RECENZUJĄ: Anna Pekaniec, Michał Sowiński i Katarzyna Trzeciak, Olga Szmidt

 

NDKonline_znak wodny dla każdego tekstu (prawy górny róg stony)

 

 

 

Brygida Helbig

Niebko

W.A.B., Warszawa 2013

 

Anna Pekaniec

Opowiedz mi naszą/moją historię (niepotrzebne skreślić?)

 

 

Adriana Cavarero, włoska filozofka, badaczka między innymi zagadnień genderowych, sporo uwagi poświęca również refleksji związanej z szeroko pojętą narracją. Najciekawsze jednak w jej propozycjach teoretycznych (oraz interpretacyjnych; Cavarero nie stroni od ilustrowania swych koncepcji przykładami czerpanymi z literatury, zarówno fikcjonalnej, jak i przynależącej do szeroko pojętej autobiografistyki) jest mocne akcentowanie swoistego opóźnienia (auto)biograficznych opowieści. Na czym ono polega? Za Hannah Arendt włoska teoretyczka dowodzi w artykule Opowiedz mi moją historię, iż każde życie wręcz domaga się opowieści, musi być przekształcone w historię, którą główny bohater lub główna bohaterka powinien/powinna wysłuchać od kogoś innego, ponieważ tylko opowieść przychodząca z zewnątrz zapewnia pełniejszy ogląd jednostkowej przeszłości. Opóźnienie wskazuje więc na konieczny rozziew między egzystencją a jej werbalną transpozycją, zapewnia czas, w którym opowieść dojrzewa, ujawniając znaczenia do tej pory ignorowane lub niebrane pod uwagę. Podstawowym celem każdej (auto)biograficznej opowieści jest odpowiedź na pytanie: Kim jestem? Kto i co kształtuje moją tożsamość? Według Cavarero każdy ma dyspozycję do (wy)słuchania opowieści o sobie, w której będzie mógł się przejrzeć niczym w zwierciadle.

W Niebku Brygidy Helbig (nominowanym do Nagrody Literackiej Nike 2014) opowiadającym jest Waldemar Keler; to z jego porozrzucanych wspomnień córka, Marzena, pieczołowicie, cierpliwie, niespiesznie konstruuje historię rodziny, a przede wszystkim samej siebie. Splatając z sobą poszczególne wątki, zamienia się w kronikarkę, która dzięki rzetelnej, choć niekoniecznie spójnej opowieści, zyskuje najcenniejszy dar – samą siebie, po raz pierwszy z niekłamaną pewnością i wyczuwalną radością. Stwierdza: „Jestem. […] Co by mnie miało nie być” (s. 313). Zanim jednak do tego dojdzie, czytelnicy zostają zabrani w podróż podzieloną na 19 rozdziałów o zróżnicowanej długości, tętniących życiem, pulsujących emocjami, nierzadko niewygodnymi, trudnymi do zrozumienia. Momenty grozy przeplatane są humorystycznymi rozbłyskami, osiąganymi dzięki językowi balansującemu na granicy między zapisanym a mówionym. Nierzadko granica ta zaciera się, czy też zostaje przekroczona, a autorka-narratorka odważnie i lekko wkracza na terytorium języka mówionego, co w oczywisty sposób czyni narrację mniej patetyczną, bardziej codzienną, zwyczajną. I dobrze. Zderzenie Historii – kolektywnej, zagmatwanej, nieubłaganej, z historią – jednostek, uzależnionych od czynników, na które nie miały żadnego, czy też jedynie niewielki wpływ, często bywa opisywane patetycznie. Helbig skutecznie unika patosu, broniąc tym samym opowieść przed skostnieniem. Język opowieści, rozbrzmiewający różnymi, niekiedy kontradykcyjnymi tonami, oswaja traumy, łagodzi krzywdy, relacjonuje, unikając jednoznacznych ocen. Zaznaczam, że nie musi idealnie odwzorowywać świata pozatekstowego, gdyż – jak słusznie zauważył Michel de Certeau w książce Wynaleźć codzienność: „[…] w opowieści nie chodzi już o jak najściślejsze dopasowanie do jakiejś «rzeczywistości» (co stanowi operację techniczną) oraz zatwierdzenie tekstu za pomocą przedstawianej przez niego rzeczywistości. Wprost przeciwnie, opowiadana historia tworzy przestrzeń fikcji”.

Fikcja nie jest w tym przypadku tożsama ze zmyśleniem. Stanowi sprytne i funkcjonale przebranie wspomnień, których rytm w dużej mierze wyznacza falowanie narracji oraz schemat konstrukcyjny w Niebku – niechronologiczny, wymagający od czytelnika silnej koncentracji, świadomie eksponujący niepełność, czy też ewidentną i łatwo wytłumaczalną mechanikę pracy postrzępionej, migotliwej pamięci. Aleida Assmann, wskazując przejście pomiędzy migawkami z przeszłości a ich narracyjną postacią, tłumaczyła w książce Między historią a pamięcią: „[…] wspomnienia jako takie są fragmentaryczne, to znaczy nieograniczone i nieuformowane. Przebłyskujące wspomnienie jest z reguły wyciętym, pozbawionym szerszych kontekstów momentem, bez żadnego «przedtem» ani «potem». Dopiero dzięki opowiadaniu zyskuje post factum formę i strukturę, które je uzupełnia i zarazem stabilizuje”. Kształt przeszłości Kelerów rodzi się w opowieści, zastygającej jedynie na chwilę, generującej zmianę dotychczasowego mniemania o sobie, rzeczywistości, Historii, zmianę dotykającą bohaterów, którzy próbują zadomowić się w takiej wersji opowieści, która rozświetli to, co do tej pory było niejasne. Choćby to, co niejasne, było – na wielu poziomach – dotkliwe (na przykład skomplikowaną, choć na swój sposób typową sagę rodziny Kelerów, niechęć Marzeny do języka niemieckiego; nota bene języka ojczystego jej taty, Willego-Waldemara; a także chłód matki – Barbary, której rodzina podczas II wojny światowej została wywieziona do Kazachstanu; niedobre wybory dróg życiowych obu sióstr, Marzeny i Ewy). W błyskotliwy sposób autorka powieści złączyła z sobą różne tradycje, pochodzenia, kultury, doświadczenia, nie zawsze klarowną przynależność narodową, uwypuklając tym samym swoistą dynamikę i nomadyczność pamięci. Jak twierdzi Michel de Certeau: „Jak ptaki podrzucające swe jaja do cudzego gniazda, tak pamięć nie pracuje we własnym miejscu. […] Jej uaktywnianie się jest nieodłącznie związane z jakąś zmianą. A nawet więcej, jej siła działania wywodzi się właśnie ze zdolności poddawania się zmianie – przesunięciu, ruchowi, nieobecność stałego miejsca. Stałą jej cechą jest to, że kształtuje się ona (oraz kształtuje swój „kapitał”) przez zrodzenie z tego, co inne (okoliczności) i co jednocześnie traci (jest to już tylko wspomnienie)”. Ostatecznie, bilans zysków i strat okazuje się dodatni – Willy na prośbę obu córek snuje może niekoniecznie spójną, ale tak potrzebną opowieść – jej porządkująca funkcja idzie w parze z aspektem terapeutycznym, dyskretnie tu zaznaczonym, ale i wyraźnym.

Wydane w 2013 roku Niebko krytycy szybko określili mianem sagi, zestawiając ją, zresztą słusznie, z Bambino Ingi Iwasiów, Piaskową Górą Joanny Bator (zob. recenzję Dariusza Nowackiego „Niebko” – zabawa w odkrywanie rodzinnych sekretów czy tekst Michała Pawła Urbaniaka W poszukiwaniu tożsamości). Powrót tej odmiany powieści sam w sobie jest ciekawym zjawiskiem, szczególnie w obszarze literatury pisanej przez kobiety. Nowoczesna (ponowoczesna?) saga daleka jest od epickiego rozmachu modernistycznych gatunkowych pierwowzorów. Panoramiczność, drobiazgowość, dążenie do skrupulatnej rejestracji familijnych opowieści zostaje zamienione na nieco porwane ciągi wspomnieniowych asocjacji. Brygida Helbig, oddając głos Willemu, Marzenie i Ewie (rzadko), odsłania kolejne warstwy rodzinnych zmagań z tożsamością, z (nie)wiedzą, która boli. Jedną z podstawowych kwestii nurtujących bohaterów są starania, by wiedzieć, pamiętać, kim są, oraz zrozumieć, kim nigdy się nie staną (zob. s. 26). Ojciec i córki (matka w nieco mniejszym zakresie) wypróbowują kolejne identyfikacje, by odnaleźć tę właściwą, tę dającą poczucie przynależności.

Sądzę, że można również wskazać pewne podobieństwa pomiędzy książką Helbig a Sońką Ignacego Karpowicza czy Domem pod Lutnią Kazimierza Orłosia. Niełatwe rozliczenia z historią, nie zawsze dobrowolne stykanie się różnych narodowości i kultur, kształtowanie jednostkowych światopoglądów, nierzadko w oparciu o sprzeczne jakości czy wartości, to kilka łączników między przywołanymi tekstami. Najwyraźniejszym jest zaś konsekwencja bohaterów, raz po raz podejmujących próby weryfikacji własnych oglądów rzeczywistości.

„Tatuś, opowiesz jak to było?” (s. 7) – Willy-Waldemar, kolekcjoner czekoladowych zajęcy wielkanocnych, mniej lub bardziej chętnie, spełnia prośby córek. Opowiada o tym, czego sam doświadczył (nie chcąc zdradzać przebiegów fabularnych, przywołam tylko jedną scenę – wspaniale skonstruowaną, skrzącą się emocjami – w której mały Willi biegnie po papierosy dla umierającego ojca, s. 25–31), a to, czego nie pamięta lub opowiada „za kogoś” (np. za swoją matkę), sztukuje narratorka-bohaterka, Marzena. Córka kochana, choć nie upragniona (rodzice oczekiwali na syna), przyszła pisarka, która „żyje na zaciągniętym hamulcu” (s. 214), pragnąca „żeby ją tak słuchano”, jak ona stara się słuchać innych, znajdująca schronienie w rzeczywistości wirtualnej, a dokładniej w białym ekranie komputerowego edytora tekstów. Zaznaczyć bowiem należy, że Niebko to powieść autotematyczna, a Marzena jest jednocześnie autorką-narratorką-bohaterką. Skomplikowana – choć nierzadko wykorzystywana przez współczesną literaturę pisaną przez kobiety – trójdzielna figura nie tylko dookreśla formalną charakterystykę powieści, lecz również zmusza do zastanowienia nad sposobami budowania portretów ponowoczesnych kronikarek rodzinnych. Jedna z nich została świetnie naszkicowana przez Brygidę Helbig, delikatną, acz stanowczą kreską: „Marzena zamyka oczy i otwiera komputer, tę zaczarowaną skrzynkę, elektryczny notes, ekran, na który można rzucić swój film, to, co kręci nas, i to, co nami kręci. […] Ona wiedziała swoje. Od razu stał się jej najlepszym przyjacielem i nie rozstawała się z nim nigdy, zastąpił jej kota, który dawno już nie żyje, psa, którego nigdy nie miała, i chomika, który prysnął do sąsiadów. Kiedy otwiera komputer i przed jej oczami rozjaśnia się biały ekran, tańczyć jej się chce. A ekran, jak to ekran, nigdy naszymi harcami się nie znudzi. Najpierw my mówimy do niego. […] Dobrze, a więc los geht’s, dawaj, dawaj, come on, zaczynamy. Marzena zamyka oczy i otwiera komputer” (s. 8–9).

Narratorka, niczym sroka-złodziejka ze słynnego szkicu Śmiech Meduzy Hélène Cixous, wykrada ułamkowe historie od ojca, ciesząc się najmniejszym skrawkiem, ponieważ każdy z nich przybliża ją do rozliczenia z samą sobą. To rozliczenie jest tym ważniejsze, im bardziej umożliwia jej coraz odważniejsze konfrontowanie z rzeczywistością.

Autorka Niebka zaproponowała czytelnikom niezwykle interesującą oraz wciągającą grę – jej stawką jest opowieść o pojedynczych bohaterach, bezkolizyjnie przechodząca w narrację o wymiarze kolektywnym. Nie wszystkie jej elementy są równie istotne, nie każdy z niesionych przez nie sensów zostanie wystarczająco klarownie wytłumaczony przez Willego-Waldemara. Prośba o opowieść (a także ukryty w niej imperatyw opowiadania – słuchania) owocuje ogromną ilością szczegółów, z morza których czytelnicy i czytelniczki wyławiają najcenniejsze, te związane z kwestią tożsamości – zbiorowej oraz indywidualnej. Czy w owych gęstych narracjach są zbędne elementy, czy można by jednak niektóre z nich skreślić? „Opowiedz naszą/moją historię” (parafraza tytułu przywołanego na początku tej recenzji artykułu Adriany Cavarero jest celowa), domagają się córki od ojca, chciwie łowiąc słowa, na wagę nie złota, ale czegoś znacznie cenniejszego – życia. Wszystkie słowa są w nim potrzebne.

Anna Pekaniec

 

Michał Sowiński, Katarzyna Trzeciak

Loterie tożsamości

 

Brygida Helbig stworzyła rodzinną sagę, w której ukazuje skomplikowane losy i poplątane rodowody szczecińskiej intelektualistki. Marzena, narratorka powieści, próbuje zrekonstruować swoją tożsamość – w tym celu wchodzi głęboko w wojenną i powojenną historię swoich rodziców i dziadków. To kolejny przykład powieści, w ktorej podjęta zostaje próba (re)konstrukcji indywidualnych losów w perspektywie dynamiki Historii. Niebko bardzo szybko wpada w dobrze już rozpoznane w polskiej literaturze i kulturze koleiny. Pytanie, czy autorka, poruszając się po terenie tak często eksplorowanym, jest jeszcze w stanie powiedzieć coś ciekawego o jego właściwościach?

Tytułowa metafora „niebka” – dziecięcej zabawki opartej na przypadkowości i dającej efekt niespodziewanego układu – jest tu podstawową zasadą zarazem kompozycyjną i tożsamościową. Bohaterowie opowieści, przodkowie Marzeny, która ją opowiada, w toku przemian historii muszą niejednokrotnie dokonywać wielu tożsamościowych wyborów, a ich decyzje rzadko kiedy mogą być podjęte w sposób świadomy. Jak w przypadku ojca bohaterki, Williego Kellera, który później staje się Waldkiem Kelerem i przez całe życie buduje socjalizm, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, czy jest Polakiem, czy Niemcem. Przybieranie tożsamości narodowej ma w opowieści Helbig charakter loterii, nie wiadomo bowiem, czy decyzja podjęta pod wpływem chwili ma szansę stworzyć stabilną egzystencję, czy też skazana jest na doraźność i niedługo później będzie musiała zostać zmieniona. Dla samej Marzeny powrót do tej rodzinnej „genealogii loterii” ma niebagatelne znaczenie – chodzi o rozpoznanie i określenie siebie, swoich losów i doświadczeń na tle odziedziczonych traum, związanych z tą tożsamościową przypadkowością. Nieudane życie Marzeny, jej związek z „Anglikiem z ogłoszenia”, zostają wpisane w ciąg rodzinnych losów, które naznaczają kolejne pokolenie.

O ile jednak poziom tożsamości bohaterów jest determinowany przez zasadę historycznej loterii, o tyle całość konstrukcyjna Niebka wydaje się bardzo misternie zainscenizowana przez autorkę i poddana przypadkowości. Helbig kumuluje w niej niemieckość, galicyjskość, ukraińskość, polskość, problem ziem odzyskanych, przedstawiając wszystkie ich zawiłości poprzez chaotyczną, urywaną narrację wspomnieniową. Niejasności chronologiczne, nakładające się na siebie historie rodzinne i założony brak dbałości o precyzję rekonstrukcji są tu zabiegiem celowo obliczonym na odtworzenie mechanizmu pamięci, która musi skonfrontować się z traumatycznymi historiami pokoleniowymi.

Historie rodzinne są tu nie tyle punktem wyjścia do prowadzenia rozliczeń z przeszłością, ile raczej stanowią pretekst do wejrzenia wewnątrz własnej psychiki Marzeny. To w końcu opowieść o rekonstruowaniu siebie i swojego głosu w obliczu doświadczeń, których właściwie nie da się odtworzyć i uspójnić. Wszystkie one mają bowiem charakter śladów, odciskających się w tożsamości bohaterki, na które nakładają się kolejne ślady o niejasnym pochodzeniu. Marzena nie może określić, czy jej doświadczenia są rzeczywiście jej, czy też są zapośredniczone w rodzinnych traumach. Nie może też jednoznacznie rozpoznać swojej egzystencji, bo pozostaje ona uwikłana w doświadczenia przesiedleńcze matki, nieobecność domową ojca, czy też jego rozczarowania, wynikające z posiadania córki zamiast syna. Wszystkie te elementy powodują, że bohaterka – odsłaniając kolejne momenty swojej historii – w istocie natrafia tylko na kolejne przypadkowe strzępy, z których chce skonstruować coś, co pozwoliłoby jej rozpoznać siebie.

Niebko znalazło się w tegorocznej finałowej siódemce Nagrody Literackiej Nike. Łatwo zauważyć pewną konsekwencję w wyborach jury – wśród książek nominowanych do nagrody w 2009 roku była między innymi powieść Bambino Ingi Iwasiów, opowiadająca o pogmatwanych losach mieszkańców PRL-owskiego Szczecina, zmagających się z polsko-niemieckimi korzeniami i opowiadających o swoich tożsamościowych determinantach. Trzy lata później, w 2012 roku, Brygida Helbig otrzymała nominację za książkę Enerdowce i inne ludzie, w której sportretowała wykorzenionych, odartych ze złudzeń mieszkańców wschodnich Niemiec. W tym roku wyszła powieść Śpiewaj ogrody Pawła Huellego (z pewnością będzie nominowana) – portretująca Gdańsk jako kulturowy palimpsest. Kwestia wykorzenienia i zawiłości polsko-niemieckich genealogii powraca w literaturze polskiej regularnie, regularnie też książki o nich opowiadające są nominowane do Nike. Jest to z pewnością ciekawe zjawisko, ponieważ wskazuje wyraźnie, że temat ten domaga się ciągłe uwagi i nieustannych przewartościowań.

W przypadku powieści Helbig trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że przewartościowania ustępują raczej miejsca pewnemu wzorcowi – rodzajowi modelowej biografii wielokulturowej. Nieodłącznym elementem tak skonstruowanej biografii jest zatarcie granicy między prawdą – opartą na faktycznych doświadczeniach przodków Marzeny, a fikcją – związaną z pracą pamięci i faktem, że rodzice bohaterki niechętnie odsłaniają sekrety swojej przeszłości. Modelowo więc Niebko po raz kolejny wskazuje na niemożliwą rekonstrukcję przeszłości, jako skończonego i oddzielonego od teraźniejszości momentu. Dlatego Marzena, podejmując się tak założonej rekonstrukcji tożsamościowej, będzie poruszać się po śladach, które równocześnie sama wyznacza, i ostatecznie, idąc ich tropem, dociera wyłącznie do samej siebie, swojej rozproszonej i wciąż nierozliczonej z przeszłością podmiotowości. I ponownie, jak we wszystkich wspominanych już wcześniej książkach o wykorzenieniu z jednoznacznej tożsamości, okazuje się, że tylko taka podmiotowość jest dostępna i możliwa do zrekonstruowania.

Michał Sowiński, Katarzyna Trzeciak

 

 

Olga Szmidt

Kto się boi ziem odzyskanych?

 

Ostatnia powieść Brygidy Helbig – polsko-niemieckiej pisarki związanej z wieloma miejscami w Europie Środkowej, wśród których Szczecin zajmuje miejsce istotne – zdaje się z wielkim przekonaniem wskazywać istotny cel literatury współczesnej, wielokrotnie zresztą rozpoznawany, choć nie znajduje on w ostatnich latach aż tylu orędowników, co jeszcze w latach 90., czy nawet pierwszych publikacjach XXI wieku. Postrzeganie literatury jako przestrzeni do wynajdywania, opowiadania i konstruowania tożsamości jest przecież koncepcją tyleż atrakcyjną, co świetnie już rozpoznaną. W ostatnio wydawanych, ważnych na polskim rynku książkach dostrzec można tendencję do komplikowania kwestii tożsamości – niejednokrotnie postrzeganej jak najbliższa krewna pochodzenia.

Po takich wielkich sukcesach literackich i wydawniczych jak choćby Morfina Szczepana Twardocha, niełatwo spektakularnie zaprezentować kwestię złożonego pochodzenia etnicznego i narodowego. Brygida Helbig wydaje się jednak niezrażona nonszalancją i rozmachem nieco wcześniej wydanych publikacji. Jej powieść obiera za cel zupełnie inne rejestry emocjonalne, egzystencjalne i społeczne niż książka Twardocha. Nie sposób już w pierwszym kontakcie z Niebkiem nie odnieść wrażenia, że samo zainteresowanie możliwościami literatury oraz szansami na ich przekroczenie jest tu nomen omen o niebo mniejsze. Wrażenie, z jakim nadal pozostaję, dałoby się ująć w dobrze już rozpoznawalnych współczesnemu czytelnikowi kategoriach. Pisarka zdaje się przede wszystkim pokładać wielką wiarę w sprawcze i terapeutyczne możliwości literatury autobiograficznej, czy choćby nawiązujące do tego – bardzo zresztą popularnego w ostatnich latach – autentycznościowego gatunku. Warto powiedzieć, co to właściwie oznacza w kontekście Niebka.

Zarysowany problem dotyczy w tej książce kilku wymiarów tekstu, w tym także tego najbardziej podstawowego. Zasadniczą treść powieści stanowią zmagania Marzeny z pochodzeniem – uwikłanym w stosunki polsko-niemieckie, zaszłości powojenne, PRL-owski Szczecin i pogranicza, pogranicza, pogranicza. Bohaterka przeszukuje swoją rodzinną historię, aby ustalić pochodzenie rodzinnych traum, dowiedzieć się, czy sama jest nimi obarczona. I tu zaczyna się problem. Kobieta rozważa swoje pochodzenie oraz wybory przodków i skutki ich decyzji, ale właściwie z każdej z tych opowieści wynika bardzo jasne przesłanie: to, kim jesteśmy etnicznie i narodowo, to czysty przypadek, rezultat kilku wydarzeń, splot mniej lub bardziej szczęśliwych wydarzeń: „Bo Waldek kiedyś bywał kimś w rodzaju Niemca. Jeśli przyjąć, że istnieje coś takiego jak Niemiec. Teraz już nie wie, czy jest Niemcem, czy Polakiem. W zasadzie można by go uznać za Polaka, gdyby nie to, że podczas meczów piłkarskich Polska-Niemcy serce mu jednak jakby wbrew woli bardziej bije za Niemcami […]”.

Podważenie zastanych i stabilnych kategorii narodowo-etnicznych jest wyraźnym celem tej książki. Podobnie jak to, aby powiedzieć: „Bo co to znaczy Niemiec. Co to znaczy Polak. Co to znaczy niemiecka krew. Konia z rzędem temu, kto mi to wytłumaczy”.

Mimo tak jawnego sprzeciwu i powątpiewania, książka Helbig z wszystkimi tymi fundamentalnymi problemami radzi sobie dość gładko. Niemiec to Niemiec, Polak to Polak lub odwrotnie – historia przerzuca się nami, jak chce, a jedyne, co pozostaje, to pogodzić się z tym, z czym pogodzić się musimy, i wybrać tam, gdzie pozostaje dla wyboru jakieś pole. Marzena pisze historię swojego ojca, który najpierw nazywa się Willi, by później płynnie stać się Waldkiem. Nieco podsycany narracyjnie dramat bywa w Niebku dość płaski, nazbyt oczywisty, powtarzany w taki sposób, że sprawia wrażenie pewnego „upajania się” własną tożsamością. Także tą dziedziczoną. Tu natrafiam na pewien wewnętrzny paradoks książki. Z jednej strony tożsamość i pochodzenie są dane, tak jak dane są wyniki loterii, w której udziału nie możemy odmówić. Z drugiej jednak tak duże zainteresowanie tematem, ponawianie wysiłku poszukiwania prawdy o rodzicach i dziadkach, a także ewidentna próba wzbogacenia własnej podmiotowości za pomocą poddawanych w wątpliwość czynników wydaje się dwuznaczna. Nie dostrzegam w głównej bohaterce pasji poszukiwaczki, jednej z tych osób, które przeszukują swoje drzewo genealogiczne niczym poszukiwacze złota. Marzena nie mniejszą pasją niż swoje korzenie darzy osobisty komputer, o którym mówi z uciążliwą częstotliwością. Świetnie, że autorka dostrzega, jak ów proces może lub mógłby przebiegać. Sprawia to jednak, że Marzenę obdarza się mniejszą empatią, w jej miejsce wprowadzając przymrużenie oka. Jeszcze większy opór czytelniczy budzi we mnie wysilone zestawianie wypasania krów przez jedną z postaci z jakże współczesnym sposobem opiniowania. Tak, w Niebku tego rodzaju działanie nie jest cool. Pełni ono z pewnością funkcję sygnalizowania i podkreślania – po pierwsze – nieciągłości narracyjnej, a także tego, że to Marzena opowiada (nie zaś Willi czy jego żona), po drugie zaś – odrębności tych światów. Sama powieść poszatkowana jest na kilkadziesiąt – niełatwych – historii rodzinnych, które pisząca stara się skleić w całość, aby zrozumieć. Czytelnik, wedle zamysłu tego utworu, otrzymuje jednak tekst niejako sprzed finału. Jego zadaniem jest raczej towarzyszyć bohaterce i przyjmować jej kolejne wspomnienia czy domysły. Samo wysłuchiwanie historii rodzinnej, która zawiera historię choć części Ziem Odzyskanych, wydaje się atrakcyjną perspektywą. Brakuje tu jednak tego, kto wciągnie czytelnika, zaprosi do swojego bieżącego i minionego świata, w którym nie tylko deklaratywnie do pochodzenia nie należy się przywiązywać. Marzena nie jest szczególną postacią, jest po prostu jedną z tych, którym „przytrafiła się” taka tożsamość. Wybranie tego typu bohaterki na centralny głos powieści jest przekonujące, ale raczej nie intryguje.

Najbardziej jednak rozczarowujące w lekturze Niebka okazuje się samo „niebko”. Głucho brzmiące pojęcie, które – mnie, nieświadomej – kojarzyło się z jednej strony z dziecięcą grą w „piekło-niebo”, z drugiej zaś wyobrażałam sobie to słowo jako dziwne określenie dla dziecięcego grobu. Okazało się jednak, że kolejny raz prawda nie leży po środku, a jedynie trąca moją pogubioną wyobraźnię. „Niebko”, zwane też „widoczkiem” czy (uwaga, uwaga, napada na nas tzw. sens) „sekretem” – co ustaliłam dzięki pozaksiążkowym poszukiwaniom – okazało się bowiem dziecięcą zabawą polegającą na ukryciu w miejscach w rodzaju polany czy ogródka niby-witrażu, który składa się z kwiatków, gałganków, wstążek i tym podobnych drobnostek, które przykryte szybą tworzą obraz. Na tym jednak nie koniec. „Niebko” odkryć może tylko ten, kto wie, gdzie go szukać. Ten, kto nie wie, gdzie może się kryć, krocząc nie dość ostrożnie, zdepcze je, zniszczy, a największą karą będzie utrata raz na zawsze szansy na zobaczenie pełnego obrazu. Cóż, nie każdy pisarz jest wirtuozem nieoczywistych tytułów. Ale żeby aż tak?

Może pod pewnymi względami Szczepan Twardoch wybrał łatwiejszą, bo bardziej efektowną drogę, skupiając się na Konstantym, którego biografią można by obdzielić kilku bohaterów, ale jednym z rezultatów była powieść, o której nie zapomnę przez wiele lat. Niebko będę pamiętać jako powieść starającą się zabrać nieoczywisty głos w dyskusji o tożsamości (co zawsze warto docenić), która jednak pozostawiła mnie z poczuciem, że nie wydarzyło się nic, co Ziemie Odzyskane poruszyłoby na tyle, aby ich historię przeczytać na nowo. Temat ten wydaje mi się fascynujący i nie dość opracowany w najnowszej polskiej prozie. Helbig w tej sytuacji otwiera kolejną furtkę. Na wyłom przyjdzie dopiero czas.

Olga Szmidt

 

 

Czytaj dalej

Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marta Wyka Tamten świat Szkice literackie dawne i nowe Wydawnictwo Literackie Kraków 2020   Andrzej Mencwel Piękne zobowiązanie Polubiłem bardzo …

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.). Rozmowę …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …