ROZMOWA: z Maciejem Płazą rozmawia Katarzyna Horabik; RECENZUJE: Katarzyna Horabik

 

Maciej Płaza

Skoruń

Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015

 

Jest jeszcze jakaś iskra potrzebna…

Z Maciejem Płazą rozmawia Katarzyna Horabik

 

 

 

 

 

KATARZYNA HORABIK: Dlaczego zdecydował się pan na zbiór opowiadań, nie zaś na powieść? Pytam o to, ponieważ choć nie stworzył pan jednej, spójnej opowieści, to jednak kolejne opowiadania wyraźnie z siebie wynikają i wzajemnie się uzupełniają – to zasadniczo jedna historia.

MACIEJ PŁAZA: Wynika to częściowo z tego, że chciałem sobie sprawę ułatwić. To nie jest jednak oczywiste ułatwienie, bo połączenie opowiadań tak, żeby ze sobą współgrały, nie było takie łatwe. Zależało mi na tym, żeby była w nich powtarzalność. Cykliczność rozumiana w ten sposób, że w każdym opowiadaniu opisuję na nowo ten świat. Żeby oczarować czytelnika, nie mogłem pozwolić na wprowadzenie postaci znikąd, one musiały być za każdym razem wyjaśniane. Jak w klasycznym dramacie, pojawiają się i muszą wypowiedzieć kilka kwestii, żeby było wiadomo, jakimi są ludźmi. Wykonują gesty, które je charakteryzują. To samo dzieje się z przestrzenią, z otoczeniem, z językiem. W tej formie trzeba stwarzać wciąż na nowo. Przyczyna mojego wyboru opowiadania była też praktyczna: chciałem, żeby dało się je czytać osobno, żeby grały osobno.

 

bardzo istotna, to najważniejsza wydaje się jednak jego nieobecność – najmocniej wpłynęło na jego syna jego milczenie, jego tajemnice, czy wreszcie jego pobyt w więzieniu.SkoruniuPostać ojca jest podstawową w wielu utworach nurtu chłopskiego. Widać to w prozie Wiesława Myśliwskiego czy u innych twórców. Tymczasem, choć relacja pomiędzy ojcem a synem jest niewątpliwie w

Ojciec jest postacią skonstruowaną z różnych postaci, różnych myśli, wpływów umysłowych i intelektualnych. W głowie ulepił mi się najpierw jako osoba z krwi i kości, która dopiero potem wypełniła się sensami, ale także tą ciemnością, niepoznawalnością. Jestem o niego najczęściej pytany, a dla mnie także jest tajemnicą. Nie wiem, jaki on jest. To, że przemawia on siłą swojej nieobecności, jest ciekawą hipotezą – nie wymyśliłem go w ten sposób, ale rzeczywiście, on tak działa. Niewiele musi robić, ponieważ Skoruń ma go głęboko wpisanego w głowę i swoje myśli – może to tak musi być. Może ojciec tak działa w ogóle; matka działa przez swoją obecność, a ojciec przez nieobecność? Matka Skorunia wychodzi na scenę dopiero na koniec, wcześniej jest trochę fabularnie niedoceniana. Matka, patrząc archetypicznie, budzi mniejszy lęk – można do niej wrócić, schować się. To dość typowy, patriarchalny podział ról.

 

Jak zbudowana jest tożsamość bohatera? Czy zawsze musi on istnieć w pana książce wobec kogoś albo czegoś, przy kimś, ze względu na kogoś? Poznajemy go jako „skorunia”, czyli łobuza. W tym sensie nie ma imienia – jego tożsamość jest tak krucha, że z łatwością przejmuje cudze właściwości.

Ma pani rację, faktycznie tak jest. Nie wymyśliłem tego w ten sposób, a jednak on istnieje w takiej opozycji i wciela się, pozwala, żeby inni wcielali się w niego. Te historie wymyślam dość intuicyjnie, nie poddaję tych pomysłów krytyce, po prostu tak robię. Od razu wiedziałem, że ta wioska nie będzie miała nazwy, ta rodzina nie będzie miała nazwiska, a Skoruń nie będzie miał imienia. Potem dopiero to zracjonalizowałem. Może to jest znak silnej tożsamości Skorunia z miejscem, z rodziną, ich bezdyskusyjności. Te rzeczy po prostu nie potrzebują być nazwane. Gdyby zapytała pani Skorunia, skąd właściwie jest, odpowiedziałby: stąd. Albo gdyby zapytała pani jego rodziców, które z dzieci biegających naokoło jest ich dzieckiem, odpowiedzieliby: no, ten skoruń. Wydaje mi się, że Skoruń jest tak mocno zadomowiony w tym swoim świecie, że nie ma ochoty go opuszczać, przynajmniej dopóki go śledzę jako autor. On ma taki charakterystyczny sposób działania wobec świata – na przykład nie przeciwstawia się światu wprost, w sytuacjach konfliktowych uchyla się gdzieś w bok. Myślę, że ja sam taki byłem: lubiłem robić rzeczy po swojemu, ale często nie wiedziałem, jak powiedzieć coś wprost – że czegoś nie chcę, że chcę inaczej. Wolałem schować się, uciec i przyjąć burę, że czegoś nie zrobiłem. Wydaje mi się, że Skoruń może działać podobnie, że jest w nim ślad mnie.

 

W pana twórczości bardzo istotny jest świat natury. Powiązanie zdaje się oczywiste ze względu na charakterystyczne dla nurtu chłopskiego związki z ziemią i czasem cyklicznym. Wydaje się jednak, że tkwi tam coś więcej. Takie literackie tematy zazwyczaj są kojarzone z życiem, a w pana opowiadaniach splatają się ze śmiercią. Woda, która powoduje, że ziemia daje plony, tak naprawdę jest ogromnym zagrożeniem, trucizną, jest okrutna i niszczycielska. Mit sielskiej wsi i spokojnego prostego życia rozbija się tu nieustannie o niebezpieczeństwa.

Bardzo dobrze, że się kłóci, ponieważ nie chciałem się w ten mit wpisywać. Przy całej mityczności świata Skorunia, byłem daleki od idealizowania go. Ale mimo wszystko nie kłóci się to z jego arkadyjskością. Podkreślam – nie rajskością, tylko arkadyjskością, ponieważ arkadia była światem, w którym lęgł się robak śmierci. Arkadia to raj, nad którym wisi cień. I właśnie taki cień utraty miałem w głowie.

 

Ten świat, który niby jest prosty, ociera się o metafizykę, co jest widoczne choćby w historii, która osiadła na dnie rzeki. Ciekawa jest także obrzędowość tego świata. W opozycji do bezkrytycznej wiary matki i związanej z nią rytualności jest ojciec, który kościołem gardzi, choć z niemal sakralną czułością traktuje otaczającą go przyrodę. Czym w takim razie może być wiara i czy życie w zgodzie z naturą może być rodzajem wiary, czy też może – ceremonii?

Tak. Nawet w postaci ojca jest głęboko ukryta potrzeba sakralności. Rycha i Ritę pokazałem jako ludzi skłonnych do czubienia się, a zarazem mających w sobie żar. Zależało mi, żeby zejść pod poziom obrzędowości, określonej religii czy wyznania, żeby pokazać, jak ludzie czują się w świecie i jak czują się z wiarą lub jej brakiem. Rych i Rita, chociaż po swojemu, czują się związani z niewidoczną, spodnią warstwą świata, która ich zarazem fascynuje i przeraża. Matka swoje wątpliwości potrafi wymodlić, a ojciec zagłuszyć robotą i w okazjonalnym piciu lub gniewie. Na samym dnie tkwi jednak jakaś żarliwość, która wydaje się metafizyczna.

 

Matka poszukuje wspólnoty i do tego potrzebuje obrzędu i rytuału, który daje stabilizację. Ojca interesuje życie jako takie, w zgodzie ze światem i sobą. W jego świecie rzeczy niosą za sobą konsekwencje. Ma poczucie, że istnieje coś więcej, ale znajduje się to wewnątrz człowieka. Ma przekonania, których nikt nie rozumie, jest kimś obcym, chociaż z tej wsi pochodzi. Matka poprzez wiarę może się wpisać w społeczność, do której nie należy.

 To prawda, matka ma silną potrzebę wspólnoty, ojciec jej nie ma, poszukuje indywidualnego kontaktu ze światem, ma własny zmysł etyczny, wierzy w siebie i swoje przekonania. Był w stanie uwierzyć, że może zaryzykować, potrafi sobie wytłumaczyć, że ma prawo się mylić. Nie czuje się winny, bo nie rozumuje w takich kategoriach: pomyliłem się, to trudno – świat tak działa. Jest w stanie to uargumentować, ponieważ nie czuje, że jest ludziom coś winien.

 

Mówił pan, że te opowiadania można czytać osobno. Mimo to pierwsze i ostatnie z nich tworzą swego rodzaju klamrę kompozycyjną. Na początku książki ojciec ulega wypadkowi, a w zakończeniu matka jest bliska śmierci. Choć sytuacja jest podoba, Skoruń reaguje odmiennie. Czy to odtworzenie podobnej sytuacji miało pokazać dorastanie chłopca?

 Nie przewidziałem tego! Może nie jest to łatwo zauważyć, ale opowiadanie Skoruń, choć znajduje się na końcu, nie jest ostatnie chronologicznie, tylko przedostatnie: w poprzedzających go Braciach bohater chodzi już do technikum, tutaj jest jeszcze małym knypkiem: nie może sam podnieść drabiny, skrzynek nie nosi, bo jest jeszcze za mały; jest wyraźnie młodszy niż w Braciach. Całkiem możliwe, że jest dokładnie w tym samym wieku co w pierwszym opowiadaniu. Może nawet oba wypadki zdarzyły w krótkim odstępie czasu: wypadek matki latem, a ojca jesienią. Może oba opowiadania dzieją się mniej więcej równocześnie, w momencie inicjacji bohatera w kruchość życia, w śmierć, czy raczej pragnienie śmierci. W jednym i drugim przypadku Skoruń się waha, coś mu mówi, żeby się z ratowaniem nie spieszył. Przechodzi przez jakąś smugę ciemności.

 

Ireny Jurgielewiczowej.Tego obcego, którego postać zdaje się nawiązywać do HubertCzy podczas pisania Skorunia myślał Pan o wzorcach z literatury młodzieżowej? Przede wszystkim w opowiadaniu

Na pewno nie miałem takiego zamiaru, natomiast wyczuwałem, że wpływ Niziurskiego, który był moim ulubionym pisarzem młodzieżowym, jest tu ważny. Tego obcego nie czytałem od dzieciństwa, ale bardzo ceniłem tę książkę, pamiętam, że wywarła na mnie duże wrażenie – niewykluczone, że Zenek, bohater tej książki, przedostał się do mojego opowiadania, wcielony w Huberta.

 

Jak pisze się fikcję będąc literaturoznawca? Zaczynał pan jako akademik – teoretyk i tłumacz.

To jest niejako mój wizerunek publiczny, któremu zaprzeczają całe stosy brulionów z twórczością młodzieńczą, które mam w domu. Pisarstwo było we mnie pierwsze, akademickie literaturoznawstwo przyszło później. Poszedłem na studia polonistyczne, bo bardzo mi się podobało, że istnieją studia polegające na czytaniu książek. Pisanie było pierwsze, ja tylko do niego wróciłem. Będąc literaturoznawcą pisze się trudno i łatwo zarazem. Znajomość konwencji i technik literackich oczywiście się przydaje, ale do pisania jest jeszcze potrzebna jakaś iskra, której żadne studia nie zastąpią. W recenzjach Skorunia podkreślano też jednak tonem zdziwienia, że literaturoznawca z doktoratem, tłumacz, napisał bądź co bądź skromną książkę, że potrafił się powściągnąć. Cieszę się z takich opinii, bo chciałem napisać prostą książkę i nie było to łatwe. Skoruń jest trochę konwencjonalny, ale nie przeszkadzało mi to, nie broniłem się przed tym. Przejście na drugą stronę, od pisania o literaturze do pisania literatury, jest trudne. Gdy już jednak wie się, co i jak chce się napisać, wiedza może się przydać, jest ona jednak zarazem darem i ciężarem.

 


 

 


 

 

Katarzyna Horabik

Zatrzymać się w czasie

 

 


 

 


 

Maciej Płaza nie pojawił się w polu literatury znikąd. Jest literaturoznawcą i tłumaczem, autorem książki naukowej O poznaniu w twórczości Stanisława Lema. Świat, który pokazuje czytelnikom w swoim debiucie literackim, zbiorze opowiadań Skoruń, to rzeczywistość wsi położonej gdzieś na Sandomierszczyźnie, trochę zbyt blisko brzegu Wisły. Ów świat nie jest zaskakujący. Z łatwością można wyczuć w opowieściach Płazy wpływ nurtu chłopskiego, lecz autor nie próbuje ukrywać tego dziedzictwa literackiego. Odwołując się do dobrze rozpoznawalnej tradycji, umiejętnie wynajduje jednak miejsce na swoją opowieść.


 

Płaza nie stworzył powieści, lecz zbiór siedmiu opowiadań. Można je czytać osobno, ale dopiero lektura Skorunia jako konsekwentnie skomponowanej całości pozwala rozpoznać pełny obraz świata, w którym żyje tytułowy bohater. Poszczególne opowiadania dopełniają się wzajemnie, uzupełniając historię tego pozbawionego imienia chłopca, który po prostu pochodzi stąd, ze wsi sandomierskiej położonej niebezpiecznie blisko brzegu Wisły.


 

Książkę Macieja Płazy można czytać na różnych poziomach. To historia wiejskiego łobuza i jego wchodzenia w dorosłość – o inicjacji w erotykę i śmierć. To opowieść o ojcu, archetypicznej męskiej sile i tajemnicach. To opowieść o naturze – ziemi dającej plony i niszczycielskiej potędze wody. O zamilczeniu i zachwytach. O nieobecności ojca i braku. O braku pewności, braku kobiecego świata. To opowiadania o życiu, przerażającym i pięknym. Ich niezwykłość tkwi jednak nie tyle w fabule, ile w sposobie pisania. Choć Płaza porusza tematy dobrze znane, chciałoby się rzecz – bezpieczne (dobrze wpisujące się w nurt literatury chłopskiej), to jego proza w sposób niespotykany utkana jest ze swoistego splecenia prostoty opowieści i poetyckiego języka. Melodia gwary sandomierskiej przeplatana jest z kunsztownymi opisami, często poświadczającymi erudycję pisarza: „Po raz pierwszy poczułem, nie, zobaczyłem, jak mija czas. Rzeka wydawała się nieruchoma. Sady przycięte, nabrzmiałe od pąków, czekały na kwitnienie, drżały leciutko, czy aby nie ściśnie ich spóźniony przymrozek. W dolinie był spokój, wieś jak zawsze szeptała coś do siebie krzywą gwarą. To raczej ja mijałem. Tyle było rzeczy, których miałem nigdy więcej nie zrobić, nie pomyśleć, nie przepłakać”.


 

Opowiadania zbudowane są z precyzyjnie wyznaczonych opozycji. Choć dotyczą historii Skorunia, wiejskiego chłopca, nigdy nie jest on jedynym bohaterem opowiadania, nie ma też wyłącznego prawa głosu w narracji. Zawsze jest jeszcze ktoś – jak w opowiadaniu Pensylwania, w którym młodość łobuza zostaje zderzona z szaleństwem staruszki; czy jak w Hubercie, historii relacji chłopca ze wsi z tym z miasta. Tych dychotomii jest znacznie więcej w strukturze tekstu, chociażby woda i ziemia, ale także ojciec i matka: siła i troska, gniew i świętość. Wszystkie te głosy przenikają się i uzupełniają, tworząc rzeczywistość pełną napięć, ścierających się perspektyw. Wytwarzają one możliwości, wskazują na skomplikowanie zdarzeń, z których Skoruń czerpie, by z ich bogactwa zbudować swoją tożsamość.


 

„Raz, gdy byłem jeszcze knypkiem ledwie odrosłym od ziemi, ojciec nagle zniknął. Po paru miesiącach wrócił, ale co mi się we łbie zdążyło naroić, to moje. Myślałem, że umarł, choć prócz mnie nikt nie wierzył w tę śmierć, umarł więc tylko dla mnie, a gdy wrócił, było trochę tak, jakby urodził się na nowo. Właśnie tak: jakby on urodził się dla mnie, a nie ja dla niego. Musiałem go w sobie na nowo wychować, utrapieńca, skorunia”. Ojciec to najważniejsza postać w życiu dorastającego chłopca. Podziwia jego siłę, wytrwałość, wiedzę – wykształcony nauczyciel, konstruktor niezwykłych maszyn, sadownik. Darzy ojca większym szacunkiem niż matkę, która się o niego troszczy. Boi się go, lecz fascynują go związane z ojcowską historią tajemnice. Ojciec jest punktem centralnym świata Skorunia na tyle mocnym, że kiedy znika, chłopiec zaczyna żyć jego życiem. Widzi w ojcu bohatera, ale ten wyidealizowany obraz będzie musiał zderzyć się z przeszłością. Wizerunek tego małomównego człowieka musi się w końcu zachwiać, jak każdy wypielęgnowany mit.


 

W świecie, który Płaza opisuje w swoich opowiadaniach, niemal nie ma miejsca na mity. Istotną częścią życia bywa wiara, jak w przypadku matki, jednak nawet ona obarczona jest ciężarem codzienności. Piękno podszyte jest tu strachem, zauroczenie – cielesnością; wszystko przenika się i plącze. Język Płazy jest niezwykle precyzyjny – pisarz porusza wyobraźnią tak, by umożliwić wniknięcie w ten rozbity świat zagubionego, samotnego Skorunia. Opisywana przez pisarza rzeczywistość – złożona z fragmentów zdarzeń i wypowiedzi, z migawkowych obrazów – nie jest spójna; i nie powinna taka być, skoro narrator jest zagubionym nastolatkiem. Obserwujemy wyłaniającą się z tekstu wieś, która istnieje gdzieś obok – czasu, historii, postępu. Historia zatrzymała się na dnie Wisły, można ją odtworzyć, zobaczyć, przeżyć na nowo. Istotny w powieści jest tylko czas, który pokazuje powolne dojrzewanie chłopca do dorosłości, męskości. Choć trudno uznać Skorunia za powieść inicjacyjną, to ważnym elementem tych opowiadań jest obraz rozwoju Skorunia – od zagubionego do wytrwałego chłopca, który poszukuje prawdy i ciemności tkwiących w ludziach. Fascynuje go drugi człowiek, ale także zło, które jest częścią ludzkiej natury: „Karabin musiał mieć kiedyś piękny, wiśniowy kolor. […] Nie wiedziałem, czy jest naładowany. Przesunąłem palcami po cynglu i nacisnąłem, ale słabiutko, tak że ugięła się tylko opuszka mojego palca”. Dorastanie Skorunia to testowanie swoich możliwości, stopniowe odkrywanie tożsamości chłopca pozbawionego imienia i wieku, który tworzy siebie ze spojrzeń i słów innych ludzi, fragmentów cudzych biografii. Jak sielanka wiejskiego życia odsłania przed nim obraz niepokoju i zniszczeń, tak w prostym człowieku odkrywa ukrytą ciemność, która go przeraża. Mrok przenika świat, miesza się z życiem i dobrocią, a nawet pozornie nieskomplikowana rzeczywistość przepełniona zostaje tu pierwotnym lękiem. Złowroga i piękna natura wyłania się z tytułowego opowiadania, z pejzażu pełnego czerwieni i grozy: „Śliwki nie były jedyne, ani nawet pierwsze, w letnim korowodzie. Zaczynał się on pod koniec rozpachnionego maja, gdy dojrzewały truskawki, krople jasnej krwi, wstydliwe, wstydliwsze nawet od malin, które trochę później wyjmowało się ostrożnie z kolczastej gęstwiny. Lecz jeszcze przed malinami miały swój czas czereśnie, potem wiśnie. Krew, która w truskawkach była lekka, jakby zmieszana z kroplami majowych deszczów, teraz przerastała miąższystą tkanką, ciemniała, kusiła, by rysować nią szlaczki na białej jeszcze skórze. Najciemniejsza była w malinach, wysłodzona do gęstości. Gdy stężała i zgasła, przychodził czas na inne owoce, już nie krwiste, tylko wytopione z samego lipcowego blasku, jak morele, lub z korzeni i ziemi, jak śliwki”.


 

Istnieją pisarze, których miejsce w świecie literackim wyznaczają już pierwsze książki – Płaza prawdopodobnie będzie jednym z nich. To znakomity debiut, zachwycający zarówno literackim językiem, jak i samymi opowieściami, światem, który się z nich wyłania. To świat czasu nie tyle utraconego, ile minionego: minionego porządku rzeczy, rzeczywistości, niewinności, dzieciństwa. To świat zatrzymany, do którego nie mamy dostępu, którego nie czujemy się częścią, a jednak jego prosta i piękna prawdziwość sprawia, że w napięciu obserwujemy dorastającego Skorunia, zawieszonego gdzieś poza czasem. To ważna i dobra literatura, kunsztem i warsztatem przerastająca przeciętne debiuty.

Katarzyna Horabik


 

 


 

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czytaj dalej

Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marta Wyka Tamten świat Szkice literackie dawne i nowe Wydawnictwo Literackie Kraków 2020   Andrzej Mencwel Piękne zobowiązanie Polubiłem bardzo …

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.). Rozmowę …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …