Magdalena Rabizo-Birek | „Zamienianie tamtego, jej i siebie, w wiersz” – testament Janusza Szubera

Od niespodziewanej śmierci Janusza Szubera 1 listopada 2020 roku minęło kilka trudnych miesięcy. Właściwie ciągle jest on blisko nas, swoich przyjaciół. Nie wszystek odszedł, wciąż czekamy na decyzję najbliższej mu osoby o dacie pogrzebu – złożeniu prochów Mistrza z Sanoka w wybranym przez niego miejscu, pod czekającym od kilku lat nagrobkiem na cmentarzu w Międzybrodziu, z widokiem na zakole Sanu i ukochane, okalające jego rodzinne miasto Góry Słonne. Nie mogę się oprzeć porównaniu jego gestu pożegnania z podobnymi decyzjami Rilkego i Różewicza, którzy wybrali sobie równie niezwykłe miejsca wiecznego spoczynku – zainscenizowali je, wpisali w świat swojej poezji, wedle romantycznego scenariusza pięknej śmierci. W ten sposób także ona staje się ich ostatnim wierszem.

Kiedy myślę o tym okresie życia Szubera, o wydanych przez niego wówczas dwóch książkach – wyborze wierszy z lat 2003–2019 Przyjęcie postawy oraz bibliofilskim tomiku Zdrój uliczny – wspominam także Norwida, który w swoich utworach (zwłaszcza prozach cyklu Czarne… i Białe kwiaty) jako pierwszy tak uważnie studiował fenomen – jak je nazwał w Fortepianie Chopina – „dni przedostatnich” – okoliczności poprzedzających śmierć znanych mu osób. Norwid nauczył nas zwracać uwagę na trywialne zdarzenia i sprawy, drobne detale, rzeczy, gesty i słowa, nagle brzemienne w przesłania, kiedy spogląda się na nie z perspektywy ostatecznej: „– Gdy życia koniec szepcze do początku:/ «N i e
s t a r g a m  C i ę  j a  –  n i e !  –  J a ,  u – w y d a t n i ę ! …»”.

W tym momencie ironiczny, zachowujący poczucie humoru i dystans do siebie duch Janusza szepcze mi w ucho, żebym zeszła z koturnów i napisała, jak naprawdę było. Ale przecież nie wiem, jak było, oddzielona kilkoma setkami kilometrów od poety w ostatnich miesiącach jego życia, przypadających na czas pandemii, która go zabiła. Ze wstydem przyznaję, że tylko raz spróbowałam wtedy do niego zadzwonić. I – jak mogłam się spodziewać – było zajęte… Telefon był przecież dla Szubera – przykutego do wózka inwalidzkiego, a w miesiącach pogorszenia stanu zdrowia leżącego – najważniejszym sposobem ożywionych kontaktów z bliskimi i znajomymi. Mogę sobie wyobrazić, że kiedy dzwoniłam, debatował właśnie z Janem Wolskim – pomysłodawcą i redaktorem historycznego, bo ostatniego, wydanego kilka tygodni przed śmiercią poety, tomiku Zdrój uliczny, który ukazał się w Rzeszowie nakładem Stowarzyszenia Literacko-Artystycznego „Fraza”. Zawiera osiem wierszy w pomysłowej i wyszukanej oprawie typograficzno-ilustracyjnej autorstwa DUETU WOLWO.

Mogę w tym miejscu dość wiernie powtórzyć to, co Janek Wolski opowiadał na temat okoliczności powstania tej wyjątkowej książeczki (m.in. podczas spotkania in memoriam Janusza Szubera, które redakcja „Frazy” zorganizowała wspólnie z Instytutem Polonistyki i Dziennikarstwa Uniwersytetu Rzeszowskiego 10 grudnia 2020 roku, dokładnie w dniu jego 73. urodzin). Temu wydarzeniu nadałam tytuł Ten właśnie, a nie inny ja, parafrazując puentę pierwszego wiersza Zdroju ulicznegoCzemu? No właśnie. DUET WOLWO, który od wielu lat tworzą Wolski (krytyk, redaktor „Frazy”, edytor, pasjonat pięknej książki) oraz Grzegorz Wolański (artysta grafik), przygotował kilka lat temu, w 2012 roku, „frazowe” wydanie zbioru limeryków Szubera Emeryk u wód – podobnie plastycznie atrakcyjne i bogate edytorsko, choć utrzymane w odmiennej, pastiszowej stylistyce retro, nawiązującej do surrealistycznych kolaży i projektów dawnego „Przekroju”.

Szuber – nawet kiedy zdobył ogólnopolskie i międzynarodowe uznanie, potwierdzone ilością obcojęzycznych wyborów jego wierszy, publikacjami w najważniejszych periodykach literackich w Polsce i na świecie oraz ważnymi nagrodami – zawsze podkreślał, będące fundamentem i wyróżnikiem jego twórczości, przywiązanie do rodzinnej ziemi (Sanoka, Bieszczadów, Podkarpacia). Utwierdzał je tematami i motywami utworów (o czym świadczą swoiście „programowe” tytuły jego zbiorów: Apokryfy i epitafia sanockie, Gorzkie prowincje, Mojość, Tam gdzie niedźwiedzie piwo warzą), regularnymi publikacjami swych utworów i tekstów publicystycznych w lokalnych oficynach i czasopismach oraz zaangażowaniem w życie kulturalne miasta i regionu. Do tego stopnia stał się swoistą instytucją, czy wręcz „turystyczną” atrakcją, że kiedy – wioząc do niego kolejnych ważnych gości – dojeżdżaliśmy od strony Rzeszowa do skrzyżowania dróg prowadzącego do Sanoka, na którym ustawiono reklamowy baner z informacjami o skansenie, ikonach i kolekcji Zdzisława Beksińskiego w tamtejszym muzeum – zawsze głośno komentowałam, jak bardzo brakuje mi tam jego wizerunku…

Dukt jego twórczości był zatem od początku i z wyboru podwójny – lokalny i uniwersalny. Tak się rozpoczął w latach 1995–1996 „pięcioksięgiem” tomików opublikowanych w sanockiej drukarni „Piast”, nakładem mieszkającej w Norwegii kuzynki, mikrobiolożki, Grażyny Jarosz, i tak zakończył – edycją w Rzeszowie, skądinąd głównym ośrodku badań szuberologicznych. Ponownie przychodzą mi do głowy słowa klasyka: „W moim początku jest mój kres…”, i kolejne na to przykłady. Z „pięcioksięgu” wzbogaconego o wiersze z kolejnych tomików wyłonił się pierwszy wybór poety, wydany w Krakowie przez wydawnictwo Znak – O chłopcu mieszającym powidła. Wybór wierszy z lat 19671997; zaś opublikowany w tym samym mieście w kwietniu 2020 roku w Wydawnictwie Literackim, najbliższej poecie oficynie, ostatni ich autorski wybór Przyjęcie postawy jest dedykowany „Grażynie” [Jarosz]…

Drukowanie w lokalnych oficynach i czasopismach było, od momentu zdobycia przez Szubera ogólnopolskiego uznania i wejścia do poetyckiego mainstreamu, wielkodusznym gestem – te publikacje były zwykle non profit, a jedynym z nich „zyskiem” była możność dysponowania większą ilością egzemplarzy autorskich, które poeta mógł podarować rosnącemu gronu swoich znajomych (tak właśnie przez kilka lat dystrybuował swój debiutancki „pięcioksiąg”). Nie znaczyło to wcale, że Szuber nie potrafił właściwie gospodarować swoim dorobkiem. Trzeba było mieć naprawdę dobry pomysł, by go na takie lokalne wydanie namówić.

W jaki sposób udało się to Wolskiemu ze Zdrojem ulicznym? Na pewno duże znaczenie miał jego urok osobisty, wzajemna sympatia, siła przekonywania i zasługi dla szuberologii. Wolski zredagował wcześniej i wydał (zdobywając na to fundusze) trzy tomiki poety: obok Emeryka u wód także dwujęzyczne wybory jego wierszy w przekładzie na język hiszpański i portugalski Zygmunta Wawrzyńca Wojskiego – Entelechia / Entelequia (2012) i Próba dębu / Teste de carvalho (2019). Konsekwentnie także (zwłaszcza w drugiej i trzeciej dekadzie twórczości) towarzyszył Szuberowi jako zaangażowany w jego poezję, komentujący ją na bieżąco krytyk (w wydanym pod koniec 2020 roku w Rzeszowie drugim tomie jego zebranych pism krytycznych Reagować – opisywać naliczyłam osiem tekstów poświęconych Szuberowi: recenzji z kolejnych tomików, wstępów do nich, wprowadzeń do spotkań z poetą i relacji z nich, które dopełniają jego syntetyczne szkice ogłoszone w monografiach naukowych).

Choć się niezbyt często widywali, to utrzymywali ze sobą regularny kontakt telefoniczny. Późną wiosną lub wczesnym latem 2020 roku Wolski miał, najprawdopodobniej dzielony z poetą, przebłysk objawienia, że oto zbliża się kres, że nastał taki czas, którego jego osłabiony latami ciężkiej choroby organizm może już nie przetrzymać… Czy tę intuicję wzmocniła lektura zbioru Przyjęcie postawy? A jest to tom, w który – jak w żaden przed nim – od znaczącego tytułu poczynając, wpisany został gest pożegnania. Manifestuje się w wyborze tych wierszy z kilkunastu ostatnich lat twórczości, w których powracają charakterystyczne motywy: życia na kredyt (Gramatyka i teodycee), „na krótkoterminowe prognozy” (Długoterminowe prognozy mnie nie dotyczą), cudownie przedłużonego ponad etiologię jego choroby i odziedziczone po przodkach geny (Nasze stare matki szczupleją), w coraz bliższej komitywie ze zmarłymi (nawiedzającymi autora wierszy w snach i powracającymi we wspomnieniach: dziadkami, ojcem, matką, przyjaciółmi, ukochanymi).

Nieprzypadkowo pojawia się w tym ostatnim autorskim wyborze utworów najbliższy Szuberowi mistrz – Zbigniew Herbert (Przynależny). To z fraz jego sławnych utworów Przesłania Pana Cogito oraz Pan Cogito w postawie wyprostowanej, także z ostatniej epistolarnej „roli” dowódcy mitycznej wojskowej jednostki – Królewskiej Samodzielnej Brygady Huzarów Śmierci (do której Szuber zdążył być przez jej kreatora nie tylko przyjęty, ale także awansowany do stopnia kapitana) – wywodzi się heroiczno-ironiczny tytuł zbioru Przyjęcie postawy. I także w dialogu z dokonanym przez Herberta przed śmiercią krytycznym (testamentowym) wyborem utworów (89 wierszy, A5, Kraków 1998) Szuber podkreśla w króciutkim posłowiu tego tomu znaczącą statystykę swoich wcześniejszych zbiorów: „Tom O chłopcu mieszającym powidła zawiera sto tekstów, Lekcja Tejrezjasza – dziewięćdziesiąt, w Przyjęciu postawy jest ich siedemdziesiąt siedem”. Skądinąd ta ostatnia liczba dyskretnie wskazuje na wiek poety, wyrażając, być może także, jego skromne nadzieje na dotarcie do granicznych dla mężczyzny – uwiecznionych przez Różewicza w dedykowanym ojcu wierszu „dwóch siekierek”.

Rodzi się pytanie: wobec czego lub kogo poeta chciał przyjąć „właściwą” (godną, wyprostowaną…) postawę? Odpowiedź nasuwa się sama: wobec mozołu walki z nawrotami postępującej choroby, perspektywy bliskiej śmierci, lęku, bólu i cierpienia (Koda tamtego wiersza). Na pewno także wobec angażujących go zawsze spraw świata doczesnego – zwłaszcza dramatów oraz problemów bliskich i dalszych znajomych, których z anielską cierpliwością i empatyczną uwagą wysłuchiwał, czego bywałam świadkiem. Działo się to jednak z korzyścią dla jego twórczości – wiele jego wierszy (nawet w formie – jak Nie odkładaj, Patrzeć i nic, Był wtedy jeszcze) ma genezę w tych zasłyszanych opowieściach i anegdotach, telefonicznych i czynionych tête-à-tête wyznaniach i spowiedziach. To dzięki otwartości serca i umysłu twórcy, jego empatii i wyobraźni, wbrew ograniczeniom życia, spowodowanym przez chorobę, poezja Szubera ma – jakby w kontrze do jej ostentacyjnie lokalnych i rodzinnych realiów – szeroki, uniwersalny charakter i ponadczasowy oddech.

Myślę także, że wielce prawdopodobnym punktem wyjścia dla pomysłu Wolskiego na nowy tomik Szubera była chęć zajęcia poety (oraz samego siebie) czymś twórczym i konkretnym podczas przedłużającego się „martwego sezonu” pandemii, „przyjęcia postawy” aktywnej w kontrze do zaraźliwego marazmu, rozlewającej się szeroką falą depresji, biernego czekania na koniec… Poeta szybko wciągnął się w tę niejasną na początku grę w tworzenie czegoś z niczego (cóż bowiem mogło leżeć w jego szufladach po wydaniu właśnie wyboru wierszy…). Tym bardziej spodobał mu się pomysł Wolskiego, że tomik od razu został zamierzony jako bibliofilskie cymelium, książka artystyczna, zatem forma, którą poeta sobie szczególnie upodobał – kolejny „album”, łączący wiersze ze starannie dobranymi ilustracjami. Takimi dziełami są w jego dorobku: 19 wierszy z rysunkami przyjaciółki, poetki i malarki Barbary Bandurki (2000), dwujęzyczny Las w lustrach / Forest in the mirrors z reprodukcjami obrazów Henryka Wańka (2001), Tam gdzie niedźwiedzie piwo warzą ze zdjęciami Tadeusza Budzińskiego (2004) oraz zbiór prozy Mojość z pracami Władysława Szulca (2005, 2012).

Szuber, poeta nadwzroczny i kochający sztukę, marzył w młodości o tym, by zostać artystą. Wymyślał skomplikowane obrazy, być może je także rysował lub malował. Napisał ponoć powieść o artyście, której pokłosiem jest cykl jego niezwykłych wierszy, których bohaterem oraz autorem opisywanych w nich fantastycznych „grafik” jest fikcyjna postać grafika Davida Artura Coyrreny – wzorowanego na kosmopolitycznych artystach nowojorskiej bohemy (np. wiersze: David, Pożegnanie z Cytherą, Miłorząb, Batystowa chustka). Jego realnym odpowiednikiem stał się po latach dla Szubera grafik Leszek Rózga, z którym się zaprzyjaźnił i którego prace kolekcjonował, czego ślady znajdują się także w tomie Przyjęcie postawy – to reprodukcja jego grafiki Wenecja-Getto na okładce oraz dedykowany artyście wiersz Kat przyjechał w czerwieni, krakowianka w zieleni. Prace Rózgi zdobią także okładki wcześniejszych tomów Szubera: Wpisu do ksiąg wieczystych (2009), Powiedzieć. Cokolwiek (2011), Tym razem wyraźnie (2014).

Wolski zwrócił uwagę, że nigdy wcześniej jego współpraca z poetą nie była aż tak intensywna. Dzwonił do niego nawet kilka razy dziennie, czego przy wcześniejszych wydawnictwach nie czynił. Dyskutowali nad każdym elementem: ilością wierszy w tomie, ich doborem, stroną typograficzno-ilustracyjną, wielkością nakładu, listą osób, do których miały być wysłane. Dyskusje o kształcie tego tomu toczyły się na pewno także w mieszkaniu poety przy uwiecznionym w tytule jego przedostatniego zbioru Rynku 14/1 w Sanoku i brała w nich aktywny udział przyjaciółka i współpracowniczka poety, Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz, przepisująca jego utwory do komputera, częstokroć ich pierwsza czytelniczka i słuchaczka (Szuber pracował, m.in. nagrywając kolejne wersje utworu na dyktafon i odsłuchując je, o czym mowa w autotematycznym utworze Ten, który palcem wskazuje na siebie z tomu Przyjęcie postawy).

Stanęło na tym, że „krakowskim targiem” poeta zamieścił w Zdroju ulicznym osiem utworów. Połowa z nich pochodziła z wcześniejszych tomów: Epigram; Czemu? No właśnie; Corvus corax – kruk; Był wtedy jeszcze (trzy ostatnie znalazły się w Przyjęciu postawy). Nowe (mniej znane, bo wydrukowane wyłącznie we wcześniejszych wariantach w „Kwartalniku Artystycznym”) to liryk tytułowy oraz wiersze: Fabryka dolarów, Początek pory deszczowej i 2019. Wiersze zostały tak ułożone w tomie, że zasadniczo pokrywają się z chronologią życia poety – od wspomnienia pradziadka i rozważania okoliczności własnych narodzin w Czemu? No właśnie po zamykający tomik żartobliwy Epigram, o którym to gatunku można przeczytać w słownikach, że jest to wywodzący się ze starożytnej Grecji krótki aforystyczny utwór w formie dystychu, umieszczany na grobach, pomnikach i inskrypcjach wotywnych…

Ważna jest wybrana wielkość nakładu – autorzy wymyślili, że będzie to tomik w urodzinowym prezencie dla poety i od niego dla przyjaciół, zatem liczy siedemdziesiąt trzy egzemplarze ponumerowane ręcznie przez autora. Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz, wspominała po jego śmierci na internetowej stronie „Tygodnika Sanockiego”: „Janusz bardzo się spieszył, popędzał nas, aby przygotowany przez niego starannie plik, dopieszczony, po wielokrotnej korekcie trafił do drukarni. Tak się stało. Wydawnictwo przysłało książki, na których autor zobowiązał się osobiście wpisać numery – od 1 do 73. Wpisał, choć ta czynność w ostatnich dniach życia sprawiała mu ogromną trudność. W poniedziałek 26 października spod Rynku 14 odjechała karetka w kierunku szpitala, a niedługo potem kurier – z paczką dla wydawnictwa w Rzeszowie”.

Mój egzemplarz tomu ma skreślony ręką poety numer 36. Po pierwszej lekturze, gdy ma się wiedzę na temat okoliczności jego powstania, przychodzi na myśl słowo „testament”. Ale można go też czytać – jak wspomniałam – jako lapidarną autobiografię, poetyckie curriculum vitae. Ważne miejsce zajmują w nim emblematyczne ptaki – wspominany w utworze zawierającym reminiscencje wczesnoszkolnej edukacji Corvus corax – kruk oraz kosy z wiersza 2019, które uwiły sobie gniazdo przy liczniku gazu, tuż obok sąsiadującego z mieszkaniem poety patio. Ptaki z ostatniego tomu poety mogą być przykładem wspomnianych przeze mnie drobnych wydarzeń, znaków, brzemiennych w znaczenia, gdy się na nie patrzy z perspektywy ostatecznej. Są one, co wydaje się istotne, utrwalonymi w tradycji kultury figurami poetów (wspomnę tytułowe Kruki z wierszy Edgara Allana Poe’ego i Teda Hughesa oraz Kosa Adama Zagajewskiego). Szuber brawurowo je zinterpretował, „przyklejając” zbyt już oddalone od konkretów życia słowa-idee z powrotem do rzeczy (recenzujący przed laty jego debiut Zbigniew Chojnowski nazwał poetę nader trafnie: „nominalistą”).

Padlinożerca kruk jest w mitologii starożytnej psychopomposem, zwiastunem śmierci, prowadzącym duszę zmarłego w zaświaty. W złożonym wierszu Szubera, ewokującym lata szkoły i zaznaczające się już wtedy podziały społeczne, determinujące życie (i to nie tylko ówczesne):

Ulice były lepsze i gorsze.
Przy gorszych nauczyciele robili głupie miny.
Było wiadomo, że uczeń, choćby umiał na piątkę,
dostanie trójkę z plusem, dla zachęty.

Wypchany, wyliniały ptasi eksponat oraz klatka, rysowana zamiast niego przez nieudolnych uczniów, sugerują jakiś zjawiający się cień (nadchodzącej choroby, długich lat cierpienia, stałego zagrożenia śmiercią), który wtedy właśnie padł na autora wiersza. Ponieważ był na tyle zdolny, że potrafił narysować kruka; i mimo że mieszkał pod najlepszym sanockim adresem. Paradoksy przeznaczenia zawsze zajmowały Szubera – jego losy były przecież ich żywą ilustracją…

Natomiast 2019 jest wierszem nadziei, peanem na cześć cudu wiecznie odnawiającego się cyklu życia, siły, jaką daje nam obcowanie z naturą, także tych wszystkich, którzy – jak poeta – chronią ją i stale o niej przypominają. Mówi też coś ważnego o sukcesji i następstwie – nie tylko pokoleń ptasich czy ludzkich, ale może przede wszystkim – poetyckich… Choć są to luźne skojarzenie – fenomen poezji Szubera polega bowiem na jej konkretności, dokładnym przyleganiu słów do, z „natury” bytu, niejasnych rzeczy i zdarzeń. Jak tłumaczył ciemność swojej „mowy” Norwid? „Prawda obejmuje życie, jest więc niejasna, bo obejmuje rzecz ciemną”. Niech zresztą przemówi „nieczysta” poezja sanockiego Mistrza:

2019

Wyraźnie nas przy tym ignorując,
para kosów znosiła, co się da, na gniazdo,
budowane wewnątrz zadaszonej klatki
ochraniającej na patio trzy liczniki gazowe.
Wlatywały tam bez przeszkód od dołu,
przez ograniczony ramą wąski prostokąt powietrza.
Dużo później wylatywały tamtędy młode,
dwa razy po cztery, w parotygodniowym odstępie.
W pobliżu klatki między donicami z berberysem
i czerwonym klonem stawiało się wodę i pokruszony twaróg.
Dopóki co do jednego same się nie wyniosły,
nie wpuszczaliśmy za próg pracowników gazowni
sczytujących liczniki, tu i poza tu,
nie dalej wszakże niż o rzut beretem.

To mój ulubiony utwór ze Zdroju ulicznego, który to tom ma to do siebie, że zawiera przykłady najważniejszych tematów, motywów i poetyckich formuł Szubera. Stanowi esencję jego pisarstwa; także wtedy, gdy poeta w wierszu Fabryka dolarów z cierpką ironią odnosi się do pośmiertnego, komercyjnego sukcesu Epifaniusza Drowniaka, znanego jako Nikifor, którego spotykał w dzieciństwie, kiedy odwiedzał dziadków z Krynicy. Uczynił to zdarzenie autobiograficznym mitem artystycznego powołania (pisał o sobie w wierszu Kto? z Gorzkich prowincji: „zaczarowany przez Nikifora cudotwórcę”). W tej wersji mitu dar tworzenia ściśle wiąże się z chorobą, a sztuka, która z takiego mariażu powstaje, jest nieczysta, ze skazą, ale też bardziej konkretna, zmysłowa i bliska żywiołom życia.

Tak interpretowałabym także wiersz tytułowy – na pierwszy rzut oka obrazek z dawnego Sanoka, uwieczniający znikający z użycia uliczny hydrant, o pięknej i wartej utrwalenia nazwie „zdrój uliczny” – z którego niegdyś biedniejsi, nieposiadający własnej studni mieszkańcy miasta czerpali wodę do codziennego użytku. Na odwrociu tej malowniczej scenki rodzajowej toczy się w tym wierszu poważna rozmowa z późnym lirykiem Zwiastowanie Różewicza – „zdrój uliczny” to przecież „źródło poezji żywej” Szubera – jej inspiracja, wypełniona wzniosłymi i trywialnymi, tragikomicznymi konkretami życia oraz zmącona forma, opalizująca różnymi odcieniami dawnych i współczesnych odmian języka oraz aktywująca wiele rodzajów literackich i gatunków mowy (o czym inspirująco pisała Alicja Jakubowska-Ożóg w szkicach o poezji Szubera  w książce Wciałowzięty, Rzeszów 2019).

Ciekawym wyzwaniem byłaby także analiza dialogu wierszy poety z pomysłami autorów ich typograficznej oprawy. Nie można bowiem nie dostrzec i nie docenić żartobliwego, ludycznego aspektu tego artystowskiego tomu, w którym poeta lekko uśmiecha się do czytelników z widniejącego nad kolofonem rysunkowego portretu autorstwa Władysława Szulca. W tym sensie stanowi on dopełnienie poważnego tonu Przyjęcia postawy. W obu zbiorach można jednak dostrzec ten sam pełen żaru spór, polemikę, walkę o wartość tego, co w egzystencji jest cielesne i materialne, wręcz aktualizację (ze zmienionymi wektorami wartości) średniowiecznego toposu walki duszy i ciała. Głębiej wtajemniczony w materialność i fizjologię istnienia poeta chciałby zrobić to, co wydaje się niemożliwe – jak najwięcej ze swego zmysłowego, dotkliwego, naocznego doświadczenia ocalić w słowie. Czy właściwie interpretuję intrygujący poetę, powracający w aż dwóch utworach tomu Przyjęcie postawy (Uczepić się, odczepić oraz Dula) dystych hiszpańskiego poety, noblisty Vicente’a Aleixandre’a?

Uczepić się, odczepić, powtórzyć słowa
przeciwko brzuchowi i brudnym udom,
śniąc je, sobie na przekór, w rybich łuskach syreny.
Zamienianie tamtego, jej i siebie, w wiersz.

Magdalena Rabizo-Birek

Janusz Szuber
Przyjęcie postawy. Wybór wierszy z lat 2003–2019
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.

Janusz Szuber
Zdrój uliczny
oprac. graficzne DUET WOLWO (Grzegorz Wolański i Jan Wolski), Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza”, Rzeszów 2020.

Czytaj dalej

Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marta Wyka Tamten świat Szkice literackie dawne i nowe Wydawnictwo Literackie Kraków 2020   Andrzej Mencwel Piękne zobowiązanie Polubiłem bardzo …

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.). Rozmowę …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …