Inga Iwasiów
Pięćdziesiątka
Wielka Litera, Warszawa 2015
Aleksandra Grzemska
Żerowanie na resztkach
Kiedy zaczyna się alkoholizm? Kiedy zaczyna się starość kobiety? Czy i jak życiowe cezury, momenty przejścia, determinują codzienność? Czy rzeczywiście wszystko ma konkretne przyczyny i konsekwencje, a wszystko można kontrolować lub wyleczyć? Czy i dlaczego 50 lat i 50 mililitrów stanowią wartości graniczne dla doświadczenia?
Między innymi takie pytania mogą pojawiać się po lekturze najnowszej powieści Ingi Iwasiów Pięćdziesiątka, będącej portretem pięćdziesięcioletniej kobiety, której życie uzależnione jest od alkoholowych ciągów ułożonych sinusoidalnie, modelowanych przez momenty trzeźwości wspomagane przez brane w nadmiarze leki przeciwbólowe, nasenne i uspokajające, towarzysko-intymne relacje, mające nałogowy charakter. Autorka nie pierwszy raz podejmuje temat uzależnienia kobiet (nie tylko od alkoholu), coraz śmielej obecny we współczesnych narracjach fikcjonalnych i niefikcjonalnych chociażby takich autorek, jak Patrycja Pustkowiak (Nocne zwierzęta), Sylwia Chutnik (Jolanta), Małgorzata Halber (Najgorszy człowiek na świecie). Iwasiów kilka lat temu w opowiadaniu Porada zamieszczonym w tomie Smaki i dotyki (Warszawa 2006) przedstawiła historię kobiety bezskutecznie poszukującej szczęścia, bliskości, poczucia sensu, uwięzionej w społecznych ramach, powoli staczającej się na dno alkoholizmu. Zwróciła uwagę na ciągle obecne w przestrzeni publicznej różnice w podejściu do tak zwanego kobiecego i męskiego alkoholizmu oraz powszechnie akceptowane przekonanie o tym, że „kobiecy alkoholizm” jest albo deprecjonowany i infantylizowany (bombonierki ze słodkim likierem, nalewki, lekarstwo na histerię), albo traktowany jako bardziej ohydny, degradujący (zaniedbywanie siebie, rodziny, nieobyczajność). Różnicowanie alkoholizmu kobiet i mężczyzn uwidacznia się jednak nie tylko w sferze
społecznej, ale także w literaturze. Przykładowo w narracji męskiej, chociażby kanonicznej już Pod Mocnym Aniołem Jerzego Pilcha, bohater – niczym postać z westernu – przeżywa pijackie perypetie jak życiowe przygody, odznaczając się heroizmem i wzbudzając sympatię. „Alkoholizm męski” w literaturze męskiej oczywiście bywa bolesny, upodlający, zawstydzający, ale czy w równym stopniu, co opisane przez autorki „niemoralne wyczyny” ich bohaterek? Czy stawiane podczas lektury opowieści o pijących mężczyznach i pijących kobietach pytanie „dlaczego on/ona pije” ma taki sam wymiar?
Bohaterka Pięćdziesiątki nie ma cech heroiny z powieści awanturniczej, choć z pewnością może być czarnym charakterem w swojej biografii. Małgorzata Miła – jest samodzielna i pewna siebie, niezamężna i bezdzietna, wykonuje prestiżowy i wolny zawód, wymyka się stereotypom i żyje nienormatywnie; zawsze dobrze wygląda i dba o swój wizerunek; to kobieta sukcesu i pani własnego losu – na pierwszy rzut oka i do pewnego stopnia oczywiście. Perfekcjonizm w każdej, nawet najbanalniejszej dziedzinie życia, uporządkowanie, kontrola rzeczywistości i kompulsywna samokontrola zderzają się z zawikłanymi, nietrwałymi, a w konsekwencji nieszczęśliwymi relacjami miłosno-erotyczno-przyjacielskimi. Tak należałoby je nazwać, ponieważ w życiu Małgorzaty ów miłosny korpus jest w zasadzie nie do rozdzielenia. Oprócz alkoholu bohaterka uzależniona jest zarówno od seksu, cielesnych doznań, jak i ciągłej obecności przyjaciół, adoracji przez kochanków lub kochanki, lecz jej intymno-towarzyskie związki zdają się jedynie odpryskiem nałogowej rzeczywistości. Przez jej życie, a tym samym przez opowieść, przewija się wiele postaci – ojciec, matka i babcia, druga żona ojca i przyrodnia siostra Ola, Lulka i Andrzej, Zbyszek, Joanna, Marina – które stanowią jedynie tło życiowej scenografii. Ciągłe negocjowanie z sobą mililitrów i miligramów, dawkowanie trunków i prochów w odpowiedniej kolejności o określonej porze, wychodzenie z ciągów i wchodzenie w następne, ukrywanie pijaństwa i udawanie „normalności” – wszystko to pochłania większość czasu i energii bohaterki, która w planie na przyszłość nie ma czasu na zaangażowanie w kogoś innego niż ona sama.
Istotne jest to, że Małgorzata właściwie nie przeżywa dramatów, których nie jest w stanie udźwignąć i które wpędzałyby w depresję, wywoływały poczucie winy, wytrącały z równowagi. W jej biografii nie ma – często obecnych w alkoholowych narracjach – przemocy, traumy, molestowania, pozwalających na typowe i łatwe uzasadnienie nałogu. Zbyt wczesna śmierć matki, założenie przez ojca drugiej rodziny, życie w trudnych i szarych czasach PRL-u czy miłosne niepowodzenia nie są dla bohaterki traumatyczne, nie są jak toczący ją od środka robak, którego trzeba zalać.
Konstrukcja postaci współgra z formą narracji – charakteryzuje je opanowanie i zdystansowanie, niekiedy chłód i surowość. Opowieść miejscami przypomina więc sprawozdanie z codzienności, kartotekę medyczno-intymną, dziennik alkoholiczki. Iwasiów nie stworzyła jednak bohaterki egotycznej, zupełnie wypranej z uczuć, która nie przeżywa rozpaczy czy jest pozbawiona empatii. Małgorzata zmaga się z bólem i lękiem, walczy z sobą o siebie, cierpi z nieoczywistych powodów, wymykając się w ten sposób prostym klasyfikacjom moralnym i automatycznym mechanizmom psychologizowania. Przyczyny jej problemów, a tym samym powody jej alkoholizmu nie są umocowane społecznie, psychologicznie czy kulturowo, nie da się ich po prostu uzasadnić i zrekonstruować; bohaterka „ma odczucie bycia na resztkach, może nawet bycia resztką” (Gośka i Jolka. O Pięćdziesiątce i Jolancie rozmawiają Inga Iwasiów i Sylwia Chutnik, „dwutygodnik.com”), żerującą przede wszystkim na sobie – swoim ciele, swoich emocjach, polującą na momenty bliskości, więzi, uniesienia. Ten melancholijny motyw tylko pozornie można wiązać z tytułową pięćdziesiątką jako jubileuszem urodzin bohaterki (i autorki, która w trakcie pisania powieści kończyła 50 lat, co stanowi jeden z autobiograficznych tropów opowieści); pozornie, ponieważ i on nie okazuje się kluczem do zrozumienia, dlaczego Małgorzata w dniu urodzin rozważa stopniowy i oczywiście w pełni kontrolowany powrót do zaprzestanego kilka lat wcześniej picia. Przekroczenie symbolicznej cezury, starzenie się, przynależność do stygmatyzowanej grupy kobiet 50 plus zdają się nie dotyczyć i nie obchodzić bohaterki; prawdziwym problemem jest dla niej bowiem wstrzemięźliwość – dziwaczna, nienaturalna, równie wykluczająca jak alkoholizm. To doświadczenie pełne paradoksów, polegające na byciu nieustannie na granicy – nałogu i abstynencji, społeczności alkoholików i niepijących, troski o siebie i autodestrukcji.
Właśnie motyw cielesności w tej powieści zasługuje na szczególną uwagę. Oprócz opisywanych szczegółowo procedur fizjologicznych, inicjacji i eksperymentów alkoholowo-erotycznych, bohaterka opowiada o bólu nie tylko egzystencjalnym, ale przede wszystkim fizycznym, somatycznym. Małgorzata intensywnie odczuwa swoje „chore”, skacowane ciało, istnienie każdego wewnętrznego organu, relacjonuje biochemiczne reakcje organizmu na różne dawki zażywanej trucizny, a w okresie abstynencji – na jej brak. Ale ów brak jest tylko pozorny, bohaterka bowiem – po rozczarowaniu terapiami grupowymi, indywidualnymi, psychoterapiami – podejmuje decyzję o samoleczeniu i decyduje się na esperal. Remedium na alkoholową „chorobę” ma być zatem inna trucizna, a jej wszycie pod skórę wydaje się przejawem kontroli absolutnej (znaczące, że bohaterka nie wybiera esperalu w wersji tabletek do połykania, tylko w formie „wszywki”). Małgorzata powtarza
„zaszycie się” kilkakrotnie i za każdym razem obserwuje, dotyka, głaszcze, pieści wręcz miejsca po nacięciach. Potrzeba samoświadomości własnego ciała, traktowania go – przez siebie, kochanki i kochanków – z uwagą i czułością zderza się z potrzebą samookaleczania (wewnętrznego i zewnętrznego), popełnianym latami samobójstwem na raty.
Wydaje się, że podczas lektury Pięćdziesiątki nie sposób przestać szukać odpowiedzi na pytanie: „dlaczego?”. Jednoznacznej oczywiście znaleźć nie można, albo inaczej – znaleźć można wiele różnych. I to właśnie stanowi clou tej opowieści, ponieważ „dlaczego?” jest głównie pytaniem czytelniczym, a nawet biograficznym. Empatyczny odbiorca odczuje więc silnie obecny w tej narracji nerw, charakterystyczne delirium tremens, profilujące lekturę deliryczną, która może, ale nie musi, być także lekturą autoterapeutyczną.
Aleksandra Grzemska