Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Marcin 11 Pryt

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.).
Rozmowę prowadziła: Katarzyna Trzeciak

 

Katarzyna Trzeciak: Rozmawiamy dzisiaj o trzech książkach, które wymienię w kolejności od najstarszej: Odmieńcza rewolucja. Performans na cudzej ziemi Joanny Krakowskiej (wydana w 2020 roku w kooperacji dwóch oficyn – wydawnictwa Muzeum Sztuki Nowoczesnej i krakowskiego Karakteru), Dezorientacje. Antologia polskiej literatury queer (opublikowana pod redakcją Alessandra Amenty, Tomasza Kaliściaka i Błażeja Warkockiego w Wydawnictwie Krytyki Politycznej w 2021 roku; ale w tej chwili mamy już jej drugie, zmienione i uzupełnione wydanie) oraz Słowacki. Wychodzenie z szafy Marty Justyny Nowickiej (również ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej w 2021 roku).

Chcemy wyjść poza formułę spotkań autorskich, które traktują zwykle publikacje bardzo indywidualnie, i spojrzeć na te książki od strony problemowej oraz nieco szerszych zagadnień poświęconych queerowości, czy też różnego rodzaju strategii pokazywania i uprawiania queerowych historii na gruncie polskim.

Chciałabym zacząć od ogólnego pytania, które dotyczy zewnętrznych wobec tych książek strategii i chwytów promocyjnych. Wszystkie – przede wszystkim dotyczy to książki Marty Justyny Nowickiej i poniekąd również tomu Dezorientacje – są opisywane w retoryce nowości i przełamywania kwestii, które wcześniej były obecne inaczej lub nieobecne. Oprócz posługiwania się topiką nowości drugim chwytem, który rzuca się w oczy (szczególnie przy okazji monografii Nowickiej), jest próba pokazania książki jako obiektu do konsumpcji. Myślę tutaj o torbie płóciennej z nadrukiem okładki Słowackiego, którą wydawnictwo sprzedaje jako suplement do książki. Chciałam Was zapytać – abstrahując na razie od queerowości, rozpisywanej w tych książkach przez wszystkich autorów i autorki – jak te strategie wydawnicze modelują queerowość? W jaki sposób modelują tradycje dotychczas uprawianych badań oraz świadomość tych badań? I wreszcie: w jaki sposób retoryka nowości gra z tym, co widzimy w szeroko pojętej produkcji kulturalnej, czyli erupcją różnych obrazów, performansów, narracji, zjawisk, które skądinąd queerowości właśnie dotyczą? Czy korzystają z formuł i artykulacji queerowości?

Grzegorz Stępniak: Nie do końca znam się na strategiach promocyjnych wydawnictw. Wydaje mi się, że w Polsce – kraju katolickim, patriarchalnym, seksistowskim – każda strategia promocyjna wokół książek dyskutujących na tematy seksualności, gender czy tego, co określamy jako queer, jest ważna i bezcenna.

Jeżeli chodzi o samą kategorię nowości, to z jednej strony – po postmodernizmie – jestem do niej sceptycznie nastawiony, a z drugiej wydaje mi się, że faktycznie tych badań w Polsce nie było tak dużo – nawet w ciągu ostatniej dekady. A jeśli były, to wychodziły bardziej ze szkoły queeru skupionego wokół opisywania zjawisk socjologicznych. Pod koniec lat 90. pojawiały się w Polsce książki, w których dużym błędem i nadużyciem było wykorzystywanie istniejących na Zachodzie teorii spod znaku queer, będących wymysłem anglosaskich ekspertów i uniwersytetów. Przykładanie ich w stosunku jeden do jednego do analizy zjawisk z rodzimego kręgu społecznego i kulturowego – jest mylące niczym redukowanie rozmaitego typu uwarunkowań kulturowych, kontekstów politycznych czy obyczajowych. Strategie promocyjne rządzą się trochę innymi prawami. Oczywiście trzeba je dopasowywać do lokalnego kontekstu kulturowego, ale już ze względu na same tematy, które stoją w centrum tych dwóch książek, są one bardzo silnie związane z polską kulturą i literaturą. Te akcje promocyjne też są zakorzenione w lokalnym kolorycie – wszystko jest takim trochę cynicznym i nihilistycznym stwierdzeniem postmodernistycznym – ale czy zasadnym? Jeszcze raz chciałem podkreślić, że w takim państwie, jakim jest Polska, w aktualnym klimacie politycznym i obyczajowym, sprawa jest dużo bardziej skomplikowana.

Dlatego zresztą pisałem krytyczne teksty o dwóch z tych książek, o Dezorientacjach i o książce Joanny Krakowskiej [zob. Trzydzieści ton polskiej, polskiej literatury queerowej, „Pamiętnik Teatralny” 2021, nr 3; Odmieńcza odmienność, „Didaskalia” 2021, nr 162 – przyp. red.]. Pomimo innych zarzutów, które miałem wobec tych tekstów, za każdym razem bardzo pozytywnie wartościowałem sam fakt, że te książki powstały, że wywołują dyskusję i przybliżają polskim czytelnikom tematy nieznane dotąd w tej skali.

Zofia Ulańska: Mnie też towarzyszy podobna „dezorientacja”, związana z rozdźwiękiem pomiędzy teorią a aktualnym momentem historycznym, w którym się znajdujemy w Polsce. Te teorie zaszły już o wiele dalej. Wiemy od prawie dwudziestu lat licząc od ukazania się tekstu Judith Butler Imitacja i nieposłuszeństwo płciowe (przeł. Ewa Majewska, „Przegląd Filozoficzno-Literacki” 2003, nr 1) – że takie kategorie, jak tożsamość lesbijska i gejowska oraz coming out są „uJArzmiające”. Butler nawiązuje do mechanizmów, które Michel Foucault opisał już w latach 70.: wyznanie – „ujawnienie prawdy” to kluczowy element mechanizmów wiedzy-władzy (zob. Michel Foucault, Historia seksualności, Warszawa 1995). Butler postrzega coming outy jako element tych procesów, bo stawiają odbiorcę w roli osoby dysponującej „prawdą” w większym stopniu niż „wychodząca z szafy” (badaczka podkreśla przy okazji, że nie wiadomo, czym miałaby być ta prawda, skoro mówiąc o pożądaniu mówimy o sferze nieświadomości). To odbiorca staje się wówczas dyspozytariuszem narracji tożsamościowej, zawłaszczając „ja” osoby mówiącej i uznając, że może się do niej odnieść w sposób oceniający. Teorie queerowe uświadomiły nam, że w ten sposób lepiej już nie myśleć.

Mam wrażenie, że kolejnym tekstem, który wyznaczałby granicę, cezurę, byli Argonauci Maggie Nelson – książka, z której dowiadujemy się, że bycie queer nie jest już nośną kategorią, bo ciało się zmienia, każdy na różnych etapach życia ma inny stosunek do heteronormy, do bycia queer właśnie. Odruch teoretyzowania polega na obwarowywaniu się, zastrzeganiu: nie chcę zrobić tego, nie chcę zrobić tamtego. Nie chcę komuś przypisywać tożsamości. Nie chcę mówić, kto z kim sypiał. Nie chcę myśleć subwersywnie. Nie chcę zrobić jeszcze czegoś innego. W ten sposób doprowadzamy dyskurs do jego granic, a próba powrotów do odrzuconych matryc wydaje się anachroniczna i zwyczajnie nie na miejscu.  

Niestety, zanurzenie w tych teoriach spowodowało, że pomimo mojej świadomości, że każda z książek, o których tu dyskutujemy, jest wspaniałym wydarzeniem – zwłaszcza dla starszych pokoleń niż moje, osób, które całą edukację przechodziły w czasie, gdy nie można było poruszać tych tematów – gdy patrzę na przykład na okładkę książki Marty Justyny Nowickiej, a konkretniej na jej tytuł, moją pierwszą reakcją jest wrażenie, że coś tu nie gra. Ktoś kogoś wyprowadza z szafy – to określenie pojawia się wprost. Uznałam, że jest to chwyt marketingowy, że to tylko okładka, tytuł, a książka będzie na przykład o dandyzmie, nie będzie poszukiwała odpowiedzi na pytania natury psychologicznej, medycznej.

Słowem, mam problem z tym, jak wypracować postawę, która nie teoretyzuje, ale też nie musi być zachwytem. I myślę, że to pogodzenie teorii z historią, ale też akademizmu z przekazem popularnym to jedno z większych wyzwań uprawiania studiów queer „po polsku”.

KT: Do tego, o czym teraz mówiłaś, wrócimy jeszcze, kiedy spróbujemy przyjrzeć się kolejno modelom queerowości deklarowanym w tych książkach. Tymczasem, Ewo, jeszcze Ciebie dopytam o kwestię promocji.

Ewa Wojciechowska: Przez moje zainteresowania kulturą XIX wieku też będę bliżej Słowackiego. Cieszyłam się, gdy widziałam na Wyborcza.pl czy na portalu „Super Expressu”, newsy dotyczące Słowackiego i jego seksualności – to krzepiące. Ale gdy patrzę na spoglądającego na nas z tej okładki Słowackiego – miłego i różowego, bezpiecznego i sympatycznego – to wydaje mi się jednak, że dostajemy taką książkę i opowieść za cenę wyjałowienia historii Słowackiego z jego subwersywnego, wywrotowego aspektu; dostajemy Słowackiego, który pasuje do płóciennej torby i jest niegroźny. Dlatego trudno mi wobec tej książki używać kategorii queerowych.

GS: Jeżeli mowa o promocji, to zapominamy o podstawowej kwestii. Słowacki jako jeden z trzech wieszczów jest potencjalnie kimś, kim jest zainteresowany polski naród – jest więc autorem stosunkowo łatwym do wypromowania. Można zaangażować do tego celu więcej technik, bo niemal każdy, kto potrafi czytać i pisać w Polsce, kojarzy Słowackiego. Tutaj strategii promocyjnych może być całe multum, a pogrywają one najczęściej z wyobrażeniami o nim jako jednym z pomnikowych wieszczów. Zdecydowanie inaczej promuje się mniej znanych czy znanych jedynie studentom literaturoznawstwa autorów i autorki w rodzaju Marii Dulębianki, czy też twórców, których teksty zgromadzone są w Dezorientacjach.

EW: Pójdę Twoim tropem – Słowacki jest bardzo wdzięczny. Mamy mit sporu z Mickiewiczem: Nowicka przeciwstawia męskiego, hetero Mickiewicza i miękkiego, queerowego w jej rozumieniu Słowackiego. Mamy obraz kontrolującej matki Słowackiego, funkcjonujący nawet w szkolnej wiedzy – to więc dobra pożywka, na której można marketingowo działać.

ZU: Zadajmy sobie pytanie, kim jest modelowy czytelnik tej książki? Wydaje mi się, że autorka zaczyna od modelowania swojego adresata, który zna Słowackiego ze szkoły, ale zna go za mało. Kogoś, kto chciałby wyszukać jakieś informacje w Wikipedii, ale tam ich nie znajdzie. W związku z tym autorka wchodzi w rolę nauczycielki. Pierwsza moja „dezorientacja” w trakcie lektury pojawia się, gdy ta rola zostaje przełamana. Autorka pisze, że nie posłuży się tą teorią, nie posłuży się tamtą teorią – zadawałam więc sobie pytanie: czy adresatów nie jest jednak więcej? Pierwszy uczył się w szkole o wieszczach w sposób heteronormatywny, drugi czyta tę książkę zainteresowany wyłącznie jej naukowym charakterem. Zastanawiałam się jednak, czy ta naukowość nie szkodzi trochę tej książce, jeśli ma być ona produktem, o którym mówimy.

KT: Mam roboczą hipotezę, że paradoksalnie być może nieco łatwiej jest przekształcić czy włączyć w mainstream queer utożsamiony z kwestiami seksualności. To świetnie widać w przypadku książki o Słowackim. Inaczej rzecz się przedstawia w sytuacji queeru, który jest z założenia czymś nieprzyjemnym, czymś, co chce wejść do mainstreamu, żeby go przekształcić, ale nigdy w pełni tego nie robi. I niekoniecznie dotyczy to wyłącznie kwestii seksualności, ale queeru rozumianego jako postawa nieposłuszeństwa. Style promocji i style konsumowania takiego właśnie queeru są nieco mniej obecne.

Skoro już wspomnieliście o tym, co jest w tych książkach, chciałabym, żebyśmy przyjrzeli się queerowości, o której piszą sami autorzy i autorki. Queerowości i odmieńczości – bo na różnych poziomach te pojęcia pojawiają się w każdej z dyskutowanych przez nas książek. Jestem ciekawa, na ile – Waszym zdaniem – queer jest pochodną teorii, dyskursów, strategii wypracowywanych na gruncie zagranicznym i ewentualnie próbą dosztukowania ich do kontekstu polskiego, a na ile te książki pokazują nieco inne, bardziej pojemne rozumienie queerowości, niebędące wyłącznie aplikacją znanych już dobrze teorii, o których już wspominałaś, Zosiu.

GS: Lubię kwestie metodologicznego czyszczenia. Zajmuję się queerem w ujęciu, które jest stosunkowo nowe (również dla zachodnich uniwersytetów czy myśli) – to znaczy takimi modelami, które odchodzą od opisywania i nazywania w kontekście queeru tylko homoseksualności i ogólnie seksualności na rzecz rozmaitych alternatywnych modeli bycia, alternatywnych organizacji struktur społecznych, negatywnych afektów bądź zjawisk. Myślę, że takie pojęcie queeru jest dużo bardziej pojemne, atrakcyjniejsze metodologicznie, osadzone w nowych ideologicznych paradygmatach, które wyłoniły się w kontekście amerykańskim 15 lat temu, czyli stosunkowo niedawno.

Polskie książki korzystają z zachodnich narzędzi, mechanizmów czy teorii w bardzo wybiórczy i arbitralny sposób. Mam wrażenie, że queer jest używany w bardzo tradycyjnym znaczeniu w przypadku każdej z tych książek – „queer” znaczy w nich głównie „homoseksualny”, odnoszący się do społeczności LGBTQIA. I jest nakierowany na modele erotyczne, homoerotyczne pragnienia i pożądania, uwarunkowane niekoniecznie przez homoseksualność, a raczej homoerotyzm. Bardzo dużo jest takich wątków na przykład w książce Dezorientacje. W gruncie rzeczy myślenie o włączaniu tych autorów w taki rodzaj queerowego kanonu, jakim ma zostać ta książka, nie różni się od tego, co robi autorka książki o Słowackim. Po części wyprowadza się ich z szafy i automatycznie zamieszcza w antologii polskiego queeru – bo gdzieś kiedyś funkcjonowały, albo nadal funkcjonują, domniemania na temat ich seksualności czy homoseksualności. Odczytuje się ich utwory przez perspektywę autobiograficzną. Jest to autobiografizm nakierowany na modele pragnienia, pożądania do przedstawicieli tej samej płci.

Nawiązując do tego, co powiedziałaś na temat Butler i tożsamościach kobiecych, męskich, homoseksualnych – dla mnie ważna jest jeszcze inna kwestia. Butler jest badaczką z gruntu queerową, zwłaszcza w przypadku późniejszych jej prac, ale zaczynała od gender studies i stworzyła ich podwaliny. Gender studies to jest zupełnie inna nauka, choć oczywiście ściśle łączy się z queer studies, dlatego że gender wychodzi się od binarnych podziałów na mężczyzn i kobiety, a także od przypisywania ich do tych tożsamości­­­ – role płciowe są więc, jak chce Butler, performatywnie ustanawiane. Queer jednak znajduje się w szarej strefie. Interesuje go wszystko, co pomiędzy. Mam wrażenie, że o tym często zapominają autorzy tych trzech książek. Bardzo łatwo wskakują w rozmaitego typu binarne opozycje – najczęściej homo i hetero – i nie zajmują się tym, co pomiędzy. To był mój drugi zarzut krytyczny przy okazji tych dwóch książek, o których pisałem, choć oczywiście też ciężko wymagać, by nagle zajmować się wszystkimi tematami. Wydaje mi się, że najciekawsze wątki, które odnalazłem i w książce Joanny Krakowskiej, i w Dezorientacjach, niekoniecznie łączyły się z modelami homoseksualności i seksualności – czy to performerów lub artystów, czy też autorów, a nawet ich tekstów. Gdzie indziej lokowałbym ich queerowość – bardziej w kontekście pewnego performatywnego ustanawiania różnego typu „dziwności”, co zresztą też odnosi się do pierwotnego znaczenia terminu queer.

ZU: Widzę bardzo dużą różnicę między Dezorientacjami i Wychodzeniem z szafy a książką Joanny Krakowskiej. W Odmieńczej rewolucji zostało przełamane rozumienie queeru jako dotyczącego wyłącznie seksualności. Bardzo mi się podoba, że – pomimo iż nie jest to książka, która wychodzi od teorii – często pojawiają się w niej definicje queeru, które tworzą artystki i artyści przywoływani przez Krakowską. Eseistka wyraźnie podkreśla, że sytuacje i momenty, w których znajdują się artyści nowojorscy, offowi, są złożone. Chodzi też o kwestie ekonomiczne, klasowe, rasowe, o choroby. I takie właśnie rozumienie queeru się u Krakowskiej pojawia – dlatego jej książka najbardziej mi się podobała. Nie zajmuję się queerem na tyle długo, by się szczegółowo wypowiedzieć o niepowiązanych z seksualnością definicjach, ale mam poczucie, że ta książka zaprasza do takiego właśnie rozumienia queeru.

EW: Chciałabym się odnieść do problemu binarnych opozycji i siły ich funkcjonowania niezależnie od queerowego języka. To bardzo ciekawie widać u Nowickiej, która stara się trzymać dualizmu queeru i heteronormy, co sprawia, że jej obraz dziewiętnastowieczności jest dużo bardziej konserwatywny, niż mógłby się wydawać. Przedstawia jednego, pojedynczego Słowackiego, pojedynczego odmieńca przeciwko heteronormie. To zero-jedynkowe postawienie sprawy. Tymczasem i w Dezorientacjach, i w badaniach prowadzonych nad dziewiętnastowiecznością (myślę o pracach m.in. Tomasza Kaliściaka, Mateusza Skuchy) jest masa tekstów, które pokazują, jak ogromna jest skala dziewiętnastowiecznego queeru jeszcze do odkrycia – i to zarówno u Mickiewicza (który u Nowickiej jest oczywiście wielkim adwersarzem Słowackiego), jak i Ludwika Sztyrmera, Józefa Ignacego Kraszewskiego czy Narcyzy Żmichowskiej. Wiele z tych rzeczy sytuuje się w szarej strefie, dalekiej od zero-jedynkowości – u Nowickiej zupełnie straconej na rzecz opozycji twardej heteronormy i pojedynczego, cudownego, znerwicowanego odmieńca.

GS: Tak, też mam takie wrażenie. Wiązałbym to z typową nadwiślańską skłonnością i upodobaniem do jasnego zidentyfikowania przeciwnika i mesjanistycznego opowiedzenia się przeciwko niemu. Przyjmijmy, że tutaj ten przeciwnik jest ideologicznie słuszny, więc problemu nie ma.

Przyszedł mi do głowy przykład z innego rejestru, z nowego polskiego kina – mam na myśli film Wszystkie nasze strachy, w którym narracja też jest bardzo wyraźnie skonstruowana na binarnych opozycjach (np. wieś – miasto) i zajmuje się artystą, którego sztuka raczej tego nie przełamuje, czy ukazuje głównego bohatera w kluczu wyraźnie mesjanistycznym jako samotnego wojownika przeciw karczemnej heteronormie. Miałem podobne myśli przy okazji przeglądania książki Nowickiej.

KT: Zaczęliście już trochę o tym mówić, więc skorzystam, żeby podrzucić kwestię pisania odmieńczych historii, innych historii, budowania opowieści, których dotąd nie było. Wszystkie te książki łączy przeszukiwanie przeszłości, chęć opowiedzenia o przeszłości na nowo. Jestem ciekawa, co myślicie o takim założeniu budowania historii. Jaki jest skutek przyjęcie takiego założenia w każdej z tych książek?

ZU: Ponownie zacznę od książki o Słowackim, bo jednym z moich pierwszych odruchów było zrewidowanie jej nowatorskiego charakteru. Pomijając już nawet wątek matki, który zdecydowanie nie jest nowy, to nawet same założenia nieheteronormatywności, różnego rodzaju inności, która jest tutaj zwielokrotniona, były formułowane już wcześniej. Zajrzałam bardzo pobieżnie do SzatAnioła. Powikłanego życia Juliusza Słowackiego Jana Zielińskiego (Warszawa 2000) i akurat od razu trafiłam na fragment, który opowiadał o relacji Słowackiego z Krasińskim – bardziej wprost nawet ta relacja została nazwana. Marta Justyna Nowicka wie, w jakim momencie jej książka się ukazała, i mimo że wydobywa nieheteronormatywność, zostawia względem niej jednak margines niepewności. W SzatAniele tego marginesu niepewności w zasadzie nie ma.

Zajrzałem także do Portretu Słowackiego Pawła Hertza (Warszawa 1976). Niesamowite, ale mam wrażenie, że to też jest opowieść o dużej różnicy między relacjami Słowackiego z kobietami a jego relacjami z mężczyznami. Tylko że ta różnica jest zarysowana poprzez sposób opowieści o nich – Hertz jest bardzo ironiczny, gdy przedstawia Słowackiego w relacjach z kobietami. Pojawia się w Portrecie Słowackiego podobny zabieg, z jakim mamy do czynienia w Przedziwnej sztuce porażki Jacka Halberstama. Hertz trochę wyśmiewa Słowackiego, któremu znowu nie wyszło wpisanie się w normę społeczną, chętnie też ocenia, dąży do szybkiego domknięcia wątków, które zresztą dotyczą nie tyle uczuć, ile imaginacji lub niedoszłych planów matrymonialnych. Inaczej dzieje się, kiedy pisze o relacjach z mężczyznami: Michałem Rola Skibickim, Zygmuntem Krasińskim, Aleksandrem Hołyńskim, Wojciechem Kornelim Stattlerem. Język narracji zmienia się w bardziej sentymentalny, autor „maluje obrazy”, przywołując sceny z podróży, zwraca uwagę czytelników na atmosferę spotkań, posługuje się też niedopowiedzeniami. 

Zapewne gdybym tę pochwałę niedopowiedzenia wypowiedziała przy Marcie Justynie Nowickiej, uznałaby, że usiłuję coś zaciemnić, ale zastanawiałam się, czy takie przedstawienie życiorysu Słowackiego jak u Hertza nie jest czymś może nawet ciekawszym, bo czytelniczka/czytelnik jest w stanie dostrzec jakieś różnice. Inna sprawa – czy tego rodzaju opinia nie mogłaby zostać uznana za obronę siedzenia w szafie? A dla Nowickiej wyjście z szafy jest jednoznacznie pozytywnym wydarzeniem społecznym. W kontekście wręcz pozytywistycznym: wiedza o jego orientacji może być użyteczna. Taką właśnie miałam kolejną „dezorientację” związaną z tą książką – biografia z 1950 roku podobała mi się bardziej niż książka Nowickiej.

GS: Myślę, że te książki w mniej lub w bardziej bezpośredni sposób nawiązują do przełomowego na gruncie amerykańskiego literaturoznawstwa tekstu Eve Kosofsky Sedgwick Epistemology of the Closet (Berkeley 1990) – stąd, być może, nawiązanie do szafy w tytule książki o Słowackim; przynajmniej takie było moje pierwsze skojarzenie w perspektywie queer. Tam jednak to wychodzenie z szafy jest zupełnie inaczej opisywane i analizowane. Eve Kosofsky Sedgwick nie ustanawia za wszelką cenę naiwnych i binarnych opozycji i nie robi tego w kontekście przeszłości. Pokazuje skomplikowaną siatkę zależności między motywami pragnienia, pożądania, cielesności, gender i seksualności. Nie pretenduje do tego, żeby ją rozplątać czy kogoś comingoutować. Zwraca uwagę na pewne obecne w znanych tekstach literatury i kultury anglosaskiej wątki, nie tyle homoseksualne, ile homoerotyczne. To rozróżnienie jest dla mnie bardzo ważne.

Zarówno w książce o Słowackim, jak i w Dezorientacjach jest to robione na binarnych opozycjach homo – hetero, męskość – kobiecość, aktywność – pasywność, czyli na tym, co krytykuje Eve Kosofsky Sedgwick w Epistemology of the Closet. Autorzy Dezorientacji powołują się na nią i na jej książkę wprost, jeśli dobrze pamiętam, we wstępie. W związku z tym ta wizja przeszłości jest poniekąd upraszczana, choć w słusznej wierze – lubię takie zwroty ku przeszłości i spoglądanie, czy sprawdza się reinterpretowanie starych tekstów narzędziami i strategiami analitycznymi. W Dezorientacjach i w książce o Słowackim jest to bardzo silnie związane z bohaterami tych książek i ich domniemanej seksualności czy homoseksualności – jakby nie można było pisać o homoseksualności czy homoerotyczności, nie doświadczając tego osobiście. Zapewne w większości przypadków tak jest, ale nie we wszystkich. Nie lubię takiego prostego zrównywania tożsamości twórców i artystów z tym, o czym tworzą i piszą. Wiadomo, że najlepiej jest opisywać coś, co się wie z bezpośredniego doświadczenia, choć nie zawsze.

EW: Zastanawiam się, jaka wizja dziewiętnastowieczności wyłania się z tych dwóch książek, z odnośnej części Dezorientacji i z książki o Słowackim. Te dwie odmieńcze dziewiętnastowieczne historie romantyczne są bardzo różne, to dwa zupełnie inne obrazy. O ile u Nowickiej mamy „przekładanie”, wtórnie ufortyfikowaną heteronormę i obraz smutnego, polskiego, maczystowskiego romantyzmu, o tyle z Dezorientacji da się wyczytać dużo bardziej zniuansowany obraz i ta opozycja jest dużo słabsza. W projekcie Dezorientacji – projekcie alternatywnej historii XIX wieku – zachwyca mnie, uważam to za bardzo cenne, pokazanie – a widać to szczególnie w zderzeniu z książką Nowickiej – jak nieszczelna była heteronorma i jak bardzo szerokie spektrum zjawisk obejmowała. Bardzo się cieszę, że obok siebie jest Sztyrmer i Mickiewicz, pisarze absolutnie kanoniczni (jak wieszcze, jak Henryk Sienkiewicz) obok Kaczkowskiego. Antologia mnie samą zachęca, żeby ją poszerzać i uzupełniać: zarówno o teksty mniej znane (np. o Leona Lentynę Kraszewskiego), jak i o zrekontekstualizowane fragmenty dzieł, które pozornie dobrze znamy (jak scena z Dziadów części IV, w której Gustaw identyfikuje się z dziewczyną – na ten temat zob. Katarzyna Czeczot, Ofelizm, Warszawa 2016, s. 61–70). Antologia Dezorientacje przez swoją otwartą formę bardzo zachęca do kolażowego tworzenia alternatywnej opowieści, z poszerzonym spektrum odcieni szarości, poza logiką binarną.

GS: Przez fragmentaryczność, która wyznacza tę strukturę i konstrukcję, antologia nie ma z pewnością pretensji do tworzenia całościowych narracji o przeszłości. Pozostaje się w tych odbłyskach, co też bardziej zgadza się ideologicznie z queerem.

EW: Wiele tekstów w Dezorientacjach, które nie wydawały się w ogóle queerowe, wywrotowe, a na pierwszy rzut oka bezpieczne – w tym zestawieniu i w tym towarzystwie zyskiwały nowy, inny wymiar. Choćby fragment z Sienkiewicza o nabijaniu Azji na pal, który zawsze wydawał się zupełnie kanonicznym tekstem, a tutaj w towarzystwie nagle zaczyna opalizować innymi znaczeniami.

GS: Zgadzam się z tym, co powiedziałaś o Dezorientacjach. W swoim tekście Trzydzieści ton polskiej, polskiej literatury queerowej powołuję się na znany w latach 90. telewizyjny program 30 ton – lista, lista przebojów, który też był – podobnie jak ta antologia – skonstruowany fragmentarycznie. Jego zadaniem było zachęcenie słuchaczy, żeby słuchali utworów i teledysków, które następnie prezentowano przez trzydzieści sekund. Tutaj też mamy takie fragmenty utworów, mające zachęcić do własnych poszukiwań i składające się na bardzo zróżnicowaną mapę polskiej literatury queerowej, która w żaden sposób nie jest skończona i kompletna.

KT: Mówiliście, Ewo i Grzegorzu, o siatce czy montażu, który wyłania się z Dezorientacji i niewątpliwie jest wpisany w założenia tej książki. Bo ona jest z jednej strony linearną i chronologiczną opowieścią, ale z drugiej wydaje się szalenie istotną zachętą do zderzania ze sobą tekstów i poruszania się tropami interpretacyjnymi. Te konkretne tropy i motywy, właściwie zakłócające linearność opowieści, są zresztą nam podsunięte.

Równie istotny wydaje się jednak problem, o którym pisała kiedyś Magda Szcześniak (w kontekście Homobiografii Krzysztofa Tomasika z 2008 roku). Myślę o kwestii normatywnej historii nienormatywności: gdy opowiadamy odmieńcze historie, nie poruszamy matrycy historiografii – ona pozostaje niewzruszona. Chronologia jest domyślna, a struktury dziedziczenia, reprodukcji, na których wspiera się myślenie chronologiczne, nie są problematyzowane. Podobnie nie jest problematyzowany kanon, bo to, co można robić z kanonem, to albo wpuszczać do istniejącego kanonu jakieś alternatywne kanony, albo pisać nowy kanon. Tak czy inaczej, kanon pozostaje domyślną strukturą dystrybuowania i utrwalania wiedzy. Chciałabym Was zapytać, czy te książki wymykają się ślepej uliczce, jaką jest ostatecznie normatywizowanie historii nienormatywności?

GS: Jestem zdecydowanie zwolennikiem, w teorii i ideologicznie, rozwalenia kanonu. Ale w odpowiedzi na Twoje pytanie muszę powiedzieć, że te książki się nie wymykają. Nie wiem zresztą, na ile jest to możliwe w polskim kontekście. Przypomnę natomiast to, od czego zacząłem: w patriarchalnym, seksistowskim, katolickim kraju nie da się rozwalić tego kanonu, jeżeli go wcześniej nie zbudujemy. Żeby coś rozwalić, trzeba to najpierw stworzyć.

Bardzo lubię książkę Griseldy Pollock Differencing the Canon. Feminism and the Writing of Art’s Histories (Londyn – Nowy Jork 1999), która mówi o tych wszystkich kwestiach. Opisuje mechanizmy wytwarzania kanonów i tłumaczy, dlaczego są one ideologicznie niebezpieczne. Pokazuje także, jakie są modele wyjścia poza przypisywanie do kanonu nowych zjawisk czy jedynie dekonstruowania owego zestawu norm, które nie zmienia status quo. U nas są to książki dość tradycyjnie napisane – linearnie i chronologicznie występujące paradoksalnie przeciw temu, co krytykuje ideologia queer, a krytykuje zarówno homologiczność, jak i kanon i linearność.

Trzeba pamiętać, że są to książki pisane po polsku i osadzone mocno w polskim kontekście kulturowo-obyczajowo-literaturoznawczym. W mniejszym lub większym stopniu wyważają drzwi, które nie do końca były otwarte, więc nie wiem, czy można porywać się na takie kategoryczne stwierdzenia, jak uwagi Magdy Szcześniak dotyczące homobiografii, modeli konstruowania biografii i przypisywania jednoznacznych kwestii związanych z homoseksualnością czy homoseksualnymi modelami pragnienia i pożądania. Wydaje mi się, że te książki były w pewien sposób wywrotowe i subwersywne – bardziej na poziomie treści niż pod względem formalnym.

ZU: Uważam książkę Joanny Krakowskiej za trochę inaczej skonstruowaną od pozostałych. Też jest opowieścią chronologiczną – zaczyna się we wczesnych latach 60. i kończy w latach 90. – ale wyraźniejsze jest w niej zaznaczanie momentów rewolucyjnych i queerowych. Nadal jest wróg. Nadal artyści queerowi występują w opozycji do tego, co pozostaje niezmienne (wielkiej polityki, mieszczańskich wyobrażeń o kulturze) – ale biograficzność zostaje przełamana. Krakowska pokazuje, że nie ma znaczenia, co przeżyli w dzieciństwie bohaterowie, jak to się dzieje w narracji Nowickiej.

GS: Tak, Krakowska pokazuje natomiast konkretne momenty, w których jej bohaterowie postawili opór.

EW: Oczywiście przyłączam się do Waszych diagnoz, ale powiem może coś na obronę książki Nowickiej. To jedyna kwestia, która wydaje się cenna – jest tam ciekawy pomysł, który niestety jest mało wykorzystany. Nowicka pokazuje powinowactwo Słowackiego z pisarzami, którzy są późniejsi i te powinowactwa pojawiają się w dosyć nieoczekiwanych miejscach. Pozwalają, by w końcu temu samotnemu i biednemu Słowackiemu, z którym współodczuwałam przez całą książkę, ktoś choć w nielicznych momentach towarzyszył. Sąsiedztwa, które proponuje Nowicka, są oczywiście dosyć przejrzyste: to jest Witold Gombrowicz, Jerzy Andrzejewski i Andrzej Stachura. Nowicka pozwala nam jednak w ten sposób inaczej w ogóle pomyśleć o historii literatury. Sparowanie Słowackiego z tymi pisarzami odwraca nam strukturę chronologiczną. To momenty wyrwania, w których możemy sobie pomyśleć o wspólnocie doświadczeń Słowackiego i Gombrowicza, którzy się czasami bardzo ciekawie oświetlają.

GS: Przyszło mi do głowy, że w książce Krakowskiej pojawia się problem, który ściślej łączy się ideologicznie z queerem. Krakowska odchodzi od jednostkowego opisywania artystów, często na rzecz społeczności, pewnego rodzaju grupowości, co wynika ze specyfiki pracy nowojorskich artystów, którzy często tworzyli sztukę w kolektywach. Tymczasem przy okazji polskich twórców, których na warsztat biorą pozostali nasi autorzy i autorki, znów powraca polski mesjanizm, kult jednostki – w kulturze polskiej jest widoczne myślenie o geniuszu artystycznym wybitnej, oświeconej jednostki. Krakowska zajmuje się amerykańską kulturą i tam są zupełnie inne konotacje. Amerykańska kultura też co prawda skupia się na jednostce, ale przy użyciu innego klucza niż polska, bo przyjmuje perspektywę self-made mana.

ZU: Żeby nawiązać i do Twojej wypowiedzi, i do tego, co mówiliśmy o teoriach – przypomniały mi się badania Anny Duszak dotyczące stylów intelektualnych (Tekst, dyskurs, komunikacja międzykulturowa, Warszawa 1998), w których autorka charakteryzuje anglosaski styl wypowiedzi w opozycji między innymi do stylu teutońskiego (do którego zalicza się styl polskich publikacji). Po jednej stronie mamy „zmierzanie do celu”, chęć podzielenia się wynikami badań, aby wyeksponować temat i nim zainteresować czy skłonić do dyskusji, po drugiej – dygresyjność, konfrontacyjność, ekspozycję trudności i rangi wyzwań, których podjął się badacz. Wspominam o tym, ponieważ także na poziomie narracji książka Krakowskiej jest bardziej anglosaska (i w tym sensie, by tak rzec, kolektywizująca) – niewiele dowiadujemy się o samej autorce; od pierwszych zdań znajdujemy się na „Rented Island”, w świecie undergroundowych artystów, których relacje się uzupełniają. Komunikatywność i precyzja są u Krakowskiej istotniejsze niż referencyjność i obrona własnego punktu widzenia. Stąd może powstać wrażenie, że książka jest gęsta, obfita w informacje – bo zostaje pozbawiona indywidualistycznego naddatku, do którego jesteśmy przyzwyczajeni.

KT: Wrócę jeszcze do tego, o czym wspomniałaś, Ewo, bo to łączy się z moim kolejnym pytaniem. Pytaniem trochę rozsadzającym tę nadzieję na squeerowanie całej historiografii. Zastanawiam się, czy nie jest czasem tak, że próby queerowania początku historii czy zakłócania tej linearności często ryzykują myśleniem i pisaniem poprzez analogie, poprzez skojarzenia dość subiektywizowane i ostatecznie tego typu queerowanie historiografii zasadza się na przyjęciu jakichś założeń, które pozwalają potem snuć bardzo odległe paralele. Mówiłaś o Słowackim, który jest łączony z queerowością, której jeszcze z jego perspektywy nie ma. Nowicka, zestawiając Słowackiego ze Stachurą czy z Gombrowiczem, przyjmuje trochę inny horyzont. Mnie nie przekonało to zestawienie. Wydaje mi się, że jest ono konsekwencją dość nietrafionej próby reorganizacji czasu. I pytanie: czy rzeczywiście – przyjmując teoretycznie, że można byłoby rozsadzić ramy chronologii, zastąpić kategorie oparte na reprodukcji, dziedziczeniu zupełnie innym myśleniem o czasie – to ostatecznie nie kończy się wspomnianymi przeze mnie nadużyciami?

EW: Z powinowactwami, które się pojawiają w książce Nowickiej, rzeczywiście jest dużo kłopotów. Wiążą się one z wizją progresywnej historii, wizją historii, w której poszczególni powinowaci Słowackiego mają lepiej – Gombrowicz ma trochę lepiej, Stachura ma trochę lepiej – więc już na tym poziomie to wizja zbyt prosta. Ale też historia linearna, która rozwija się w jednym kierunku i w której Słowacki może być „analogiczny” do Gombrowicza czy do Stachury, zabiera to, co jest chyba najciekawsze w badaniu samego Słowackiego czy w ogóle dziewiętnastowiecznej odmienności – czyli opowieść o formach budowania relacji, budowania tożsamości, których już dzisiaj nie mamy. Bo też charakterystyczne dla XIX wieku formy były związane z wrażliwością, do której dzisiaj nie mamy dostępu. W tekstach dziewiętnastowiecznych znajdujemy świadectwa sposobów budowania relacji damsko-damskich, męsko-męskich, w różnych konfiguracjach, które mogłyby być dla nas inspirujące przez swoją inność. A przez analogię, którą proponuje Nowicka, ten aspekt wyraźnie tracimy. Gdy wpisujemy coś w linearną historię i poszukujemy analogii, coś zapewne zyskujemy, ale jednocześnie tracimy możliwość uchwycenia historycznej wrażliwości na takie formy, które przeminęły. Taką formą, która u Nowickiej jest stracona – mimo ogromnego, jak mi się wydaje, wywrotowego potencjału – jest miłość romantyczna.

GS: Moje myśli powędrowały w kierunku serialu Dickinson, który jest nie tyle biograficzny (ewentualnie w niewielkim procencie), ile bardziej czymś w rodzaju queerowo-feministycznej fantazji. Mamy w nim dużo surrealistycznych scen albo takich, które przełamują realistyczne koncepcje opowiadania o homobiografiach. W przedostatnim odcinku trzeciego sezonu Emily Dickinson pali skręta ze swoją siostrą i przenosi się do lat 60. – spotyka Sylwię Plath i z nią rozmawia. Przyszło mi to na myśl w związku z powinowactwami, o których rozmawiamy. Taki tok myślenia dobrze by zrobił polskim homobiografiom.

Ten sposób przekraczania linearności, chronologiczności czy normatywnego wyobrażenia o relacjach – ale przede wszystkim o czasie i przestrzeni – pomógłby nie tyle uwspółcześnić losy danej jednostki i jej biografię, ile silniej osadzić w kontekście bardziej zrozumiałym i wytworzyć queer na kilku planach czasowo-przestrzennych.

KT: Zapytam jeszcze o jedną rzecz, o której rozmawiałyśmy z Ewą przed naszym spotkaniem, a która tu nie wybrzmiała, czyli o strategie lekturowe – projektowane czy programowane – w tych książkach. Wspominałaś mi, a ja teraz upubliczniam to wspomnienie, o empatii jako o pewnej propozycji doświadczenia lekturowego, do którego zachęca Marta Justyna Nowicka. Jak widzisz kwestię czytania empatycznego w odniesieniu do queerowości, która zasadza się i pracuje przecież na nieco innych afektach?

EW: Książka Nowickiej jest zorientowana na lekturę empatyczną w tym sensie, że jest skierowana do młodego człowieka, który chciałby w inny sposób uczestniczyć w historii literatury – Słowacki jest tu zatem pokazany przede wszystkim przez pryzmat emocji, przez pryzmat doświadczeń. To pozwala nam go trochę oswoić i zobaczyć w nim bardzo ludzką postać (bo widzimy neurotyka, osobę w patologicznej relacji z matką, kogoś bardzo zagubionego), ale jednocześnie taki Słowacki traci swój wywrotowy charakter. W ogóle nie jest groźny – jest miły i sympatyczny. I to mam Nowickiej za złe.

GS: Nie jest groźny – w jakim sensie?

EW: Jego odmienność nie jest specjalnym zagrożeniem dla systemu. Jego odmieńczość jest zredukowana do krzywdy, do cierpienia, do wewnętrznego bólu – nie do potencjału krytyki systemu, w którym się znalazł.

GS: Czyli wracamy do bardzo jednostkowego doświadczenia…

EW: Tak, jednostkowego i – cierpiętniczego. A moglibyśmy w XIX wieku szukać nie tylko historii pojedynczych, samotnych odmieńców, ale i odmieńczych form wspólnego życia: myślę o Entuzjastkach, Filomatach, ale i o tym, jak Ludwik Sztyrmer podpisywał teksty nazwiskiem swojej żony.

GS: Dużo tam trans-form erotycznych, ale jest pełen potencjał cierpienia systemowego. 

EW: Trzeba byłoby się temu przyjrzeć z obu tych stron. I szukać szczelin, luk w tym, co przyzwyczailiśmy się czytać jako systemowe cierpienie.

ZU: Dzięki perspektywie chronologicznej Dezorientacje są opowieścią o traceniu i odzyskiwaniu. Są pewne momenty dziejowe, kiedy ekspresja uczuć jest intensywniejsza, swobodniejsza, i są momenty, kiedy to zanika, kiedy znajdujemy się zupełnie gdzie indziej i trochę się cofamy, lądujemy gdzieś, gdzie nieheteronormatywność i różnorodność są stygmatyzowane. Podczas lektury towarzyszyło mi poczucie związanego z ciągłą utratą smutku. Ale to już zupełnie nie jest queerowe – mam tego świadomość.

GS: Nie wartościuję automatycznie negatywnie czy pejoratywnie negatywnych afektów. Wydaje mi się, że paradoksalnie mogą być one bardzo otwierające na rozmaitego typu nowe modele, struktury. Jest nurt w amerykańskiej myśli queerowej, który wychodzi od tych negatywnych afektów, związanych z cierpieniem systemowym, przeszłością, wstydem, z relegowanymi na margines, ze zjawiskami związanymi na przykład z gejowskim wstydem. To myślenie też jest queerowe, ale w inny sposób. Nie wiem, na ile ten projekt jest do przeprowadzenia w Polsce. Czy w tym aktualnym klimacie polityczno-obyczajowym jest miejsce na bardziej teoretyczne niuanse? Myślę, że nie ma, chociaż rozmawiamy o queerowości, krytykując to pojęcie i różne jego wydania.

W Polsce tu i teraz potrzebna jest natomiast zmiana polityki tożsamościowej, która jest zdecydowanie na innym biegunie niż wszelkiego rodzaju postacie queerowe. Gdy zajmujemy się queerowymi teoriami, ideami, myślą i kulturą, zarzuty pojawiają się automatycznie (w rodzaju przenoszenia 1:1 anglosaskich teorii na rodzimy grunt czy zrównywania queeru z homoseksualnością). Dobrze, że te książki ukazały się teraz, ponieważ pokazują luki w systemie edukacji, toczące się debaty od najgłupszych wypowiedzi w sejmie przez to, co dzieje się na polskich ulicach. Ten kraj ma ogromny problem z polityką tożsamościową i tak naprawdę to ona jest najbardziej subwersywna w Polsce, a nie różnego typu niuanse wokół queeru.

KT: Na zakończenie naszej rozmowy chciałam zadać pytanie o to, z czym zostawiają nas te książki – ale częściowo już na nie odpowiedziałeś. Pozostawiają nas z potrzebną odrobienia lekcji polityki tożsamości, z którą wiąże się podwójna rola: z jednej strony przyszłościowego oczekiwania, z drugiej zaś szalenie linearna kwestia związana z myśleniem queerowym i niuansami teoretycznymi, na które tutaj sobie pozwalaliśmy.

Monika Świerkosz: Do ogromu wątków poruszanych w tej rozmowie, i to nie tylko w kontekście trzech dyskutowanych książek, ale w ogólnie rozumianym queerowym zwrocie w patrzeniu na polską literaturę, dodaję pytanie – zaopatrzone w krótki komentarz. Moje pytanie będzie dotyczyło szeroko rozumianej queerowej perspektywy: jak państwo by spróbowali dookreślić kwestię, czym jest w zasadzie queerowe czytanie czy queerowe badanie?

Wszyscy chyba doskonale rozumiemy, że nie chodzi o to, że musimy wybierać sobie queerowy przedmiot badań. Queerowa perspektywa jest raczej w naszym spojrzeniu, jest tym, co my robimy ze spojrzeniem obejmującym podmioty, które mogą być queerowe, ale też nie muszą. Możemy ten podmiot naszych badań, naszej lektury queerowym dopiero ustanawiać. Ale jeżeli rozumieć tę perspektywę queerową jako pewnego rodzaju strategię wytwarzania przedmiotu badań, queerowego tekstu, to pozostaje cały czas niepokojące pytanie o model czytania, który odziedziczyliśmy po wcześniejszych fazach, który ogólnie nazwałabym „hermeneutyką podejrzliwości”. Eve Kosofsky Sedgwick określała ten spadek „lekturą paranoiczną”, a można by go nazwać jeszcze „lekturą palimpsestową”: jest jakaś powierzchnia i jest jakaś głębia, a my czytamy między słowami, szukamy śladów. Moim zdaniem, Nowicka zaprezentowała w swojej książce modelowy przykład „lektury paranoicznej” – wszystko z wszystkim łączy w taki sposób, żeby wyszło, co ma wyjść. Oczywiście to się dzieje niechcący, wbrew intencjom emancypującym nas jako badaczy/badaczki. Co zrobić z pojawiającą się jako narzędzie palimpsestową lekturą, czy podejrzliwością, która każe nam tropić, każe nam ciągle gdzieś doszukiwać się drugiego dna – gdzie ten queer wreszcie zobaczymy.

Jak by państwo określili ten rodzaj napięcia, które wytwarza się między konstruowalnym charakterem perspektywy queerowej – zdajemy sobie sprawę, że coś wytwarzamy i to jest performatywne samo w sobie: czytanie queerowe, myślenie queerowe, patrzenie queerowe – a niewpadaniem w ten paranoiczny tryb? Z mojej perspektywy to metodologiczny problem.

GS: Każdy akt odczytywania i interpretowania jest wysoce performatywny. W ramach queeru narzuca się to najbardziej w przypadku rewizji i reinterpretowania przeszłości, bo mamy koherentną i spójną jej wizję, najczęściej normatywną. Powróćmy do Kosofsky Sedgwick – ona też pisze o kolejnym modelu queerowego czytania, który określa, bardziej kolokwialnie, jako „czytanie pod włos”. Queerowa perspektywa zasadza się na nieustannym odczytywaniu „pod włos” rozmaitych znaczeń oraz na samoświadomości brania udziału w procesie wytwarzania sensów i znaczeń. Zależy to od ustawienia punktu widzenia i tego, kto czyta oraz z jakim zapleczem to robi.

Przychodzi mi tutaj do głowy termin wiedzy pozycjonowanej – to też jest bardzo ważny element queerowego odczytywania – o którym stosunkowo nieczęsto pisze się w Polsce i rzadko używa się go w praktyce. Mam wrażenie, że teoretycy, którzy znają tę teorię mniej lub bardziej, nie są skłonni, by performatywnie obnażać swój własny warsztat. Nie mówię, że trzeba pisać wprost – jak czarne feministki w latach 80. – z jakiego zaplecza wychodzimy. To dużo daje w kwestiach metodologicznych dotyczących problemu samej lektury, czy też procesów wytwarzania znaczeń w przypadku queerowych modeli lektury. Przyszedł mi do głowy inny jeszcze esej Judith Butler Critically Queer („A Journal of Lesbian and Gay Studies” 1993, nr 1). Zdaniem badaczki bycie queer polega na nieustannej uwadze i byciu wyczulonym na rozmaitego typu normy oraz na wytwarzaniu znaczeń na przekór. To ważne elementy i specyfika queerowej lektury.

KT: Sedgwick pisze, że queer jest zawsze w pierwszej osobie i że jest sens mówienia o queerowości, gdy używamy go w pierwszej osobie, dlatego że za każdym razem, kiedy mówimy o kimś czy etykietujemy kogoś jako queerowego/queerową, wykonujemy zupełnie niequeerowy ruch. Wydaje mi się, że definicję Sedgwick (z połowy lat 90.) o pierwszoosobowości można z perspektywy innych narzędzi rozmontować, a także zakwestionować sensowność pierwszoosobowego pisania. Natomiast jest to rodzaj zabezpieczenia przed przesadną paranoją, bo trzeba cały czas orientować swoją wiedzę wokół miejsca, z którego się mówi. Byłaby to pewna szczepionka na paranoję. Paranoja nie wytrzymuje tego umiejscowienia, bo jest totalna i musi być w pewnym sensie bezmiejscowa.

GS: Można też bardziej enigmatycznie i poetycko powiedzieć, posługując się tym, co pisał José Esteban Muñoz, że queer i queerowość jest swego rodzaju zaledwie potencjalnością majaczącą na horyzoncie przyszłości. To szerszy, bardziej skomplikowany i utopijny projekt, ale coś w nim jest. W polskim kontekście może okazać się cenny przez kontekst czasów, w jakich żyjemy.

ZU: Też tak myślę – zwłaszcza, że Muñoz mówił, że chodzi mu o utopię, która zawsze wyrasta z jakiegoś historycznego kontekstu. Z jakiejś niezgody na tu i teraz. Dorzuciłabym jeszcze to, o czym mówiłeś na początku, czyli odejście od kurczowego trzymania się nieheteronormatywności, podkreślenie, że queer jest czymś szerszym.

EW: À propos paranoi, która wydaje mi się bardzo funkcjonalną kategorią – i jest o tyle ciekawa, że kiedy czytamy w sposób paranoiczny i wszystko nas prowadzi ku jednej tezie, którą mamy ustaloną wcześniej, to prześlepiamy wywrotowe rzeczy. To jest szczególnie dobrze widoczne w książce Nowickiej – w wielu momentach, gdy się sami zaczynamy się wczytywać w teksty Słowackiego, widzimy inne, odmienne myślenie o relacjach międzyludzkich, które były emancypujące, awangardowe, inspirujące. A Nowicka zaszufladkuje je po prostu jako kontrheteronormatywne. Dlatego ważna wydaje mi się wrażliwość na kwestie, które są na powierzchni. A jest to szczególnie istotne, gdy czytamy teksty starsze, bo wtedy mamy pokusę szukania głęboko czegoś ukrytego.

KT: Pozostajemy z czytaniem zasadniczo referencyjnym, czytaniem powierzchni, formy, tego, co na widoku, a nie tego, co za wszelką cenę wykonuje ruch kopania w głąb tekstu. Dziękuję za rozmowę.

Zapis dyskusji powstawał w ramach zajęć Warsztaty redakcyjne na kierunku krytyka literacka (pod opieką Jacka Błacha i Tomasza Cieślaka-Sokołowskiego).
Przepisały Joanna Łępicka, Joanna Koszyk, Natalia Kurek, Wiktoria Mazurowska, Weronika Płuciennik
Redakcja i korekta Julia Bodys, Marcelina Koncewicz, Dominika Krzywda, Daria Malinowska, Joanna Marszalik, Filip Matwiejczuk, Aleksandra Nepelska, Olga Olczak, Magdalena Wróbel, Anna Zadora

Grzegorz Stępniak – doktor nauk humanistycznych, autor rozprawy doktorskiej poświęconej queerowym implikacjom dzieciństwa, dorosłości i starości w amerykańskim performansie i kinie niezależnym, ukończył Wiedzę o Teatrze i Dramatologię UJ oraz dramaturgię w Instytucie Teatralnym. Studiował na Uniwersytecie w Pittsburghu, w School of Theatre, Film and Television na UCLA w Los Angeles oraz na American and Ethnicity Studies Department na University of Southern California, pod kierunkiem Judith „Jacka” Halberstam. Trzykrotny stypendysta japońskiej Fundacji SYLFF i Ministra Szkolnictwa Wyższego. Publikował m.in. w: „Notatniku Teatralnym”, „Didaskaliach”, „Opcjach”, „Fragile”, „Dwutygodniku”, „Ha!arcie”. Główny Programer festiwalu Mastercard OFF CAMERA, współpracował z festiwalem Boska Komedia, tłumaczy filmy i teksty naukowe. Bywa także dramatopisarzem i dramaturgiem. Jego zainteresowania naukowe obejmują gender i queer studies, studia nad rasą oraz amerykański performans, film, teatr i telewizję.

Katarzyna Trzeciak – krytyczka i badaczka literatury, doktor literaturoznawstwa. Asystentka w Katedrze Krytyki Współczesnej UJ. Zajmuje się nowoczesnymi i ponowoczesnymi estetykami, związkami literatury i sztuk przestrzennych, teoriami krytycznymi XX i XXI wieku oraz materialistycznie zorientowanymi badaniami sztuki i kultury. Autorka m.in. monografii Posągi i utopie. Rzeźba jako metafora nowoczesnej formy artystycznej, podmiotowości i politycznej wspólnoty (Universitas, Kraków 2018) oraz tekstów poświęconych relacjom rzeźby i literatury. Laureatka konkursu NCN PRELUDIUM, stypendystka MNiSW za wybitne osiągnięcia naukowe. Obecnie wykonawczyni w projektach „Konstelacje krytyczne. Strategie krytyki literackiej” (NPRH) i „Miasto Idealne – pierwsze lata Nowej Huty na fotografiach Wiktora Pentala i Henryka Makarewicza” (MKiDN). Współredaktorka podcastu krytycznoliterackiego „Book’s not dead”. Współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym” i miesięcznikiem „Nowe Książki”.

Zofia Ulańska – absolwentka krytyki literackiej i doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Jej zainteresowania obejmują polską literaturę queerową, literaturę najnowszą, krytykę literacką, socjologię kultury i narracje wokół polskiej inteligencji. Przygotowuje rozprawę doktorską o dialektyce teorii, krytyki i nieheteronormatywnych perspektyw obecnych w polskiej literaturze od lat 80. do dziś. Prowadzi zajęcia z literatury najnowszej. Publikowała m.in. w „Polisemii”, „Polonistyce”, Popmodernie, „Małym Formacie”, „artPAPIERZE”, „Prowincji” i „Nowej Orgii Myśli”. Współpracowała z wydawnictwami Universitas i Znak Literanova. W 2016 roku została laureatką konkursu krytycznoliterackiego „Krytyka Nova”. W latach 2015–17 była redaktor naczelną internetowego czasopisma „Strona Tytułowa” oraz scenarzystką w ramach łódzkiego projektu „Ale!Opera”.    

Ewa Wojciechowska – pracuje w Katedrze Komparatystyki Literackiej na Wydziale Polonistyki UJ, zajmuje się prozą okresu romantyzmu.

oraz

Monika Świerkosz – pracuje na Wydziale Polonistyki UJ w Katedrze Teorii Literatury. Interesuje się teorią krytyczną, filozofią feministyczną, zwłaszcza w zakresie problematyki ciała, posthumanizmu i materialności, a także historią kobiecego pisarstwa. Współtworzy Pracownię Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ, jest członkinią redakcji „Wielogłosu”. Jest autorką książek: W przestrzeniach tradycji. Proza Izabeli Filipiak i Olgi Tokarczuk w sporach o literaturę, kanon i feminizm (Warszawa 2014) oraz Arachne i Atena. Literatura, polityka i kobiecy klasycyzm (Kraków 2017) oraz współredaktorką Rozczytywania Dąbrowskiej (2018) oraz Konstelacji krytycznych (2020). Mieszka w Nowej Hucie.

Czytaj dalej

Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marta Wyka Tamten świat Szkice literackie dawne i nowe Wydawnictwo Literackie Kraków 2020   Andrzej Mencwel Piękne zobowiązanie Polubiłem bardzo …

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …

Malwina Mus o „Miastach, rzeczach, przestrzeniach” Jerzego Jarzębskiego

Malwina Mus Między poczuciem obowiązku a radością istnienia – kulisy kariery literaturoznawcy   Jerzy Jarzębski Miasta, rzeczy, przestrzenie Fundacja Terytoria …