RECENZUJĄ: Joanna Parniewska, Robert Ostaszewski

 

Zbigniew Białas

Tal

Wydawnictwo MG, Warszawa 2015

 

Joanna Parniewska

Zasłyszane w Sosnowcu

 

Być może najfortunniejsze podejście do ostatniej książki Zbigniewa Białasa wiedzie drogą okrężną – poprzez charakterystykę per negatio. Pomijając pewną niezgrabność tego rozwiązania, próba określenia tego, czym Tal nie jest, może okazać się owocna. Niewątpliwie bowiem po lekturze nasuwać się mogą wyraźnie dwa wnioski: książka ta nie jest ani kryminałem, nie jest też reportażem – choć nosi cechy obu gatunków. Brukowa sensacja przemieszana z faktem, autentyczne wydarzenia osnute aurą grozy i tajemnicy, udokumentowane skutki, których przyczyny rozmywają się w gąszczu hipotez i niepewnych poszlak.

Trudno pomyśleć formę pośrednią, która łączyłaby ciężar literatury faktu z beletrystyką w wydaniu czysto rozrywkowym. Gdyby jednak nadać rangę gatunku prozatorskiego plotce, Tal stanowiłby zapewne jej egzemplaryczną i – co należy jasno powiedzieć – znakomitą realizację. Plotka gra na relacji pomiędzy faktem a fikcją i nie waha się przed całkowitym odwróceniem ich proporcji. Ponieważ należy do tradycji mówionej, jej żywiołem jest zmienność. Zasilana nieustannym przekazywaniem z ust do ust ożywa coraz to nowszym blaskiem, rozrasta się do nieprzewidywalnych rozmiarów, z kolejnymi szczegółami nabiera pikanterii, intryguje i zarazem drażni. Prawdę traktuje wybiórczo, niekiedy (wyłącznie dla zachowania iluzji wiarygodności) respektuje granice prawdopodobieństwa, lecz przede wszystkim zabarwia się odczuciami swoich poręczycieli i – co wyróżnia tę odmianę językowego przekazu – żywi się wyłącznie emocjami negatywnymi: zawiścią, agresją, butą.

Podchodząc do sprawy od strony etymologii, „plotka”, tj. „gadanina”, dzieli źródłosłów z czasownikiem „pleść”. W Talu pokazana została zawiła plątanina okoliczności, która w latach 1936–1939 pozostawała na językach społeczności Sosnowca. Właśnie siła plotki przechowała w pamięci głośną niegdyś sprawę Grzeszolskiego, który został oskarżony o otrucie swojej żony i dzieci talem. Na wzór misternie zaplecionego warkocza, w opowieści o domniemanym morderstwie fakt nieustannie przeplata się ze spekulacją, dowody z domysłami. Białas, skądinąd sam w przedmowie wpisujący swoją powieść w konwencję „non-fiction novel” (s. 5), porusza się po meandrach minionych historii i biografii, sprawdzając, czy prowadzą do ziarna prawdy, które – jak zapewnia potoczna mądrość – w każdej plotce tkwić musi.

Rzetelność archiwisty, z którą autor przystępuje do nakreślenia autentycznych postaci, kończy się jednak na wymienieniu poszczególnych nazwisk, podstawowych faktów z biografii bohaterów i z przebiegu śledztwa. Dalej zaś rozwija się przestrzeń literackiej fantazji. Z punktu widzenia faktografii, to właśnie po stronie fikcjonalności znajdowałyby się te właściwości plotki, które wybrzmiewają w takich formułach jak: „pleść bzdury”, „pleść trzy po trzy”. Białas w istocie przedstawia zaledwie kolejną wersję zdarzeń i jest być może ostatnim poręczycielem plotki sprzed przeszło osiemdziesięciu lat. Co więcej, narrator co rusz podważa własną wiarygodność, pozwalając, by jego kompetencje przejmowali bohaterowie uwikłani w konflikty powieściowej rzeczywistości. Jako poręczyciel w najwyższym stopniu niepewny, narrator przywdziewa maskę detektywa po to jedynie, by naruszyć pozorny spokój wokół sprawy niewyjaśnionego morderstwa. Właśnie owo niedomknięcie uporczywie nie pozwala na odłożenie historii w zapomnienie, jak gdyby pewna rysa na przeszłości wciąż przepuszczała strzępy przedawnionych narracji na światło dzienne. Są historie – zdaje się pokazywać autor – które domagają się opowiedzenia.

W tym punkcie plotka zdradza osobliwe powinowactwo z angielskim plot, a skąd już prosta droga do greckiego mythos. Plotka o wyrachowanym morderstwie może stać się lokalnym mikro-mitem. Sprawa Grzeszolskiego nie jest bowiem jedynie opartą na poszlakach narracją, która – po wielu latach – domaga się fabularnego uporządkowania i logicznego wyjaśnienia ze wskazaniem i ukaraniem winnego. W kręgu społeczności sosnowieckiej pełni rolę legendy miejskiej. Właśnie „folklor uliczny” (s. 5), by raz jeszcze odnieść się do słów wpisanych w dodatek Od autora, okazuje się właściwą materią powieści. By wydobyć z przeszłości zaginiony fragment legendy Zagłębia, Białas resuscytuje zapomnianą piosenkę, którą – niczym uliczni bardowie – śpiewali mieszkańcy Sosnowca przed ogłoszeniem wyroku na głównym bohaterze. To wówczas ulice rozbrzmiewały katarynkowym rytmem upiornego zaśpiewu:

 

Na ulicy Rybnej,

Pod numerem trzecim,

Otruł Pan Grzeszolski

Żonę z dwójką dzieci (s. 234).

 

Być może łatwość, z jaką Białasowi przychodzi przywracanie do życia przeszłości, jest największą wartością jego książki. Autor wydobywa z archiwów sylwetki zaopatrzone zaledwie w szczątkowy biogram, jak gdyby wywoływał duchy z przeszłości i pozwala im zaistnieć jako pełnokrwistym bohaterom. Nie sposób przy tym nie docenić sporej dozy groteskowego humoru, który – zapewne z racji upływu czasu – zupełnie wypiera tragizm przedstawionych wydarzeń. Wyrazistość bohaterów sytuuje ich niemal na granicy karykatury, a przedwojenny Sosnowiec przypomina scenerię koszmarnego snu, w którym każdy potencjalnie skrywa jakąś tajemnicę.

Czy rzeczywiście Pan Grzeszolski otruł swoją rodzinę, pozostanie kwestią sporną. Autor nie obiecuje ani łatwych rozwiązań, ani przywrócenia porządku z happy endem. Tal – jak już zaznaczyłam – nie jest kryminałem, w którym narastające napięcie doprowadziłoby do odroczonego i wyczekiwanego rozstrzygnięcia. Narracja zostaje poprowadzona tak, by skomplikować intrygę, a ponieważ punkt ciężkości usunięto z zakończenia i właściwa kulminacja uległa zneutralizowaniu, uwaga koncentruje się na subtelnych niuansach zasygnalizowanych w tekście. To właśnie w owych zagadkowych szczegółach może tkwić ukryte ziarno przemilczanej prawdy. Może, choć nie musi. Ponad głowami bohaterów autor dyskretnie wykonuje gest w kierunku czytelnika, zapraszając go do gry w domysły. Wystarczy przytoczyć fragment dialogu pomiędzy prawnikami rozmawiającymi o Grzeszolskim w przerwie od rozpraw:

 

– Może pisać książki w więzieniu, przecież jest wykształcony.

– Faktycznie, mógłby to robić.

– Myślisz, że książki piszą głównie ludzie samotni?

– Samotni albo wariaci. Nie ma innej możliwości. Kto inny traciłby na coś takiego czas? (s. 231).

Joanna Parniewska

 

Czytaj dalej

Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marta Wyka Tamten świat Szkice literackie dawne i nowe Wydawnictwo Literackie Kraków 2020   Andrzej Mencwel Piękne zobowiązanie Polubiłem bardzo …

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.). Rozmowę …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …