REKOMENDUJE: Bogdan Rogatko, RECENZUJE: Michał Piętniewicz

 

NDKonline_znak wodny dla każdego tekstu (prawy górny róg stony)

 

 

 

Wiesław Myśliwski

Ostatnie rozdanie

Wydawnictwo Znak, Kraków 2013

 

Bogdan Rogatko

Notes

 

Wiesław Myśliwski Ostatnie rozdanie

Najnowsza powieść Wiesława Myśliwskiego jeszcze się nie ukazała w księgarniach, a już zbierała entuzjastyczne opinie krytyki. Dariusz Nowacki nazwał pisarza ostatnim depozytariuszem „mitu tzw. prawdziwej literatury – ważnej i poważnej, pytającej o sens istnienia i tajemnice bytu, usiłującej ogarnąć całość doświadczenia”. Jednocześnie powieść ta wydała mu się „bliźniaczo podobna” do wydanego siedem lat temu Traktatu o łuskaniu fasoli: „To kolejny rozciągnięty na całą powieść monolog bezimiennego bohatera wypowiadany u schyłku życia, będący próbą obrachunku z własną biografią, motywowany chęcią całościowego wypowiedzenia samego siebie”. Pomijając pewną przesadę zawartą w sformułowaniu, że jest bliźniaczo podobna (chociażby dlatego, że w Traktacie… pisarz zastosował nieco inną formę monologu, zwróconego do jednej  konkretnej – choć bezimiennej i mocno tajemniczej – osoby), należy dodać, że – z małym wyjątkiem (myślę o Pałacu) – odnosi się to do wszystkich powieści Myśliwskiego, konstruowanych podobnie. Począwszy od debiutu, późnego, i może dlatego tak bardzo dojrzałego, wszyscy narratorzy, zbliżając się do starości, odczuwają potrzebę zrozumienia własnego życia w konfrontacji z innymi, mniej lub bardziej bliskimi sobie, osobami. Co prawda sam pisarz w udzielonych ostatnio wywiadach podkreśla, że każdą nową powieść traktuje jak debiut, bo przekonanie twórców jakoby już wszystko umieli grozi porażką, to wypracowany już w Nagim sadzie styl jest widoczny we wszystkich jego następnych utworach. To wieczne rozpoczynanie na nowo swej przygody z literaturą nie jest jednak kokieterią ze strony pisarza. Literatura zawsze była mu obca, to coś znacznie poważniejszego, istotniejszego: to konieczność utożsamiania się ze swym bohaterem-narratorem, co czasem prowadzi do odkrywania w sobie emocji i pragnień, wywołujących do tego stopnia zdziwienie, a nawet przerażenie sobą, że z każdej książki musi „wyzdrowieć”, czyli na jakiś czas wyłączyć się w ogóle z pisania, i to jest między innymi przyczyną długich odstępów czasowych pomiędzy kolejnymi powieściami.

Przed laty Wiesław Myśliwski był uważany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli tzw. nurtu chłopskiego. Mówił wprost, że wieś jest jego pierwszym światem, a istnienie w kulturze chłopskiej pierwszym sposobem istnienia. „[…] Wszystko, co piszę, dzieje się w wielkim świecie mojej małej wsi” – podkreślał. Jednocześnie nigdy nie brnął w artystyczne i ideowe koleiny tego nurtu, nie ulegał kulturowym i społecznym modom, aktualność pozaliterackiej rzeczywistości nie odciskała się w żaden sposób na jego twórczości, zawsze był, rzec można, pisarzem osobnym. I takim pozostał do dnia dzisiejszego.

Tożsamość bohaterów-narratorów powieści Myśliwskiego, czasem też i innych bohaterów, zaludniających jego utwory, określana jest  często przez ich rodowód. W Nagim sadzie , opowiadającym o miłości ojca i syna, spełniającej się – co okaże się charakterystyczne dla następnych powieści – w obrębie patriarchalnego porządku, jak słusznie zauważyła Bogusława Kaniewska, autorka monograficznego szkicu poświęconego twórczości Myśliwskiego, wydanego w 1995 roku, syn utożsamia się z ojcem, i choć ojciec próbuje go od losu chłopa wyzwolić, to bohater nigdy nie zapomniał o związku z ziemią jako poszanowaniu tradycyjnego systemu wartości. Sprawa zapętlonego do granic obłędu związku z ziemią stanie się fundamentalna dla narratora jednej z najwybitniejszych powieści autora Ostatniego rozdania, dla Kamienia na kamieniu. Tu już trudno mówić o miłości ojca i syna, który sam buntuje się przeciw losowi chłopa i przeciw ojcu, i by się od ziemi oderwać próbuje różnych sposobów, aby jednak na koniec, po śmierci rodziców i porzuceniu ziemi przez braci, osiąść na gospodarstwie i ulec obsesji zbudowania rodzinnego grobu, który ma scalić rozbitą rodzinę, grobu tożsamego w jakiś sposób z ziemią, bo w ziemi wykopanego dla pochowanych w ziemi zwłok. Kamień na kamieniu został, za Leszkiem Bugajskim, uznany przez niektórych krytyków za zwieńczenie nurtu chłopskiego, bowiem pisarz dopowiedział w tej powieści wszystko, co stanowiło o atrakcyjności i wartości tego nurtu.

Rodowód ma jednak  jeszcze istotne znaczenie dla narratora Widnokręgu, najwybitniejszej moim zdaniem powieści Myśliwskiego i jednej z najlepszych w polskiej prozie powojennej. Przemysław Czapliński zauważa, że jest to powieść „o dochodzeniu do siebie w rodzinie, o wyodrębnieniu siebie z rodziny i powrotnym w nią wchodzeniu”. I chociaż najbliższa narratorowi rodzina nie jest  już typowo chłopska, to ze wsią związane było jego dzieciństwo, i to ona stanowiła miejsce, z którego się wyszło i do którego powrót był możliwy: tożsamość narratora „zostaje powiązana z miejscem pochówku najbliższych”. Narrator Widnokręgu ujmuje to w sposób piękny i wzruszający: „I chyba tak naprawdę to dopiero ze śmiercią wujka Władka zrozumiałem, że właściwie to nigdy nie opuściłem tego miejsca. Bo choć to ich groby, to mój znak, gdzie jestem. A kto wie nawet, czy nie tu środek mojego widnokręgu, bo jedynie tu jestem w stanie doznawać tej bolesnej dotkliwości, jak umieram za nimi i ja, a nie tylko świat dookoła mnie. […] Chce mi się aż zanurzyć w tym umieraniu jak w kwitnącej łące i patrzeć na słońce gasnące nade mną”.

Już w Kamieniu na kamieniu pisarz opowiada, jak cywilizacja może doprowadzić do destrukcji osobowości wykorzenionej – na przykładzie losów i zachowań braci Szymka. Problem ten zostanie rozwinięty i udramatyczniony w dwóch ostatnich powieściach. To je zapewne zbliża. W Traktacie… historia niszczy – w pewien sposób – rodowód narratora; w pacyfikacji rodzinnej wsi traci całą rodzinę i cudem sam ocaleje, ale doświadczy w całej rozciągłości losu sieroty po wojnie, w latach PRL-u. Ratuje go przed bezcelowym życiem talent muzyczny i pasja do grania na saksofonie, których dzięki życzliwym ludziom nie zaprzepaszcza. Ratuje go w jakiejś mierze także miłość, choć nie potrafił udźwignąć jej ciężaru: „Bo co to znaczy kochać? […] I dlaczego, skoro kochałem ją jak nikogo na świecie, nie umieliśmy ze sobą żyć? Kochałem, to zresztą jakby nic nie powiedzieć. Nieraz czułem, jakby to ona dopiero dała mi moje życie”.

Po latach, schorowany, nie mogąc już grać na ukochanym instrumencie, powraca w strony rodzinne, powodowany podobnym imperatywem jak narrator Widnokręgu, przypominając sobie, jak czekał jako mały chłopiec wieczorem w lesie na chwilę, kiedy w oknie ich domu zabłyśnie światło, na  „ten cud z ręki mojej matki”.

Jeszcze w Widnokręgu bohater usiłował zachować patriarchalny porządek, podtrzymując kontakt z ojcem mimo jego choroby i powolnego odchodzenia z tego świata. Ale zarówno w Traktacie…, jak i w Ostatnim rozdaniu porządek ten już przestał istnieć; pozostaje tylko wspomnienie po zamordowanej matce lub wspomnienie matki, dzierżącej ster domu, ale – jak w najnowszej powieści – zachowującej przed synem tajemnicę jego poczęcia. Bohater nigdy nie spotkał swojego ojca, wiedział o nim tyle, co mówili o nim mgliście, a raczej czego się domyślali, mieszkańcy miasteczka. Tęsknota za nieznanym ojcem nie potrafiła mu zastąpić poczucia tożsamości, świadomości swego rodowodu. Z czasem poczucie wyobcowania pogłębiało się, przejawiając się obsesją niezakorzenienia, obsesją bezustannej zmiany miejsca i ucieczką od siebie.

Każda powieść Myśliwskiego ma określony, mocno zaznaczony punkt wyjścia. W Widnokręgu na przykład to rodzinna fotografia sprzed lat z narratorem jako małym chłopcem w marynarskim ubraniu, która w efektowny sposób zderzona zostaje z fotografią zamykająca powieść, utrwalającą obraz bawiącego się narratora ze swym sześcioletnim synkiem: „Ta radość niczym słońce rozświetla fotografię. A nawet jakby nie mogąc się w niej zmieścić z tą rozpierającą go radością, przyklęknął i prawie dotykając rozpromienioną buzią moich niewidocznych oczu, wyrzucił. – Przynieść ci jeszcze morza?”. W dwóch ostatnich powieściach już takiego efektu nie znajdziemy. Traktat… rozpoczyna się  wizytą nieznajomego, liczącego, że zakupi u narratora fasolę, a Ostatnie rozdanie otwarciem notesu na literze A. Nie jest to zapewne chwyt zachęcający do lektury, a przecież – jak w rozmowie zdradza sam pisarz – pierwsze zdanie książki jest istotą opowieści. Jak więc udaje się Myśliwskiemu to, że i od najnowszej jego książki trudno się oderwać – mimo niewątpliwej anachroniczności jego prozy, mimo braku suspensów i nawet cienia sensacyjności w opowiadanych wydarzeniach, dotykających spraw zwyczajnych. Przed laty próbował na to odpowiedzieć Czapliński przy okazji omawiania Widnokręgu, która to powieść jest „sztuczna w swojej gadatliwości, a jednocześnie naturalna właśnie jak gadanie, długa jak nieszczęście, a zarazem wciągająca jak wierność; pozbawiona point, a jednocześnie oddająca jakiś elementarny dramatyzm istnienia; niby narracyjnie i stylowo w całości jednorodna, a zarazem prezentująca bardzo zróżnicowane postaci; zwyczajna jako epicka pochwała zwyczajności i powieściowe ujecie trywialności życia małomiasteczkowej rodziny, a zarazem nieledwie traktat antropologiczny, dyskurs o poznawaniu świata, rozpisany na głosy i rozrzedzony w narracji”.

Charakterystyka ta dotyczy czterech ostatnich powieści, ale najbardziej bodaj pasuje do Ostatniego rozdania, dlatego pozwoliłem sobie na ten dłuższy cytat. Pisarz zdaje się nie przejmować czytelnikiem, choć monolog narratora skierowany jest do niego, czytelnika. Bo cóż może być frapującego w tym przeglądaniu starego, rozlatującego się i dlatego spiętego zetlałą gumką notesu. Ano właśnie – mówiąc górnolotnie: całe życie bohatera jest w nim zamknięte.

Zamiar przepisania notesu prowadzi bohatera do rozrachunku ze swym życiem. Ale jak można to zrobić na podstawie odnotowanych kiedyś, przed laty, imion, nazwisk, adresów, numerów telefonów? Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w Ostatnim rozdaniu, ale kryje się ona od początku w twórczości Myśliwskiego. Wszyscy jego narratorzy – o statusie zresztą bohaterów – są otwarci na drugiego człowieka, to inni ludzie, którym udziela się głosu w kolejnych powieściach, mają bardziej lub mniej istotny wpływ na losy narratorów, na ich postępowanie, na podejmowane przez nich decyzje. Narrator najnowszej powieści wertując notes cofa się w przeszłość, zgodnie nie tyle z chronologią, co logiką pamięci, przy której pomocy udaje mu się przywołać minione czasy tylko we fragmentach, w sposób nieciągły, wybiórczy, wspomagany nieraz wyobraźnią, a więc w sposób subiektywny, czasem bardziej na zasadzie kreacji, a nie odtworzenia, zależny od czasu i miejsca, z jakiego na przeszłość patrzy. Zresztą, cóż to takiego przeszłość? Pisarz neguje właściwie istnienie innej rzeczywistości niż tzw. przeszłość. Bo teraźniejszość to tylko chwila, która zaraz staje się czasem minionym, a przyszłość jest tylko naszym wyobrażeniem.

Z powieści wyłania się stopniowo obraz Musilowego człowieka bez właściwości, pozbawionego świadomości, jak już pisałem, określonego jednoznacznie rodowodu, szamoczącego się z poczuciem tożsamości i własnej wartości, człowieka – jak podkreśla sam Myśliwski w udzielanych wywiadach – wbrew pozorom i wątpliwościom czytelników jak najbardziej współczesnego, psychicznie rozchwianego, bojącego się odpowiedzialności za życiowe, za egzystencjalne decyzje, sprawdzającego się tylko w życiu zawodowym, w tym wypadku w tzw. biznesie. Brakuje mu oparcia w drugim człowieku, bo sam to oparcie odrzuca, brakuje mu punktu stałego. Jedyną stałością okazują się listy Marii, na które nie odpowiada, stanowiące właściwie osnowę powieści, będące pieśnią miłosną śpiewaną z doliny rozpaczy, z potrzeby poczucia bliskości z jedyną w jej życiu osobą, której mogła zawierzyć swoje uczucia.

Bohater, zastanawiając się nad przyczyną odrzucenia tej jedynej i w jego życiu miłości, próbuje ją zracjonalizować, tłumacząc sobie, że: „[…] nie mogłaby być ze mną szczęśliwa. […] Czy zresztą ktokolwiek mógłby być ze mną szczęśliwy? Czy komukolwiek byłbym w stanie zapewnić chociażby złudzenie szczęścia? […] Zresztą nie wiem – dodawał – czy szczęście nie jest tylko słowem pozbawionym własnego bytu”. Może po prostu, zastanawiał się, nie był jej wart, nie był wart jej szaleńczej miłości, może kochała tak naprawdę kogoś wyimaginowanego, wyidealizowanego, bo „czy ktokolwiek, […] kto by przyjął jej miłość, bo to przecież dar, największy dar, jaki można otrzymać na tym świecie, byłby zdolny odpłacić takim samym darem? […] Niejasne przeczucia już wtedy dawały mi znak, że w dalszej lub bliższej przyszłości tę naszą miłość czeka tragiczne zwieńczenie”.

Ogarniał go lęk przed miłością, chociaż jej pragnął jako najważniejszego uczucia w życiu człowieka. Podobnie było z obrazem, który chciał namalować, którym żył, ale bał się, że nie spełni jego oczekiwań i w końcu rezygnował z jego namalowania. Bo może miał rację Tomasz Mann, że „talent to zdolność do posiadania własnego losu”? Może zabrakło mu odwagi do podjęcia odpowiedzialności za własny los, może wolał zdać się na przypadek, a porzucenie sztuki i w konsekwencji odrzucenie też miłości i rozstanie się z Marią było tylko skutkiem tego braku odwagi?

Same znaki zapytania, bo czy taki człowiek, jak narrator Ostatniego rozdania, jest zdolny do zrozumienia siebie samego? Pisarz w którymś z wywiadów zdradził, że i jemu samemu trudno było pojąć decyzje swego bohatera, ponieważ – jak podkreślał: „książki pisze się świadomie, ale i nieświadomie, czasem to, co nieświadome, jest lepsze od tego, co świadome”.

Miłość i sztuka to wątki wiodące w tej powieści, wokół nich krąży pamięć narratora i wokół nich koncentruje się nasza uwaga. Ale Ostatnie rozdanie, podobnie jak i poprzednie powieści Myśliwskiego, pęcznieje też od znakomicie namalowanych portretów znajomych, których nazwiska narrator znajduje w notesie – portrety: krawca Radzikowskiego, u którego terminował, i jego pracowników; szewca Matei, z którym grywał w pokera, a po jego śmierci rozegrał ostatnią partię na jego grobie; inżyniera, niedoszłego artysty, mieszkającego jakiś czas w jednym z gościnnych pokojów w ich domu, uprzedzającego go, żeby nie przeoczył swojej młodości, bo później znajdzie się w pustce, z której już się nie wydobędzie; matki, która energią w prowadzeniu interesów być może rekompensowała poczucie straconego życia; profesora na uczelni plastycznej; kobiet, z którymi miewał mniej lub bardziej przelotne romanse. Równie mistrzowsko jak ludzi maluje też niektóre sceny – na przykład wizytę w domu Marii, rysowanie aktu na plastycznej uczelni, pobyt w pracowni krawieckiej, dyskusję w przepełnionym pociągu z przygodnie poznaną pasażerką, którą zapewnia, że „nie mamy żadnej władzy nad życiem, wbrew temu, co się nam wydaje” itd.

Ostatnie rozdanie jest niewątpliwie powieścią wybitną, choć nie najwybitniejszą w dorobku Wiesława Myśliwskiego, ale jest też najbardziej gorzką w sportretowaniu współczesnego człowieka. Ta anachroniczna literacko, podobnie jak poprzednie, a zarazem bardzo „dzisiejsza” powieść pozostawia czytelnika z refleksją nad cieniami i blaskami własnego życia.

Bogdan Rogatko

 

Przeczytaj także:

Michał Piętniewicz

W poszukiwaniu dzieła totalnego

Ostatnie rozdanie łączy z Traktatem o łuskaniu fasoli przewaga myślenia nad zachwytem – to nie świat jest najważniejszy w tych powieściach, ale próba odpowiedzi na pytanie o świat.

W wywiadzie udzielonym po wydaniu Widnokręgu pisarz przyznał, że chciałbym napisać powieść „o wszystkim i dla wszystkich”. Tę ambicję tak pojętego dzieła totalnego widać już w Kamieniu na kamieniu, w pełni wyklarowała się zaś w Traktacie o łuskaniu fasoli.

Czytaj dalej: PDF 

 

 

Czytaj dalej

Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marta Wyka Tamten świat Szkice literackie dawne i nowe Wydawnictwo Literackie Kraków 2020   Andrzej Mencwel Piękne zobowiązanie Polubiłem bardzo …

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.). Rozmowę …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …