RECENZUJĄ: Marta Wyka, Tomasz Wawrzyniak

 

Ewa Lipska

Czytnik linii papilarnych

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015

 

Marta Wyka

Nie będzie inaczej


Bóg Internetu, który nas czujnie obserwuje, nie przewiduje innego porządku, niż ten, który istniał od zawsze.
Zmieniła się co prawda technika życia, ale nie zmieniła się jego egzystencjalna zasada. Linie papilarne naszej dłoni, choć odtworzone przez elektroniczny czytnik, pozostają te same, powikłana i kręta droga życia kończy się tam, gdzie musi się skończyć, jej odgałęzienia powstawały w zgodzie z młodością, miłością, przyjaźnią, domem i brakiem domu, czasem przeszłym i czasem teraźniejszym.

Ewa Lipska w wywiadzie, którego udzieliła po opublikowaniu Czytnika linii papilarnych zgadza się z dziennikarką, która mówi mniej więcej tak: To jest tomik o miłości. Ale na pewno (co nie przeczy tej konstatacji) nie mamy do czynienia ze zbiorem wierszy miłosnych. Trudno byłoby odnaleźć w uczuciowych układach rozpoznawalne ślady po tych, którzy je uruchomili, ważna jest przede wszystkim emocja, jej początek i jej koniec, narodziny uczucia i jego zmierzch, uczucie spełnione i nieudane, wreszcie uczucie zniwelowane przez upływający czas.

Lipska nowym tomem potwierdza swoją autorską zasadę: poezja nie musi być przystępna i zrozumiała dla wszystkich, „wyżynna wyobraźnia” poetki to kraina, która posiada miejsca ciemne i utajone, mateczniki sensów trudnych do rozwikłania. Niedookreślenie tej poezji okazuje się wciąż jej najmocniejszą stroną, i to ono właśnie zapewnia Lipskiej popularność na różnych odbiorczych poziomach. Daje przyzwolenie dla egzegez maksymalnie uczonych aż po krytyczne dywagacje, które mają różne punkty oparcia.

Skorzystam tutaj, co od razu mówię, z możliwości drugiej. Poezję Lipskiej, tak podatną na akademickie literaturoznawstwo, chciałabym przeczytać na nieco innych zasadach, podejść poetkę z innej strony, spróbować podejrzeć, gdzie jej język stawia wymagania trudne do spełnienia dla odbiorcy, niezrażonego przecież tą trudnością, czyli gdzie i jak odbiorcę uwodzi.


Spotykamy się po latach

z planami na przyszłość.

 

Tyle z nas zostało?

Pytają zmieszane.

[…]

Niektóre z nich umarły

W kilku wypadkach

doszło do rękoczynów

z losem.
 

Wiersz pod tytułem Plany na przyszłość to poetycki zarys koncepcji czasu, która buduje całą właściwie twórczość Lipskiej; nie dajmy się zwieść włączonemu doń cytatowi z Eliota, choć jest on ważny. Od początku bowiem poezja Lipskiej działa się co prawda w rygorystycznym „tu i teraz”, ale również od początku respektowała ścisły związek przeszłości i teraźniejszości. Dziś patrzy na nas bezosobowe oko internetowej opatrzności – ale mimo to, podobnie jak wczoraj, budujemy swoje doświadczenie w konfrontacji z domem dzieciństwa (Życie), w imaginacyjnej podróży (Tablice rejestracyjne), we wspomnieniu przeszłości jako niespełnionego uczucia (Parę słów o tej nocy), w zamazanym obrazie jakiegoś, niegdyś odwiedzonego, kraju (Poręczenie majątkowe).

Lipską coraz bardziej doświadcza życie w czasie, o wiele mocniej niż życie w pewnej historii, będącej, jak się okazuje, dla całego jej pokolenia koniecznością, obciążeniem, dziedzictwem, którego nie wybierali. Teraz, gdy nastąpiła wielka zmiana, historia okazuje się przeszłością do zapomnienia. Lipska nie chce już o niej pisać. Na plan pierwszy wysuwa się natomiast zawsze dramatyczny i wymagający odwagi spór z życiem (losem?).

Pojawiają się metafory militarne – nie tak częste wcześniej u Lipskiej. I walka przeniosła się na inny teren: to już nie choroba jest przeciwnikiem, ani poszukiwanie tożsamości w aktach nieustannych podróży. Jeśli bowiem życie definiuje się jako „dotkliwy środek zapobiegawczy wobec śmierci” to suma przejść osobistych każe myśleć o kondycji, którą można by nazwać „odpoczynkiem wojownika” (czy też wojowniczki?). Dobrze to widać w wierszu Złote gody:

 

W ich małżeństwie

Kilka zamachów stanu.

 

Wojsko

Na ulicach łóżka.

 

Aresztowania kochanków

Egzekucje.

 

Teraz

po latach

śpią

odwróceni do ściany.

Z przeciwbólowym lękiem.

 

Słychać w poezji Lipskiej głosy jej poprzedników, Złote gody to jakby odlegle echo Posągu małżonków Czesława Miłosza, z kolei wiersz Polowanie przypomina, w zamyśle, „zemstę ręki śmiertelnej”, czyli Radość pisania Wisławy Szymborskiej.
Lipska, tropiąc słowa i tworząc z nich nowej układy znaczeń, jest nie tylko myśliwym, jest również wykonawczynią wyroku, zarówno na sobie jak na tropionej zwierzynie:

 

Trop w trop za sobą

Całe życie na polowaniu.

[…]

Mieć się na oku

W lunecie sztucera.

Ścigać język.

 

Wycelować.

Wystrzelić.

Obrócić w proch.

 

Zapowiedzi przyszłości zawarte w liniach papilarnych dłoni, pociągające dla każdego, kto wierzy we wróżby, w przypadku Lipskiej spełniły funkcję szczególną. Stały się mianowicie konceptem, który pozwala niezmiennej konstrukcji egzystencji nadać cechy płynności, tajemniczości, wieloznaczności – choć linia życia jest jedna. Po raz kolejny Lipska z materii życia uczyniła nieustanną grę z językiem. Efekty tej gry są artystycznie doskonałe.

Ale są też pancerzem chroniącym biografię Lipskiej. Przemieszanie „biograficznego” i „lingwistycznego” – dwóch potężnych sił, osiągnęło w nowym tomie napięcie, bodaj pierwszy raz tak silnie wyczuwalne w tej poezji. Bez zasłon i parawanów: czyli bez postaci pani Schubert czy pana Schmetterlinga z wcześniejszych tomów, słowem, bez inscenizacji przesłaniającej dotkliwe miejsca życiorysu.

„Ja” wobec przepaści, której nie widzi oko internetu. Więc tyle nam pozostaje jako osobiste doświadczenie? Lipska nigdy nie była poetką łatwego optymizmu, ale też broniła się przed tragedią.

Teraz wydaje się inna. Pogodzona, ale precyzyjna w wyznaczaniu celów, które wskazuje język. Widząca przyszłość swojej twórczości właśnie w języku: to on jest prawdziwie niezawodny i wiecznie żywy, również wówczas gdy odeszli przyjaciele,
skończyła się miłość, znudziła nas historia, zaś podróż można odbyć przed ekranem laptopa.

Każdy właściwie wiersz z nowego tomiku jest integralną całością, można go umieścić na osobnej kartce – i nie straci on nic ze swojej samodzielności, doskonale samowystarczalny.

Punkt, do którego doszła Lipska jako poetka, jest tak wyrazisty, iż zadaję sobie pytanie, co można będzie jeszcze napisać po nim, w następnej fazie. Dramat? Poetycką prozę?

Stan oczekiwania na nowy wiersz wybitnego poety to owa niewyrażalna część czytania wierszy, która nie jest przywilejem każdej poezji. Poeci z kręgu wyróżnionych żyją bardziej intensywnie w naszej lekturze, również dlatego, że nie znamy zakończenia, dalszego ciągu, nieużytego jeszcze słowa, które nas zaskoczy. Ale Ewa Lipska znajduje się pośród uprzywilejowanych.

Patetycznie można by powiedzieć, iż artystyczne spełnienie wyzwoliło oczekiwanie na kolejny akt twórczy, równie olśniewający. Ewa Lipska nie lubi patosu, więc piszę to niepewnie, licząc na wyrozumiałość.

Marta Wyka

 

Tomasz Wawrzyniak

Trzydzieści jeden odczytów

 

Najnowsza książka poetycka Ewy Lipskiej to niewielki zbiór – stwierdzę śmiało – najważniejszej poetki polskiej sceny poetyckiej. Jednak nie ilość świadczy tutaj o intensywności lirycznej refleksji, na rzecz której działa w tych wierszach i pamięć, i pojedyncze celne słowo, i metafora. Metafora – tak dobrze znana i wypracowana wcześniej przez Lipską, operującą sprzecznościami i w pewnym sensie przechowująca także funkcję magiczną. Wszystkie te subtelnie zabiegi pozwalają nie tylko uzyskać dostęp do relacjonowanej w tych utworach rzeczywistość, ale też aktywują wspomnienia, doświadczenia i przeżycia samego czytelnika.

Gdy czytam Czytnik linii papilarnych, doświadczam przede wszystkim swoistego napięcia między osobistym przeżyciem, wspartym na odczuciu spowolnienia rzeczywistości, i nieprzyjemnym uczuciem pędu dzisiejszej cywilizacji. Tak dzieje się w przypadku wiersza tytułowego, który nad wyraz trafnie osadza nasze codzienne istnienie w cyberprzestrzeni. Pisząc o nowoczesnym, zmechanizowanym, a niekiedy także wirtualnym świecie poetka kieruje uwagę na problematyczne, trudne doświadczeni współczesnego człowieka. Jedną z takich sytuacji opisuje wiersz Samotność:

 

Samotność nie ma ciała.        
Nawet kiedy nas obejmuje.

 

Jest zdradliwie pusta.
Jak pudełko po myślach.

 

Krąży nad nami.        
jak zwiadowczy samolot.

 

Cudem ocalała           
spod kół umarłych     
jest tym czym nie powinna być.       

 

W tym miejscu czytelnik znów zostaje skonfrontowany ze swoistym spowolnieniem rzeczywistości. Jest ono wywołane zarówno poprzez znaczenie tekstu, jak i samą jego konstrukcję. Nie bez powodu bowiem poszczególne wersy urywają się, tworząc krótkie, lakoniczne frazy oznajmujące, wprawiająca odbiorcę w konsternację. 

 Poetka znana jest z operowania sprzecznościami. Dotąd jednak paradoksy właściwe utworom Lipskiej nie prowadziły – jak mi się zdaje – do tak głębokiego odczucia osobistego niepokoju, tworzyły raczej eleganckie diagnozy współczesnej rzeczywistości.

Od pewnego czasu zarzuca się poetce, że kolejne jej książki są coraz słabsze, że mniej wyraziście działają tu – tak charakterystyczne dla wczesnych utworów poetki – paradoksy. Mam na myśli na przykład opinie krytyczne odnoszące się do Pogłosu – chociażby tekst Zofii Król opublikowany w „dwutygodniku.com” w 2010 roku. W swojej recenzji krytyczka wyraźnie wskazuje na braki, nadwerężoną formę wierszy Ewy Lipskiej oraz na to, że poetka „nie do końca wierzy w moc własnego słowa”. Pojawia się również ogólny zarzut dotyczący samego stylu autorki, czyli tego, co świadczyło do tej pory o jej mocy poetyckiej: „Metafory bywają w tych wierszach zbyt domknięte, zatrzaśnięte tak zwięźle w słowach i literach, że dostęp do nich nie jest już możliwy. Wolność czytającego, który zdążył się już na lepszych wierszach rozpędzić, jego frywolna i zarazem skupiona gonitwa wśród słów, zostaje drastycznie i nagle ograniczona”.

Skądinąd taka przygana zdaje się słuszna w kontekście Pogłosu, jednak najnowsza książka poetycka Lipskiej z trudem poddawałby się takiej ocenie. Czytnik linii papilarnych jest książką poetycką – by zbudować przeciwwagę dla sądu Król – dopełnioną.

Nie tylko demaskatorska funkcja  paradoksów świadczy o wielkości dzieła poetyckiego Ewy Lipskiej. Zarówno umiejętność dostrzegania sprzeczności, jak i ogromne zaplecze odniesień kulturowych rządziło obrazami poetyckimi jej wczesnej twórczości. Te dostrzegane sprzeczności w Czytniku… zostają po prostu przeniesione na inny poziom – zmienił się bowiem świat. Ale i te negatywne, pospieszne oceny można by odpierać, odwołując się do wierszy skomplikowanych formalnie – operujących paradoksem, zawiłą metaforą (przypominających więc wczesne utwory poetki), a jednocześnie utworów tak niebywale sugestywnie i szlachetnie prostych. Myślę o takich wierszach jak Odwaga czy Życie, z którego wynotowuję fragment: 

 

Uczyliśmy się liczyć.
Dodawaliśmy
niepiśmienne jeszcze
palce.

 

Odejmowanie
należało już do umarłych.

 

Pamiętasz pewność siebie?
Prymuska z naszej klasy.
Skończyła marnie
w słowniku synonimów.

Autorka stwarza niezwykłą więź ze swoim odbiorcą, przede wszystkim zgadzając się na konstrukcję podmiotu zbiorowego. To rzadka sytuacja we współczesnej polskiej poezji, która zwykle nie szuka nici porozumienia między poetą i odbiorcą. Obserwując pęd pogoni współczesnego świata, dostrzega w nim autorka potencjał możliwego poczucia zbiorowości. W Czytniku… nie ma miejsca dla Tyrteusza, nikt nie krzyczy, nie moralizuje. Nie istnieje „ja liryczne”, istniejemy „my liryczni” – wciągnięci w świat poetki. Zwykło się mówić, że „pisarz bierze coś na warsztat” – Ewa Lipska wzięła w najnowszym tomiku na warsztat nas wszystkich, ulokowanych we współczesnej – realnej i internetowej – rzeczywistości. Poetka nie stawia jednak diagnoz, proponuje jedynie zapiski z procesu obserwacji.

W najnowszych wierszach autorki Pogłosu nie brak również miejsca na refleksję metapoetycką. W sposób niezwykły mówi o tym utwór Bezdomny wiersz:

 

Bezdomny wiersz włóczy się

po ciemnej materii papieru.

Niczyj. Autor pozostawił go

na łasce losu. Sierota słów.

 

Czasem
wiersze są jak porzucone psy
które szczekają na poezję.     

 

Tego rodzaju poetyckie rozważania  – przystrojone wyraźnie skonwencjonalizowaną leksyką – osiągają rangę lirycznych konceptów bliskich językowej inwencji Wisławy Szymborskiej. Gdy przeglądam Czytnik…, często odnoszę wrażenie, że to właśnie ta swoista umiejętność spokrewnia poezję Lipskiej z wierszami autorki Wielkiej liczby.

Czytnik linii papilarnych jest również poetycką podróżą – do młodości, poszukiwaniem detali, które składają się na szczęśliwe chwile, ale także dotykającą problemów moralnych i społecznych, które nękają cywilizację XXI wieku. Tak jest na przykład w wierszu tytułowym zbioru oraz Arytmetyka i Kilka słów o ksenofobii. Każdy z tych utworów okazuje się poetyckim zapiski z wyprawy po przeszłości i teraźniejszości, krystalizującej się niczym pokazu slajdów w komputerowym programie – wspomnienia przestają być namacalne, istnieją już tylko oddane cyberprzestrzeni.

Za każdym razem na czytniku kładę ten sam palec, lecz on odczytuje zupełnie inne linie papilarne. Skończyłem lekturę 31 wierszy. Wracam do pierwszej strony i wiem, że będzie to kolejne, zupełnie inne 31 odczytów.

Tomasz Wawrzyniak

 

Czytaj dalej

Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marta Wyka Tamten świat Szkice literackie dawne i nowe Wydawnictwo Literackie Kraków 2020   Andrzej Mencwel Piękne zobowiązanie Polubiłem bardzo …

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.). Rozmowę …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …