszynopis, który z pamięci autora wyparował, Wyka miał już inne wyobrażenie o tym tekście. Modernizm polski to z kolei książka, która do badań nad modernizmem i Młodą Polską weszła naprawdę późno – choć była gotowa, to z powodów cenzuralnych nie mogła zostać opublikowana. To jeden z rzadkich przykładów tekstów historycznoliterackich, które wyszły z opóźnieniem, a mimo to odegrały swoją rolę. A niewiele brakło, by tej roli nie odegrały! W końcu Pokolenia literackie są w gruncie rzeczy książką o sporze pokolenia romantyków z klasykami, dopiero potem ta kategoria zaczęła odgrywać nieco inną rolę w generacyjnym myśleniu o literaturze. Chciałabym przypomnieć także coś lżejszego, mianowicie w pisarstwie krytycznym ojca, w tekstach bliższych jego własnej biografii, bardzo istotną rolę odgrywały powinowactwa rodzinne. One nie zostały wyłożone expressis verbis, ale rzeczywiście istniały i do pewnego stopnia mogły pokierować choćby stosunkiem Wyki do Żydów i tematu żydowskiego. W Gospodarce wyłączonej znajduje się klasyczny tekst Żydzi i handel polski, gdzie dostrzegam wpływ naszych związków rodzinnych na myśl autora. Bardzo bliskim naszym krewnym był Juliusz Goryński, przed wojną Goldscheider (nazwisko zostało zmienione już w latach 30.) – architekt pochodzący z bardzo znanej wiedeńskiej rodziny. W Polsce w Holokauście zginęła cała jego najbliższa rodzina – matka, brat Ludwik – znany psycholog, jego kuzynka Wiktoria Goryńska – graficzka międzywojenna. Cała ta rodzina przestała istnieć. Juliusz Goryński był mężem siostry mojej mamy, czyli Kazimiery Szybińskiej. Byliśmy więc najbliższą rodziną, w czasie okupacji ojciec jeździł do nich do Warszawy, ale też ciotka przyjeżdżała do Krzeszowic. Potem zresztą ten tekst został dołączony do ostatecznego wydania Życia na niby. Ale są też inne nici powinowactw rodzinnych. Marian Wyka, brat stryjeczny mojego ojca, przed wojną dyrektor banku, po wojnie stał się lutnikiem, robił po amatorsku skrzypce, bo z czegoś trzeba było utrzymać rodzinę (te skrzypce zapewniły mu bardzo dobrą karierę, były poszukiwane, on je zresztą tworzył w swoim własnym domu, w pokoju wydzielił warsztat). A dlaczego ja o tym mówię? Żoną Mariana była Róża z Birtusów, czyli jedna z panien Birtusówien, jej  kuzynka była żoną Andrzeja Bobkowskiego. W biografii Kazimierza Wyki objawiają się więc różne więzi powinowactw. Mówię o tym wszystkim, ponieważ książka, o której rozmawiamy, to jest jeden z rzadszych w BN-ce przypadków, gdzie biografia twórcy została wydobyta nie tylko w wymiarze społecznym i historycznym, ale również prywatnym. Wątki krzeszowicki i żydowski odżyły zresztą w książce Macieja Zaremby Bielawskiego Dom z dwiema wieżami. Ten dom to nie były Krzeszowice, tylko Kościan, ale pojawiająca się w książce matka autora i jej dziadek urodzili się w Krzeszowicach, bardzo niedaleko domu moich dziadków. Zaremba Bielawski przytacza fragmenty z Kazimierza Wyki, które bezpośrednio dotyczą Holokaustu Żydów krzeszowickich, ok. 500–600 ludzi zginęło tam w synagodze. Autor wspomina ówczesnego burmistrza Krzeszowic, Bruno Kochańskiego – jednocześnie Niemca i volksdeutscha, bo był mieszanej narodowości – który został skazany na śmierć i wyrok wykonano zaraz po wojnie. Z bardzo głębokiego dzieciństwa przypominam sobie (ale może to historia, która tylko zlęgła się z opowiadań?) noc, gdy w domu rozległo się pukanie, drzwi otworzyła matka, po czym rzekła do ojca: „Przyszedł Kochański, powiedział, żebyś nie nocował w domu, bo może po ciebie przyjdą”. Być może więc Kochański nie był podczas okupacji postacią tak jednoznacznie straszliwą. Jako appendix do biografii Kazimierza Wyki chciałabym więc powiedzieć, że była to historia człowieka z małego miasteczka, z określonymi powiązaniami rodzinnymi. To miasteczko będzie mu towarzyszyło jako tekst właściwie przez całe życie.

MU: Ta książka mocno stawia problem, w jaki sposób robić wybory pism krytyków. Oczywiście nie da się dokonać wyboru, który zadowoli wszystkich. Podsumujmy jednak: mamy w Wyborze pism Wyki tylko cztery teksty z międzywojnia, z lat 30., w zasadzie są to  teksty programowe. Można więc powiedzieć, że książka stanowi wybór tekstów Wyki wojennego i powojennego, z pewną marginalizacją przedwojennego. To pierwsza konstatacja. Druga – brakuje tu tekstu o Brunonie Schulzu, w którym – mówiąc kolokwialnie – krytyk niemiłosiernie „skopał” autora Sanatorium pod Klepsydrą. Ta recenzja do dzisiaj budzi zainteresowanie, zdziwienie, zaskoczenie, jest komentowana, przywoływana. Sam, gdy prowadzę zajęcia z historii krytyki, mówię, że wielki krytyk robi wielkie pomyłki, że one są także bardzo ciekawe i ważne. Często jest nawet tak, że po latach interesują nas bardziej pomyłki wielkich krytyków niż ich odkrycia. W tym wyborze nie ma jednak takich „tekstów-pomyłek” Wyki – czyli właśnie recenzji Sanatorium… o Schulzu lub pism gloryfikujących w międzywojniu Wojciecha Bąka czy Józefa Łobodowskiego. To jest ciekawy problem – czy układając wybór pism, powinniśmy skupiać się tylko na tych tekstach, w których krytyk się nie myli, czy także na tych, które są właśnie „pomyłkami”? Kolejna interesująca mnie rzecz w tym wyborze – bardzo ciekawe jest powoływanie się we wstępie na archiwa IPN-u. Znajdują się tam takie fragmenty dotyczące Kazimierza Wyki: „Na zaufanie nie zasługuje” (w 1948 roku), „Wykazuje skłonności do podejmowania wrogiej działalności” (po 1964 roku). To jest interesujące w kontekście słynnej metafory z Wyznań uduszonego, których tu nota bene nie mamy. Jeszcze jedno – Wyka istnieje dla mnie zawsze jako uczeń Brzozowskiego, stąd też jego wizja historii: pesymistyczna i optymistyczna zarazem; wiara w to, że historia nie jest czymś, co jest nam narzucone, ale i to, że możemy ją zmieniać. Tymczasem z indeksu książki wynika, że bardzo mocna była w krytyce Wyki „strona Irzykowskiego”. Również Norwid jest silnie obecny w tym wyborze. Brzozowski z kolei jakby niknie. Na koniec podzielę się swoim olśnieniem. Przyznam, że wcześniej nie czytałem esejów o malarstwie Wyki. Tymczasem chociażby znajdujący się w wyborze tekst o Matejce i Wenecji mnie „powalił”.

To moje krótkie glosy. Chciałbym jednak również wprowadzić kontrapunkt do wyrażonych tu zachwytów nad piórem Wyki. Oto jak w książce Sporne postaci literatury polskiej z roku 2003 pisał o nim Marek Zaleski: „lektura jego prac krytycznoliterackich nie pasjonuje”, „składnia dziś anachroniczna”, „porównania tyleż obrazowe, co banalne, mało czytelne skróty myślowe”, „niejasność sformułowań, rozwlekłość «gawędy krytycznoliterackiej»”. Badacz sformułował tę opinię o krytyce międzywojennej Wyki, ale – jak sądzę – rozciągnął ją także na dalsze okresy. Stawiam więc pytanie o aktualność Kazimierza Wyki. Zaleski twierdzi, że Wyka dziś nie pasjonuje, ktoś inny powie, że jednak pasjonuje. Katarzyna Trzeciak w swojej bardzo ciekawej recenzji pisze, że Wyka jest z jednej strony symbolem zanikającej w dzisiejszej humanistyce postawy (stąd może ten anachronizm taki owocny), ale z drugiej strony prezentuje bardzo nowoczesną wizję krytyki. Oczywiście krytyk żyje w swoich uczniach i Pan we wstępie wymienia, może nie uczniów w sensie dosłownym, ale kontynuatorów Wyki – pojawiają się wrocławianie: Zawada, Bereś i Łukasiewicz; poznaniacy: Czapliński, Śliwiński; mamy szczecinianina Skrendę i tylko jednego krakowianina – Stalę, co dziwi, gdy myślimy o krakowskiej szkole krytyki. Chciałbym więc zadać pytanie o tę krytykę dzisiaj – czy twórczość Wyki to, jak nazywał to Burek, „żywotna tradycja” krytyki współczesnej? Czy Wyka dzisiaj pasjonuje, czy nie pasjonuje?

PM: Najpierw pozwolę sobie podziękować za recenzje tego wyboru, za państwa glosy i bardzo treściwe dopowiedzenia. Spróbuję się do nich pokrótce odnieść. Pani dr Trzeciak powiedziała o Kazimierzu Wyce jako o zakorzenionym w rzeczywistości. W istocie, to zakorzenienie było silne, nie osłabiając zarazem poczucia przynależności pokoleniowej ani wizji historii jako pewnej lekcji. Weźmy wspomniany esej o Wenecji – w równym stopniu dotyczy on malarstwa, jak i historii. Dla mnie jest to rzecz o Mitteleuropie. Inna lekcja historii od Wyki to Teka Stańczyka na tle historii Galicji w latach 1849–1869 z 1951 r. Nie znalazła się w wyborze z powodu braku miejsca, ale jest omawiana we wstępie. Teka na dobrą sprawę nie dyskutuje otwarcie ze stalinizmem, choć na jego tle powinna być czytana, wchodzi natomiast w dyskusję o szerszej historiozoficznej problematyce. Ta rzeczywistość Wyki jest szalenie historyczna, autor – co dla niego charakterystyczne – pisze o dwóch wiekach historii, którą samodzielnie i twórczo interpretuje. Takich tekstów jest u niego wiele. Widać w nich również zainteresowanie Wyki nowoczesnością, jego ciekawość intensywnych przemian społecznych i procesów ekonomiczno-gospodarczych, które się wówczas odbywają.

Zgadzam się z prof. Neugerem, że uroda języka Wyki jest niezwykła. Moim zdaniem Marek Zaleski nie ma racji w przywołanym tu fragmencie swojego artykułu. Kolejna rzecz – cenzura rzeczywiście wpływała na teksty Wyki i je zmieniała. Najmocniej widać to na przykładzie Gospodarki wyłączonej przedrukowanej w edycji Wędrując po tematach tuż po 1968 roku.

Wspomniany realizm – autorska i bardzo suwerenna koncepcja realizmu – to rzeczywiście ważne zagadnienie w twórczości Wyki. Rozszerzał on samo pojęcie realizmu, wyprowadził je na pogranicza gatunków, poza przewidywalną wtedy powieść (świadczyć o tym może choćby przychylność Wyki dla reportażu, form pamiętnikarskich). Opracowuję teraz książkę Spór o realizm. 1945–1948 i mam wrażenie, że głos Wyki był w tej dyskusji unikatowy, szedł niejako pod prąd głównego wówczas nurtu wyobrażeń o realizmie. We wstępie do Wyboru pism zamieściłem tylko wzmiankę na ten temat, ale to jest kwestia o tyle istotna, że Wyka na pewno bardzo chciał powstrzymać ten pochód socrealizmu, którego – wiemy po czasie – udaremnić się nie dało.

Bardzo dziękuję pani prof. Marcie Wyce za dopowiedzenia biograficzne. Nie dotarłem do Róży Wykowej, będzie to dla mnie klucz do kolejnych poszukiwań. Zresztą warto byłoby kiedyś napisać biografię Kazimierza Wyki.

MW: Tym bardziej, że istnieje bogate, nie spenetrowane archiwum w Bibliotece Narodowej w Warszawie – wszystko zdeponowane, nic nie zostało przeze mnie zastrzeżone.

LN: A mamy teraz świetne pokolenie biografów!

PM: Pisząc wstęp, nie mogłem się oderwać od biografii Wyki. Ona zajmuje tutaj aż trzy arkusze, co jest nietypowe, zważywszy praktykę nowych tomów BN. Uznałem, że jeżeli ma to być zalążek biografii intelektualnej na tle historii, to jednak biografia ta musi zostać solidnie przedstawiona. Dziękuję prof. Urbanowskiemu za wskazanie luk, takich jak umiarkowana reprezentacja tekstów międzywojennych. Mam nadzieję, że wstęp braki te nieco rekompensuje. Wciąż jednak uważam, że w międzywojennym dorobku Wyki teksty programowe są najważniejsze.

MU: Tylko one jakby wiszą w powietrzu, nie odnoszą się do przyszłości.

PM: A nie mają państwo takiego wrażenia, że jednak trochę się do przyszłości odnoszą? Wcześnie określają społeczne i wspólnototwórcze zobowiązania literatury, jakie i później, zwłaszcza po wojnie, były Wyce bliskie. A to samo pytanie o Schulza zadał mi we Wrocławiu Adam Poprawa.

MU: Ciekawy jest też warsztat krytyczny, bo Wyka był świetny także w innowacjach gatunkowych – dwugłosy, dialogi, rozmowy, listy, bajki krytyczne. Można się od niego uczyć, jak wymyślać nowe gatunki w krytyce. Z tego punktu widzenia warto byłoby przedrukować jeszcze kilka innych tekstów. Choć to oczywiście nie jest żadna pretensja! Tylko konstatuję, że tekst o Schulzu jest dzisiaj jednym z najczęściej komentowanych pism Wyki. Można by złożyć całą antologię komentarzy do niego.

Marian Stala: Ale to chyba ze względu na Schulza?

MU: Oczywiście, głównie chodzi o Schulza, ale w kontekście Wyki interesujące jest, jakie było jego czytanie, skąd się ono brało. Sam pisałem w „Schulz/Forum” cztery lata temu o korespondencji Wyki z Napierskim, która doprowadziła do powstania recenzji, która była drukowana w „Ateneum” w roku 1938. Niedawno ukazała się książka Piotra Sitkiewicza, który również bardzo dużo miejsca poświęca temu tekstowi. To jest interesujący temat. Nie dlatego, żeby się nad Wyką jakoś znęcać, ale żeby go zrozumieć i zrozumieć ten model krytyki.

MS: Żeby zrozumieć, że ktoś bardzo wykształcony i inteligentny, a do tego świetny krytyk, myśli coś innego niż wszyscy.

MU: Chodzi też o jego program. Zaleski zarzucał międzywojennemu Wyce, że jego personalizm oraz kategoria osobowości były „restrykcyjne” i że „osobowość” Schulza się w tu nie wpisywała.

MS: Ale wpisał się na przykład Gombrowicz.

MU: Nie do końca, bo jednak Wyka nie pisał o Gombrowiczu w międzywojniu, a to, co pisał w korespondencji z Karolem Konińskim, opublikowanej w zbiorze Pod okupacją. Listy, nie świadczy o tym, żeby to był „jego” pisarz. Ale pytanie jest inne – to jest trzeci wybór pism krytycznych w Bibliotece Narodowej, więc interesuje mnie, jakie teksty krytyków w tych zbiorach znajdujemy: takie, które są owocem szczęśliwego spotkanie z arcydziełem, czy takie, gdzie dochodzi do katastrofy interpretacyjnej. Słowo „katastrofa” jest tu może za mocne, chodzi raczej o rozminięcie się z dziełem wybitnym, co nas jako krytyków często spotyka. Nie istnieje w końcu taka wrażliwość, która obejmowałaby wszystko.

LN: Mam swoje usprawiedliwienie dla Wyki. Schulz i Gombrowicz są poza jego zasięgiem, co częściowo wyjaśnia jego wypowiedź na temat realizmu powojennego. Ale usprawiedliwia go w jakiś sposób fakt, że jego uczeń, Jan Błoński, zajął się oboma.

MS: Sam powiedziałeś, że głównym pisarzem Wyki był Miłosz. To by mogło tłumaczyć, dlaczego on gorzej słyszał Schulza i Gombrowicza. Jeżeli Miłosza potraktuje się na serio, to nie można wybrać Gombrowicza.

LN: Zgadza się. Wyka nawet na Miłosza krzywi się w Ogrodach lunatycznych, czyli tam, gdzie on drwi, patrzy z góry, ironizuje. To jest to pasmo, w którym Wyka źle funkcjonuje. Myślę, że walorem tego tomu jest próba rekonstrukcji pozytywnego programu Wyki. W związku z tym to, czego on nie wychwytywał, burzyłoby porządek zbioru. Na tym tekście o Schulzu nie bardzo można zbudować jego wizji literatury. A ten zbiór to robi – z dobrym skutkiem.

MU: Czytam zakończenie Twojego, Marianie, posłowia do wcześniejszej edycji pism Wyki: „Jego szkice i eseje trzeba ciągle, od nowa czytać. Jego sądy o poezji, historii i egzystencji nadal poruszają, wzywają do współmyślenia, są jedną z najważniejszych lekcji krytyki, jakie znaleźć można w końcówce wieku”. W kontrze przytoczmy raz jeszcze opinię Zaleskiego: „Dzisiaj nie pasjonuje”. Czy jest zatem czytelnik, poza historykiem literatury, który może dzisiaj mieć korzyść z czytania Kazimierza Wyki? Zwłaszcza krytyk literacki. Katarzyna Trzeciak już trochę na ten temat powiedziała – użyła określenia „ożywczy anachronizm”.

MS: Pytanie o to, co może dać nowemu pokoleniu krytyków czytanie Kazimierza Wyki, jest pytaniem do nowego pokolenia krytyków, nie do mnie. Ja występuję w charakterze kogoś, kto spotkał się z Wyką, gdy sam był młody, pod koniec jego życia. Ale na to pytanie w pewnym sensie odpowiada postać młodszego ode mnie prawie o 30 lat prof. Pawła Mackiewicza, który od kilkunastu lat zajmuje się Wyką i – w odróżnieniu ode mnie – wciąż jest czynnym krytykiem. To, co powiedziała dr Trzeciak, również może wyrażać nastawienie dzisiejszych 30-latków. Zastanowiło mnie w tym jedno – jeszcze dla mojego pokolenia myślenie historyczne było czymś bardzo istotnym, zwłaszcza połączenie myślenia historycznego z myśleniem – nazwijmy to – egzystencjalnym (to się u Wyki łączy). 10 lat po śmierci Wyki największe wrażenie robiły na mnie jego eseje dotyczące mechanizmów historii, czyli to, co pan nazywa esejami okupacyjnymi, z rozmaitymi dodatkami pisanymi w latach 60. Czy Życie na niby może tak bardzo interesować dzisiejsze młode pokolenie? Na to pytanie mogą odpowiedzieć tylko ci młodzi ludzie. Dla mnie to wciąż jest fascynujące, to wielka eseistyka, Wyka w najwyższej formie intelektualnej! W tej opinii mogą się spotkać ludzie mający rozmaite punkty widzenia. Adam Michnik, człowiek polityki, napisał wstęp do edycji Życia na niby sprzed kilku lat.

Dodam, że niesłychanie ciekawiło mnie, że Wyka w latach 60. w pewnym sensie wrócił do swoich źródeł przedwojennych. Można różnie oceniać to, co robił w latach 40. i 50., jakie wnioski wyciągnął z marksizmu, jego stosunek do młodych ludzi. Wyka miał to do siebie, że kiedy pisał, a także kiedy mówił, to lubił dyskutować z realnym bądź wyobrażonym odbiorcą-przeciwnikiem, w tym młodym przeciwnikiem. Pamiętam jego wykład z 1972 r. o romantyzmie, który składał się głównie z dygresji, które były niesłychanie ciekawe, ale wyraźnie miały na celu rozdrażnić tych gówniarzy, którzy siedzieli i patrzyli na niego.

Dorota Kozicka: Pobudzić do myślenia.

MS: Sprowokować, zdenerwować, rzeczywiście, w jakiś sposób pobudzić do myślenia. Porównując głosy pani profesor i Leona Neugera, zacząłem się zastanawiać, czy dla Wyki bardziej dramatyczny był rok ’64 czy ’68? Wydaje mi się, że już w 1964 r., wraz z „Listem 34”, nastał koniec jego złudzeń dotyczących rzeczywistości. Rok ’68 tylko wzmocnił to odczucie.

LN: I wyrzucono go z IBL-u.

MS: Mam w uszach wspomnienie Henryka Markiewicza, wygłoszone dosłownie dwa dni po śmierci Wyki na seminarium, na które uczęszczałem. Mówił o Wyce w roku ’68 i o Wyce z ostatnich lat. Pamiętam zresztą kilka rozmów z Wyką, kiedy on mówił do mnie, czyli do kogoś młodego i niewiele wiedzącego. W pamięci utkwił mi jego charakterystyczny sposób podsumowywania rzeczywistości, dystans do tego wszystkiego, co działo się po ’68 roku. Nie będę ciągnął tych dygresji. Wyka wyzwala we mnie mechanizmy przywoływania dawnych czasów. W wypowiedziach Leonarda Neugera też było to widoczne. Wybór jest bardzo ciekawy. Oceniam go z perspektywy osoby, która ma w pamięci właściwie wszystkie książki Wyki. I oczywiście, a to mi brakuje Wyznań uduszonego, które są moim ulubionym tekstem, a to mi brakuje Dłoni Marii, a to przypomina mi się rozdział z monografii Pana Tadeusza o pierwiastkach komediowych – brawurowo, świetnie napisany! A to rozmaite jeszcze inne teksty. Moim ideałem byłoby po prostu wydrukowanie całego Wyki. A jeśli wybór, proszę bardzo – taki jak ten. Ewentualnie można zrobić wybór konkurencyjny.

MU: Ten wybór w zasadzie zaostrza apetyt na całość.

KT: Wydaje mi się, że powracające pytanie o aktualność Wyki to przede wszystkim pytanie o klucz lektury jego tekstów. Nie jestem pewna, czy pasja czytania, potraktowana jako samooczywista i uniwersalna dyspozycja, powinna być dla nas wyznacznikiem trwałości projektu krytyczno- i historycznoliterackiego. Takiego jednostkowego, emocjonalnego zaangażowania nie da się chyba rozważać w oderwaniu od zmieniających się warunków czytania i społeczno-politycznych źródeł lekturowych afektów. Raczej nie interesuje mnie rozstrzyganie, czy Kazimierz Wyka pasjonuje, czy nie, bo formuła tej wątpliwości eliminuje podatność dyskursów na przekształcenia i aktualizacje, niekiedy sprzeczne i przekorne wobec źródłowych założeń. Wolę raczej mówić o użyteczności pewnych pól wiedzy i problemów, a w przypadku Wyki także o modalnościach pojęć. Uwagi Wyki o realizmie i inkluzywności realistycznej poetyki, to nie tylko świadectwo wymuszonego reżimem zaangażowania, lecz – może przede wszystkim – zarys zaskakującej utopii literatury, bezkolizyjnie łączącej tradycję indywidualności artystycznej i wspólnotowe imaginarium. A przecież autor tych uwag nie jest dziś patronem toczących się dyskusji nad poszerzeniem społecznej wyobraźni, poszukujących wsparcia w bardziej wyrazistych tradycjach i określonych ideowo głosach. Być może jednak takie Benjaminowskie „czesanie historii pod włos” ma dziś możliwość poluzowania usztywnionych antagonizmów pomiędzy wizjami i genealogiami języków krytycznych czy sposobów historycznoliterackiego porządkowania. Wybór pism Kazimierza Wyki może stać się okazją do fortunnego zróżnicowania dążących do homogeniczności klasyfikacji historycznych programów, może również uwrażliwić na nieoczywiste znaczenia i konteksty postulatów dzisiejszej humanistyki.

MU: We wstępie znajduje się rozdział zatytułowany Prekursor nowego regionalizmu. Wyka zostaje więc zaprezentowany jako pionier, ale gdyby zrobić słowa-klucze z samego wstępu, to pojawiłyby się: katastrofizm, realizm, regionalizm, ale też: stróż, strażnik, klucznik – tradycji, kodeksu, planu. Pan ilustruje poprzez wybrane przez siebie teksty taką wizję krytyki. Rzucam pytanie: na ile Wyka z tymi konkretnymi tekstami – jako strażnik, klucznik – i tym co Zaleski nazwał „wyrozumowanym konserwatyzmem”, może być dziś punktem odniesienia?

PM: „Jestem stróżem, chciałbym pilnować w sposób rozumny naszego wspólnego chleba na przyszłość” – tak pisze Wyka.

Teresa Walas: Jedno pańskie zdanie mnie zaciekawiło i być może można z niego wywieść jakieś przyszłe pożytki z twórczości Kazimierza Wyki. Powiedział pan, że Wyka nie był teoretykiem literatury, co na ogół jest prawdą, ale niepełną. Uważam, że był specyficznym teoretykiem, takim, o którego roli mógłby marzyć właściwie każdy badacz literatury. Wspominano tu o punktach odniesienia dla twórczości Wyki – o Brzozowskim, personalizmie. Ten świetnie obeznany z filozofią i socjologią niemiecką krytyk miał przecież jeszcze jednego wyraźnego patrona – był nim Dilthey, a więc przedstawiciel myśli hermeneutycznej. To jest największa siła Wyki – dążenie do pogodzenia „zimnego” stanowiska badawczego (dla uproszczenia nazwijmy je naukowym) i hermeneutycznego rozumienia. Spuściznę Wyki warto czytać na tle jednego z największych sporów intelektualnych końca XX wieku, sporu miedzy teorią a interpretacją, z którego zwycięsko wyszła na czas jakiś interpretacja, co dało później wrażenie bezgranicznej dowolności w postępowaniu z tekstem. Twórczość Wyki uprzedza i zażegnuje ten spór, pokazuje, że istnieje możliwość pogodzenia postawy badawczej o charakterze naukowym, czyli takiej, której rezultat poddaje się weryfikacji, nie jest tylko czystym głosem badawczej duszy, z hermeneutycznym rozumieniem. Wyka był w tym mistrzem! W każdej jego książce o charakterze historycznym możemy znaleźć stelaż teoretyczny, który nie jest widoczny gołym okiem. Wyka z powodzeniem realizuje postulat Gadamera: podchodzi do dzieła, czy do zespołu dzieł, i się w ich materię wsłuchuje. I z tego nasłuchu wyprowadza kategorie opisu. W ten sposób wymyślił chociażby kategorię „gospodarza poematu”, której nie znajdziemy w żadnym spisie pojęć teoretycznych. Właśnie dlatego Wyka tak bardzo buntował się przeciwko strukturalizmowi, bo on niszczył w nim hermeneutę. My – wtedy młodzi, rozgorączkowani – używaliśmy kategorii strukturalistycznych zachłannie, z namiętnością, a on widział w naszym podejściu niebezpieczeństwo dla rozumienia tekstu, czyli dla tego, w czym utwór artystyczny jest fenomenem niesprowadzającym się do żadnych kategorii. Dziś walka między nauką a interpretacją się rozmyła, obie strony sporu się zestarzały, straciły impet, do gry wchodzą nowe kategorie, nowe pomysły i perspektywy badawcze, które z tamtymi sporami często są w ogóle niestyczne. Ale gdyby chcieć doprowadzić do pojednania dwie strony ówczesnej walki, to wydaje mi się, że Wyka byłby bardzo dobrym patronem.

PM: Uważa się, że Wyka był antystrukturalistyczny, a przecież w IBL-u szefował młodym strukturalistom. To był człowiek, który potrafił odebrać sobie prawo gospodarzenia, czyli izolowania tych, których metody niekoniecznie mu odpowiadały. To cecha zasługująca na najwyższy szacunek. Gdyby wypunktować kategorie wymienione w tej dyskusji i szereg innych, to oczywiście po Wyce zostaje nam bardzo wiele. Pojęcia „pokolenia literackiego” Wyka nie wymyślił, natomiast zdecydowanie upowszechnił je na polskim gruncie. To kategoria produktywna aż do dzisiaj. Używają jej nawet młodzi krytycy, którzy nie zawsze ją rozumieją, być może nie obchodzi ich to, skąd się wzięła, pojmują ją poza kontekstem, na przykład ekonomicznie. Takich kategorii, intensywnie obecnych w pisarstwie Wyki i wciąż produktywnych, jest oczywiście znacznie więcej.

MU: Niektóre eseje w wyborze zostały pocięte, co też jest tematem do rozmowy nad zasadnością tego rodzaju gestów edytorskich. Dla mnie na przykład to jest trochę tak, jakby drukować wiersze we fragmentach. Rozum oczywiście to przyjmuje, że nie miał pan wyjścia, ale serce krwawi, gdy widzi taki „esej w kawałkach”.

MW: W wyborze nie ma też Podróży do krainy nieprawdopodobieństwa, czyli krótko mówiąc – nie weszło nic o filmie. W archiwum Wyki w Bibliotece Narodowej zachowały się zeszyty, w których ojciec dokładnie opisuje filmy, które oglądał. Są tam też dokładne zapiski z podróży do Włoch. Z tego wszystkiego można by wydobyć jakąś inną całość. Ale to oczywiście materiał dla innej książki. Tej panu gratuluję.

Czytaj dalej

Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marta Wyka Tamten świat Szkice literackie dawne i nowe Wydawnictwo Literackie Kraków 2020   Andrzej Mencwel Piękne zobowiązanie Polubiłem bardzo …

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.). Rozmowę …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …