Ignacy Karpowicz
Ości
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013
Robert Ostaszewski
Rodzina jako źródło zdziwień
Rodzina i tożsamość. Tożsamość i rodzina. Ostatnimi czasy te dwa tematy zdecydowanie dominują w naszej prozie, właśnie one pisarzy najbardziej zajmują i pobudzają do tworzenia kolejnych opowieści. Spośród nich temat rodziny wydaje się częściej eksploatowany, ponieważ wiele narracji tożsamościowych poprzerastanych jest historiami mniej lub bardziej pokomplikowanych i traumatycznych związków między bliskimi sobie ludźmi. Przykładem jest chociażby Morfina Szczepana Twardocha, w której problemy Konstantego Willemanna z własną tożsamością w dużym stopniu wynikają z tego, z jakiego układu rodzinnego wyszedł (ojciec – niemiecki arystokrata, matka – spolszczona Ślązaczka) i w jakim się po latach znalazł (żona z do bólu polskiej, patriotycznej familii). Nie ma w tym nic dziwnego, w końcu trudno jest sensownie rozważać zagadnienia tożsamości z pomięciem rodzinnego backgroundu.
W prozie rodzina przedstawiana jest przede wszystkim jako źródło cierpień (oczywiście, mam na myśli prozę głównego nurtu, bo już w popularnej prozie kobiecej, poświęcającej wiele miejsca uwikłaniom rodzinnym, dominują opowieści pisane ku pokrzepieniu serc z obowiązkowym happy endem, w których cienie rodzinnego życia koniec końców zawsze znikają w blasku ogólnego szczęścia). Pisarki i pisarze lubują się w opisach rozmaitych form przemocy domowej, traum fundowanych przez rodziców dzieciom, interpersonalnych gier o władzę w małym, kilkuosobowym światku. Tak było w głośnej swego czasu powieści Wojciecha Kuczoka Gnój, tak jest w powstałych całkiem niedawno książkach Zośki Papużanki (Szopka) czy Katarzyny Maicher (Persymona). I nie jest ważne, do jakiej stylistyki ci autorzy się odwołują, czy bliżej im do ocierającej się o naturalizm dosadności, przełamanej ironią groteski lub poetyckiej wieloznaczności – przekaz za każdym razem brzmi podobnie: rodzina to instytucja z gruntu opresyjna.
Czytaj dalej
Ktoś mógłby spytać: ale co to ma wspólnego z nową książką Ignacego Karpowicza? Zapewniam, że powyższy wstęp – być może przydługawy – był niezbędny. Ości są bez wątpienia powieścią wielowykładalną, zresztą podobnie jak poprzednie teksty tego autora. Karpowicz od początku pisarskiej drogi zdecydowanie postawił na fabuły niejednoznaczne, wielowątkowe i wielowymiarowe, przypominające Borgesowski „ogród o rozwidlających się ścieżkach”. Jednak według mnie Ości najciekawiej prezentują się jako opowieść zarazem o rodzinnych perypetiach konkretnych bohaterów, jak i specyficznej wizji instytucji rodziny dzisiaj. Od razu zaznaczę, że rodzina w ujęciu autora Cudu zdecydowanie wymyka się tradycyjnym definicjom podstawowej komórki społecznej. Inaczej być nie może, bo główni bohaterowie powieści są przecież niejednoznaczni i niestereotypowi; ich orientacja seksualna, światopogląd, wizje i strategie życia są problematyczne, płynne.
Oczywiście, pojawiają się w Ościach rodziny wyglądające na pozór zwyczajnie, standardowo. Maja i Szymon są małżeństwem od lat, mają nastoletniego syna. Podobnie Maria i jej pochodzący z Wietnamu małżonek, Kuan, rodzice kolejnego w tej książce nastolatka. Jest rodzina siostry Mai wyglądająca niczym żywcem wyjęta z parafialnej gazetki. Ale rodzinę tworzą też geje Andrzej i Krzyś, którzy są ze sobą pięć lat i uważają się za „stare małżeństwo”. Do tego jest jeszcze humanistka, gwiazda mediów Ninel, po dwóch rozwodach, z synem, który charakterologicznie stanowi absolutne jej przeciwieństwo. Są w końcu pokomplikowane związki bohaterów z rodzicami. A to dopiero początek… Kuan jest drag queen, utrzymuje długoletni związek z Norbertem, który jednocześnie funkcjonuje na zasadzie kogoś więcej tylko niż przyjaciela rodziny swojego kochanka. Tenże Norbert romansuje jednocześnie z Ninel. Jej syn, Franek, zaczyna sypiać z Mają, zaś Szymon podczas wyjazdu stypendialnego wiąże się ze starszą od niego Niemką. Na dokładkę mąż siostry Mai, ojciec czwórki ich wspólnych dzieci, zdeklarowany katolik, zostawia rodzinę dla sąsiada… Istne pomieszanie z poplątaniem, komplikacje międzyludzkich związków do entej potęgi.
Oprócz komplikacji w związkach z innymi niemal wszyscy bohaterowie Ości mają rozmaitego kalibru problemy z samymi sobą (co w pewnym stopniu się warunkuje). Krzyś dowiaduje się, że jest chory na AIDS. Maja jest labilna emocjonalnie („niezdyscyplinowana psychologicznie” – wedle określenia Ninel) i ma skłonności do zapadania się w depresję. Umiłowanie porządku (w każdym tego słowa znaczeniu) Franka ociera się o socjopatię. Poza tym zmagają się z poważnymi kłopotami z tożsamością i osobowością, miotają się między przeciwieństwami, wchodzą w znoszące się role społeczne, jedynie potęgując chaos w sobie i wkoło siebie. Najwyraźniej widać to na przykładzie Norberta, który „uważał się za heteroseksualnego mężczyznę, sypiającego prawie wyłącznie z innymi mężczyznami”, a do tego był rasistą kochającym Azjatę i zdeklarowanym homofobem („[…] nie lubił gejów, gardził nimi, sami zboczeńcy i zwyrodnialcy, jacyś, kurwa, rewolucjoniści i lewacy do pracy […]").
Wydawać by się mogło, że przy tak ustawionych bohaterach i ich relacjach, jak w powieści Karpowicza, wszelkie układy rodzinne czy pararodzinne powinny się rozpaść, pozostawiając po sobie jedynie ruiny i poranionych, pognębionych traumami ludzi. Inaczej rzecz ujmując, Ości powinny być kolejną opowieścią o rodzinie jako źródle cierpień. A jednak nie są! Z tego, co zwykle scala, cementuje rodzinę, czyli miłości, odpowiedzialności czy wierności, pozostały w książce autora Niehalo jedynie szczątki, rzec by można metaforycznie – ości. Bohaterowie Karpowicza próbują jednak z porozbijanych ułomków budować nowe struktury. Zdrada czy zanik uczuć nie są w tym przypadku traktowane jako definitywny koniec, lecz jako nowe otwarcie; inspirują do podjęcia prób redefinicji układów wiążących ludzi. Są to próby w dużej mierze nieporadne, instynktowne bądź będące wynikiem egoistycznej kalkulacji. Podejmując je, bohaterowie ranią samych siebie i innych, ale koniec końców okazuje się, że zyski ze zmiany są większe niż straty. Maja zdaje sobie sprawę, że małżeństwo z Szymonem nie może dalej funkcjonować na tych samych zasadach co wcześniej, ale jednocześnie nie chce stracić męża, proponuje więc formułę poliamorii, czyli – jak to określa: „związku ciut obszerniejszego” – chce „otworzyć” własną rodzinę na jej kochanka i nową kobietę Szymona. Maria ma świadomość, że związek Kuana z Norbertem w paradoksalny sposób stabilizuje jej małżeństwo, godzi się więc na „zdradę” małżonka (stosując jednak przy tym subtelny system samooszukiwania się). Zamiast cierpienia pojawia się zdziwienie – że „tak można”, że związki na pozór niemożliwe okazują się funkcjonować w miarę… No właśnie, wypadałoby napisać – normalnie, choć akurat w odniesieniu do perypetii bohaterów Ości nie jest to najbardziej adekwatne słowo. Zdziwienie także samymi sobą, bo przedziwne perypetie „rodzinne” stają się źródłem samopoznania, pozwalają bohaterom powieści dowiedzieć się o sobie czegoś, o czym wcześniej nie mieli pojęcia.
Wpisana w Ości opowieść o rodzinie/rodzinach może budzić pewną wątpliwość: czy Karpowicz pisze o tym do końca na serio? I nie chodzi mi tylko o to, że w powieści jest bardzo dużo ironii i dystansu (szczególnie w warstwie stylistycznej), że autor ewidentnie naigrywa się z rozmaitych fundamentalizmów po obu stronach barykad ideologicznych, politycznych czy społecznych. Rzecz w tym, że historie „niebezpiecznych związków” bohaterów powieści na pierwszy rzut oka wydają się nazbyt wydumane, nadmiernie pokomplikowane – wręcz nierealistyczne. Czy tak faktycznie jest? Karpowicz porusza się w bardzo wąskiej strefie między rzeczywistym a wyobrażonym, między diagnozą teraźniejszej sytuacji a prognozą na przyszłość. W takiej sytuacji jest bardzo łatwo o fałszywy krok, czy – inaczej rzecz ujmując – o przegięcie, a nawet osunięcie się w jawną śmieszność, szczególnie w przypadku tak poważnego tematu jak problemy w rodzinie (z rodziną). Autorowi Ości – jak mi się wydaje – udało się zgrabnie uniknąć wszelkich pułapek i potknięć, dzięki czemu powiedział o kondycji rodziny znacznie więcej niż jego poprzednicy, poprzestający na katalogowaniu rodzinnych traum.
W jednej z rozmów Mai z synem pojawiają się takie oto zdania:
[…] W seksie ludzie przekazują sobie mnóstwo zarazków, a niektóre bywają śmiertelne.
Bruno zachichotał: – Wiem, że myślisz o rodzinie.
W Ościach Karpowicz pokazuje, że nie każda śmiertelna choroba koniecznie musi kończyć się nagłym zgonem. Że przy odpowiednim nastawieniu i pewnym stopniu determinacji można pożyć jeszcze trochę w jako takim zdrowiu. Nie jest to może szczyt optymizmu, ale na pewno szczypta nadziei.
Robert Ostaszewski
Tekst był drukowany na łamach „Nowej Dekady Krakowskiej” 2013, nr 4/5.
Bartosz Krawczyk
Ości w gardle
1. Ości, kości i krytyka
Wiadomo jak zginęła Iwona. Udławiła się rybą – tym, co z ryby powinno zostać po spożyciu, czyli ością. I nie pomogą rady „życzliwego” Szambelana, że przy karaskach trzeba uważać, że trzeba umieć jeść karaski, bo to nie byle ryba, ale ryba niesamowicie wytworna, wręcz arystokratyczna. Iwona dławi się i kropka. Ważne jednak, że Iwonie ości stają w gardle w szczególnych okolicznościach. Szambelan wstał, Królowa wstała, dwór wstał, nawet Król jegomość wstał i wszyscy na nią. Z góry, z góry ją, żeby się udławiła, kiedy tak wszyscy na nią.
Za co? Za co tak, z góry, stanowczo, nieubłaganie, z góry? Za krytykę. Za wyciąganie grzeszków, słabostek, niedojrzałości (tak! „-ości”), lenistwa, hipokryzji i brudu spod paznokci. Tego wszystkiego, czym żyje dwór, a o czym wolałby nie wspominać, by nadal myśleć o sobie jako o społeczności wyjątkowej, dystyngowanej i – niewątpliwie – pełnej majestatu. Przecież te wszystkie świństwa kompromitują, ośmieszają. Ujawnienie ich boli bardzo głęboko, sięga niemal trzewi, by nie powiedzieć ości. Jeśli tak – myśli sponiewierany krytyką nieznośnej Cimcirymci dwór – jeśli wygarnęła nasze kości, ba, nawet ości, niech się teraz nimi udławi.
Podmiotowi Ości Karpowicza również zdaje się towarzyszyć charakterystyczny dla zadławienia odruch wykrztuśny. Odruch ten narasta nawet w miarę rozwoju fabuły. Dzieje się tak zapewne dlatego, że Ości podlegają organizacji bardzo precyzyjnej i delikatnej, jak szkielet. Poziomów tej organizacji jest kilka – książka Karpowicza, jak szkielet, składa się z różnych elementów. Im dalej w tekst, tym ości więcej.
Czytaj dalej
2. Ości tekstu albo intertekstualności
Nawet przy pobieżnej lekturze, czy nawet kartkowaniu w oczy rzucają się fragmenty wyszczególnione kursywą. Na początku każdego z czterdziestu rozdziałów Karpowicz umieścił cytat. Mniej lub bardziej związany z fabułą następującego po nim rozdziału. Cytaty pochodzą z dzieł bardzo różnych autorów: Philip Larkin, Seamus Heaney, Tomasz Różycki, Kazuo Ishiguro (o nim później), Kawafis, J.K. Rowling, Kinga Dunin, George R.R. Martin, Seweryn Goszczyński, Tove Jansson, Don DeLillo, Margaret Atwood, Zygmunt Bauman, Virginia Woolf, Peter Sloterdijk etc.
Taki repertuar nazwisk i cytatów może sugerować dwie (co najmniej) rzeczy. Po pierwsze, może wskazywać na erudycję autora, o czym zdążył już przekonać czytelników (np. w Balladynach i romansach). Po drugie, co wydaje się ważniejsze – repertuar ten sugeruje chęć zasygnalizowania szczególnego statusu dzieł literackich ze względu na ich medium, czyli język. Karpowicz zdaje się mówić: to jest zaczerniony pismem papier, sposób utrwalenia wypowiedzi językowej. Pracuję z językiem, tworząc wypowiedź językową, więc korzystam z innej wypowiedzi językowej. Po co wymyślać koło na nowo?
Właśnie, język. Drugą kategorią fragmentów Ości zaznaczonych kursywą są pseudo-definicje. Na przykład: „Skala pijawki – skala obrazująca zdolność jednego człowieka do przyssania się do drugiego człowieka; skala pijawki opisywana jest szarżami od szeregowca po generała; im wyższy stopień, tym trudniejsze oderwanie się; od majora w górę kontakt bywa skrajnie niebezpieczny i głęboko niezalecany, por. Maria Dąbrowska i Anna Kowalska, Demeter i Kora, siostra Faustyna i Jezus”. Czy też: „Coś więcej; zbitka samogłosek i spółgłosek zorganizowanych wokół spacji; po obu stronach spacji – rozumianej jako bariera, ale i miejsce puste – tworzą się sedymentacyjnie dwa słowa, słowo «coś» oraz słowo «więcej»; słowo «coś» pozbawione jest znaczenia, słowo «więcej» nic nie znaczy; połączenie dwóch słów wyzutych ze znaczenia często doprowadza do płaczu, szczególnie pomiędzy ludźmi, których połączył romans, niekiedy powiązany z uprawianiem seksu”. I dalej: „Seks; rzeczownik, który powstaje z pominięciem spacji lub też – według innej definicji – powstaje w celu unicestwienia spacji; rzeczownik «seks» zawiera w sobie obietnicę lub przestrogę na przyszłość, która brzmi: eks”.
W sposobie formułowania definicji uderzają dwie rzeczy. Po pierwsze, ironia – pseudo-definicje Karpowicza kpią z formy wypowiedzi, jaką jest definicja, czyli próba opisu rzeczywistości w skończonej liczbie słów, które razem tworzą naddatek w postaci sensu – zarazem samej definicji, jak i opisywanej rzeczywistości. Po drugie, język – i tu chodzi tak naprawdę o język rzeczywistości przedstawionej Ości. Pojęciem „Skala pijawki” posługuje się Andrzej podczas obserwacji czynionych na spotkaniu w klubie dla homoseksualistów. Natomiast „coś więcej” mówi Wim – jeden z pięciu gejów w Ościach. Wypowiedź Wima bez komentarza-definicji byłaby niepełna (lub przynajmniej nie tak dramatyczna) dla czytelnika. Innymi słowy, wprowadzenie pseudo-definicji „coś więcej” sugeruje, że Wim miałby swojemu eks-kochankowi Andrzejowi coś więcej do przekazania, czego czytelnik mógłby się nie domyślić bez pomocy odautorskiej pseudo-definicji.
Intertekstualność Ości widać także w mniejszym, choć wcale nie błahym, wymiarze. Jedna z bohaterek, Ninel, socjolog literatury, pisze recenzję książki Ishiguro, o czym czytelnik dowiaduje się po lekturze cytatu podpisanego „Ishiguro”. Z kolei Szymon tłumaczy bajkę napisaną w języku amharskim. Skądinąd wiadomo, że Karpowicz zajmuje się podobną działalnością. Niby nic. Wydaje się jednak, że nie chodzi o rozsypywanie przez Karpowicza tropów autobiograficznych w tekście. W tym wypadku bowiem intertekstualność działa jako mechanizm uwierzytelniania fabuły. Czyżby zatem ości wyrosłe z literatury zaczęły wrastać w mięso rzeczywistości?
3. Ości rzeczywistości
Ale jakiej rzeczywistości? Świata przedstawionego, czy też rzeczywistości pozatekstowej? Rzecz jasna, rzeczywistości tekstu. Karpowicz zadbał jednak o to, żeby tekst opisywał świat, posiadający znaczącą liczbę cech wspólnych z rzeczywistością in crudo. Dzieje się tak, ponieważ w narrację Ości wpleciono krytykę tego, jak jest w rzeczywistości współczesnej.
A w Ościach nie jest dobrze, ani wygodnie. Jest gorzko i ostro. Dla podmiotu tekstu ością jest wszystko: służba zdrowia, banki, urzędy, wydawnictwa, komunikacja zbiorowa, bezrobocie i wyścig szczurów, imigranci i emigracja, wychowanie „po katolicku”, edukacja, polskość, patriotyzm, homofobia, ksenofobia, kościół itd.
Dobrym przykładem – obrazującym, jak jest urządzony świat Ości – niech będzie scena z gabinetu weterynarza, do którego przyszła Ninel, aby zlecić kremację kota. Weterynarz zapytał zgodnie z konwencją świadczenia usług: „paragon czy faktura?”. Kiedy indziej głos narratora wypowie się krytycznie na temat celibatu: „(Nawet gdyby został księdzem, można powątpiewać, czy rodzice odpuściliby mu wnuka. W końcu odstępstwa od celibatu są dość powszechnie akceptowane, bo niewypowiedziane. Hipokryzja czyni cuda)”. Warto także przytoczyć modlitwę Krzysia, geja, autora książki o homoseksualizmie w historii literatury polskiej. Krzyś postanowił popełnić samobójstwo. W tym celu zamówił przez internet zestaw do zadania sobie śmierci, który kosztował ponad 200 zł. Krzyś klnie: „Jebany kraju, Sejmie jebany, Kościele jebany po równo z jego etyką i brzuchatymi biskupami, jebani jesteście rządząca prawico z niedorozwiniętą lewicą jebaną, rzucam na was jebaną klątwę – Krzyś skorzystał z języka religijnego, starotestamentowego, albowiem język ten jak żaden inny nadaje kształt i pozór sensu bezsilnej frustracji – mam jebaną nadzieję, że kryzys euro i jebanego USA was nakryje z butami, a wasze polskie blond-białe latorośle będą jebane przez Chińczyków, a wasze wnuki będą miały skośne oczy i kutasy zakończone pagodą w miejscu żołędzi, a wnuczki wasze jebane cipy będą nosić jakości podkoszulków jednorazowych i że nikt wam nie poda jebanej zezującej szklanki zachlorowanej wody, bo zły jest jebany kraj, w którym śmierć muszę kupić w necie, a do tego, kurwa mać, w strzykawce. Jeb jeb.
Po modlitwie Krzyś poczuł się silniejszy, mądrzejszy. Było mu wstyd, że brzmiał niczym rasowy rasista. Nie powinien grozić światu Chińczykami.
Potem – nagle – się uspokoił. To przecież była modlitwa. Każda modlitwa jest rasistowska. I pozaetyczna.
Gdyby bóg istniał, mimo że nie, po pierwsze nie wysłuchiwałby modlitw”.
Warto tu zwrócić uwagę, że narrator nie opowiada się po żadnej ze stron. Nie są mu bliższe ani przemyślenia gejów, ani nienawidzącego ich Norberta. Nie można też powiedzieć, że bliżej mu do którejś opcji politycznej. Ości nie zawierają przesłania ideologicznego – ani na poziomie manifestu bojówki nacjonalistycznej, ani Związku Wolnej Miłości Gejów i Lesbijek Oraz Ich Adoptowanych Dzieci. Narrator ani nie potępia syna Ninel, Franka, który robi karierę naukową w Niemczech zamiast pracować w Polsce, ani nie kipi nienawiścią do Kuana, wietnamczyka, właściciela sieci sklepów, przykładnego męża Matki-Polki-Katoliczki oraz dobrego ojca. Nie o to chodzi w Ościach. Mimo to Ości są zaangażowane. Ale nie są skierowane „przeciw”. Bo każda ze stron walczących o swoje racje w przestrzeni publicznej, sama staje się ością dla podmiotu tekstu. Więc ości są skierowane „wszędzie”, są najeżone. I stoją w gardle.
4. Ości i wartości
Jednak Ości zawierają także pozytywną wizję świata. Jest w książce Karpowicza zestaw wartości, które wyłaniają się po odrzuceniu tego, co boli, uwiera i stoi w gardle. Po pierwsze: rodzina (o czym pisze Robert Ostaszewski); mimo że często niekompletna – jak w przypadku Faustyny, która sama wychowuje czwórkę dzieci; czy po przejściach – Ninel dwukrotnie się rozwodziła, został jej syn Franek i schorowana matka; czy też „eksperymentalna” – Szymon i Maja są małżeństwem, ale każde z nich żyje z kimś innym. Szymon wie o kochanku Mai, a ona o partnerce Szymona. Co więcej, wszyscy się spotykają i wypracowują kompromisowe warunki wspólnego życia. Tylko Bruno, syn Mai i Szymona, twierdzi, że rodzice są lekko „porąbani”.
Po drugie: partnerstwo; mimo że jest trudne – tak wygląda związek Norberta z Kuanem (tak, choć Norbert twierdzi, że „nienawidzi pedałów” i niebiałych), albo tragiczne – jak w przypadku związku Krzysia i Andrzeja.
Oprócz więzi rodzinnych i najbliższych więzi międzyludzkich, podmiot tekstu Ości ceni bardzo proste rzeczy. Otwartość, szczerość, prawdomówność, życzliwość (i inną jakąś -ość). A nawet jeżeli ktoś motywuje swoją moralną postawę wiarą w Boga – jak Faustyna lub Maria, żona Kuana, albo Pani Cecylia, matka Mai – to nie jest to krytykowane z poziomu podmiotu tekstu. Wygląda to bowiem tak, że zestaw prostych zasad, którymi można się kierować w życiu, potrafi złagodzić nawet bardzo uporczywy ból podrapanego gardła.
5. Ości ości
O co w takim razie chodzi w Ościach? Z jednej strony, chodzi o krytykę rzeczywistości zastanej przez Karpowicza na początku XXI wieku w kraju na Wisłą. Kraju, którego historię symbolizuje przywołany w powieści „pomnik żołnierzy radzieckich na Polach Mokotowskich”. W Ościach bowiem ciągle się pamięta o historii. A przynajmniej, jeśli nie pamiętają sami bohaterowie (wyjątkiem jest Ninel, która przyjechała z rodzicami z Wilna w latach 50.), to pamięta narrator, który wplata w tekst różne aluzje historyczne. W tej perspektywie historii Polska widziana oczami powieści Karpowicza wygląda znajomo – Polska jest krajem na dorobku, z niedojrzałą jeszcze demokracją, ciągle krzepnącym kapitalizmem i wciąż zaściankową mentalnością. Właśnie ze względu na tę krytykę Ości są powieścią zaangażowaną.
Z drugiej jednak strony w Ościach Karpowicz opisuje rzeczywistość także w mniejszej skali. W skali rodziny, związku dwojga (dwóch) ludzi – w skali historii prywatnej. Trudno nie zgodzić się z Robertem Ostaszewskim, że zasady na jakich funkcjonują związki między ludźmi w Ościach są w dużym stopniu nieprawdopodobne – jak kwadrat małżeńsko-romansowy Szymon-Maja-Juli-Franek.
Ości mają zatem dwa poziomy. Pierwszy to krytyka polskiej rzeczywistości, drugi natomiast – poszukiwanie nowych form wspólnego życia. Ostra krytyka może zmęczyć zarówno krytykowanego, jak i krytykującego – jeden i drugi może się nią w końcu udławić. Żeby mimo wszystko zapobiec udławieniu, potrzebny jest ktoś, kto nie będzie patrzył z góry, na naszą krytyczną, ościstą działalność.
Bartosz Krawczyk