Malwina Mus
Między poczuciem obowiązku
a radością istnienia –
kulisy kariery literaturoznawcy
Jerzy Jarzębski
Miasta, rzeczy, przestrzenie
Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2019
Cztery lata temu, przy okazji premiery książki Proza: wykroje i wzory Jerzego Jarzębskiego, pisałam, że autor „demonstracyjnie rezygnuje z «tonu akademickiego» na rzecz «prywatnej przygody intelektualnej»” oraz że w jego podejściu do literatury dominuje prywatność, jawna subiektywność, strategia, dzięki której z tekstu krytycznoliterackiego wynosimy tyle wiedzy o książce, ile o jej uważnym czytelniku („NDK” 2016, nr 4/5). Kolejny zbiór tekstów Jarzębskiego nosi tytuł Miasta, rzeczy, przestrzenie i jest logiczną kontynuacją, ale też intensyfikacją obranej przez autora już wówczas perspektywy.
Zacznę od końca, czyli od wkładki ilustracyjnej z ostatnich stron książki. Oprócz zdjęć, odnoszących się bezpośrednio do opisywanych w poszczególnych tekstach miejsc, osób i wydarzeń, pojawiają się tu również obrazki i komentarze zupełnie osobiste – jak zdjęcie młodego Jerzego z mamą, opatrzone wyznaniem: „Z Matką łączyły mnie głębokie więzi, jej śmierć była dla mnie stratą najważniejszego życiowego wzorca. Od niej uczyłem się wrażliwości i szacunku dla twórczych pasji, a także umiejętności zachowywania równowagi między poczuciem obowiązku a radością istnienia. Śmierć jej była jednocześnie dla mnie wyzwaniem: odtąd musiałem sam dawać sobie radę. Ojciec – człowiek uroczy i utalentowany – nie był jednak dla mnie oparciem w życiu”. Gdyby zacząć lekturę właśnie tak, od końca, można by odnieść wrażenie, że to szczere, intymne zwierzenie zostało wtrącone do książki o literaturze z zupełnie innego porządku. Tak jednak nie jest, a to – i wiele innych – wyznań oraz migawek z prywatności stanowi tym razem właściwą treść zbioru, dla której rozważania o pisarzach, ich twórczości i życiu, są barwnym dopełnieniem. Można powiedzieć, że jest to opowieść quasi-autobiograficzna osoby, dla której bohaterowie książkowi są równie istotnymi towarzyszami codzienności, co realni, a wiele wydarzeń w jej życiu, wyborów i przygód determinowanych jest właśnie miłością do literatury.
Takie na przykład Buenos Aires Gombrowicza – wciągająca historia badacza ze środkowoeuropejskiego kraju, który pewnego razu wyrusza w samotną podróż do Ameryki Południowej! Powodem eskapady jest oczywiście chęć odnalezienia śladów autora Ferdydurke, a leitmotivem tekstu tropienie świadków, miejsc, dokumentów pisarza. Tekst nie skupia się jednak na przedstawieniu uporządkowanych efektów czy wniosków z przeprowadzonej z takim rozmachem kwerendy. Dowiedzieć się za to można o przygodach, jakie przeżywa człowiek szukający „równowagi między poczuciem obowiązku a radością istnienia”, człowiek z pasją, która umieszcza go w ekstraordynaryjnych okolicznościach: „Moja hiszpańszczyzna to było kilka lekcji branych tuż przed wyjazdem z Polski. Właściwie wcale nią nie władałem. Ale Gómez działał jakieś cuda: dolewając mi wciąż alkoholu (dość okropny aperitif, który na własny użytek i na cześć bohaterów Marka Twaina nazywałem pain killer), przenosił mnie stopniowo w stan upojenia, w którym zaczynałem wszystko rozumieć, ba, nawet chyba coś mówić” (s. 297). Wspomniany Gómez to dawny przyjaciel Gombrowicza, a opisana wyżej scena pozwoliła Jarzębskiemu dowiedzieć się o codzienności polskiego pisarza za Oceanem. Dla gombrowiczologa są to wiadomości bezcenne, zapewne twórczo wykorzystane w późniejszych naukowych artykułach i książkach badacza. Nie w tej jednak. Miasta, rzeczy, przestrzenie są wypełnione raczej takimi właśnie anegdotycznymi sprawozdaniami z kulisów humanistycznych odkryć, z okoliczności barwnych i niespodziewanych.
Ciekawość świata, w jego materialnej i niematerialnej odsłonie, napędza autora do kolejnych opisanych aktywności (również intelektualnych). Bo jest to też książka o perspektywie humanistycznej jako specyficznym trybie funkcjonowania w świecie, który czyni go skomplikowanym, złożonym, a przez to interesującym. Taki filtr jest stosowany w tekstach wypełniających kolejne rozdziały, których nazwy zdradzają zresztą ukierunkowanie autora raczej na świat rzeczywisty niż tekstowy: Miasta, Rzeczy, Peryferie, Podróże, Sąsiedzi. To spojrzenie szczególnie cenne dziś, kiedy – z jednej strony – trwa proces dewaluacji humanistyki (w społecznym odbiorze jawiącej się jako kompetencja nieżyciowa, niepraktyczna, oderwana od rzeczywistości), a z drugiej – postępuje zmęczenie nadmiarem bodźców i powierzchownością ich odbioru. Turyście, który widział już wszystko, kolejny odwiedzany kraj zlewa się ze wspomnieniami, nie oferuje szczególnie wyjątkowego doznania – ostatecznie morza, góry i drogi wszędzie są do siebie podobne. Ludzie również, jeśli nie zadać sobie trudu bezpośredniego z nimi kontaktu. Receptą na ten spleen jest postawa prezentowana przez Jarzębskiego. Należy czytać, być ciekawym kultury i historii, wchodzić w żywe relacje, a zarazem mieć w głowie opowieści (zwłaszcza te pogłębione, książkowe) innych osób z podobnych miejsc czy okoliczności – wówczas bycie w świecie staje się nieustannym dialogiem, a każde miasto, rzecz lub przedmiot uruchamia cały strumień skojarzeń, przemyśleń, natchnień. Oczywiście turysta jest tu tylko metaforą – w podobny sposób, jak do miejsc, krajów i kultur, można podchodzić do mody, wystroju wnętrz czy architektury (zresztą rozdział Rzeczy, poświęcony tym właśnie kwestiom, wydaje mi się najciekawszą częścią książki). Gdy nieustannie jest się wczepionym w siatkę znaczeń, bez różnicy, czy w egzotycznym Bali, czy na terenie niegdysiejszej Galicji, czy choćby w oldskulowym mieszkaniu – nigdzie nie można się nudzić, ze wszystkiego można uczynić interesującą grę z odniesieniami. Trzeba tylko mieć w sobie odpowiedni rezerwuar wiedzy: „Główną ulicą dochodzę do rzymskiej bramy, zwalistej, dobrze zachowanej budowli z kamienia. Tylko w paru miejscach widać to coś wstydliwego, co przydarzyło się monumentom antyku w nowszych czasach: widać oto, że brama była kiedyś obłożona marmurową okładziną zdobną w płaskorzeźby – i że owe płyty zostały z niej zdarte i użyte do innych celów. To samo ujrzymy w Rzymie, to samo we Francji czy w Turcji” (Trędowaty z Aosty, s. 288).
Napisałam „sprawozdanie”, ale przecież Jarzębski w ostatnim tekście zbioru pisze wprost: „Ma ta migawka charakter reportażu, nie literaturoznawczego szkicu, ale ostatecznie nie odbiega zbytnio od tematyki całego tomu” (s. 404). To prawda, teksty wybrane do tego zbioru, uzupełnione zamieszczonymi tuż przed tylną okładką zdjęciami z prywatnego archiwum autora, uwierzytelniającymi opisane perypetie, mają reporterskie zacięcie. Kończąca całość Wieża Babel na przełomie tysiącleci, opowiadająca o konflikcie izraelsko-palestyńskim z perspektywy profesora wizytującego w katedrze historii i kultury polskiej w Izraelu, jest tego najwyraźniejszym przykładem (pierwsza wersja była zresztą publikowana w „Przekroju”, więc poza akademicką bańką). Jednak również pozostałe teksty są podporządkowane podobnej tendencji do opisywania świata z bardzo podmiotowego, subiektywnego punktu widzenia. Mimo że w skład książki wchodzą teksty powstające w bardzo różnych czasach i okolicznościach (pochodzą z lat 1991–2017), wszystkie są wsparte na podobnej konstrukcji – osobiste obserwacje poszczególnych elementów świata popychają autora w przestrzeń literatury, by tam szukać dowodów, wyjaśnień, potwierdzeń, uzupełnień do zjawisk, wobec których perspektywa „tu i teraz” jest ograniczona czy niewystarczająca. Książki nie tylko pozwalają obrać inny punkt widzenia, ale także dają drogocenny dystans. A sprawy uchwycone w dłuższej perspektywie czasowej wyglądają zgoła inaczej, ciekawiej niż zastygłe w chwili obecnej. To dlatego obok od lat istniejących w tekstach Jarzębskiego bohaterów – Gombrowicza, Schulza, Lema – pojawiają się tu pisarze i utwory bardziej nieoczywiste (zbiór Buty Jana Józefa Szczepańskiego, powieści Dziecko przez ptaka przyniesione Andrzeja Kijowskiego, Miasteczko z ludzką twarzą Marka Sieprawskiego itd.). Nawet jeśli nie są to dzieła wiekopomne, stanowią najwyraźniej na tyle ciekawy komentarz do rzeczywistości, by wiele lat po lekturze wciąż powoływać się na nie, rekonstruować obecny w nich punkt widzenia jako argument we współczesnej dyskusji. W takim ujęciu każda twórczość ma sens, każdemu dziełu należy się uwaga i szacunek, nawet jeśli nie zajmuje ważnego miejsca w kanonie.
Choć reportaż wydaje się w tym przypadku jedynie pewnym punktem, w kierunku którego ciążą teksty, nigdy się z nim w pełni nie pokrywając, cały zbiór zdradza podobieństwo do innej, dość nieoczekiwanej, bardzo współczesnej formy prezentowania własnych przygód, poglądów i obserwacji – jaką jest blog internetowy. To specyficzny rodzaj publicznego pamiętnika, w którym własna działalność zawodowa miesza się z prywatnością, gdzie można pokazać kulisy oficjalnych wydarzeń i poważnych przedsięwzięć (o, na przykład w tym stylu: „O takich sytuacjach mówiono dawniej, że są «jak z Mrożka». Mnie na pytanie, dlaczego przestałem nagle dostawać zaproszenia na imprezy, miła pani z recepcji odpowiedziała: «Skoro pan jest referentem na sesji, a sesja się skończyła, to pan wypadł z komputera». Wypadłem!” – Kraszewski na opak wywrócony, s. 86), dodać zdjęcia, komentować wydarzenia, relacjonować podróże i lektury, wspominać. Różnorodne materiały (sam Jarzębski pisze o tej książce: „rozwichrzone tematycznie dzieło” – Wstęp, s. 17) przechodzą jednak przez filtr wyrazistej osobowości autora. To dla niego czytelnik tu wraca, to z nim wchodzi w specyficzną relację opartą na bezpośredniej komunikacji. Taka konwencja tłumaczyłaby również pojawiające się w poszczególnych tekstach na podobny temat powtórzenia, zapętlenia wątków i przemyśleń, które najwyraźniej mocno zaprzątają głowę autora, czego ślad odnajdujemy w tekście.
„Ten, kto chce się dowiedzieć czegoś istotnego o stanie społeczeństwa, powinien zatem czytać równie uważnie znaki wytwarzane przez jego literaturę, jak i te, które tworzą jego miasta. Tu i tam widoczne są zarówno procesy wiodące społeczeństwo, jego zbiorowego ducha, architekturę i kulturę do stanu «miazgi», jak i te, które obrazują mozół wznoszenia na powrót konstrukcji i struktur wartości – choćby w ich postmodernistycznej, zawsze migotliwej i nieostatecznej wersji” (Zniszczenie centrum, s. 53–54) – pisze Jarzębski, i rzeczywiście z równą uwagą podchodzi do literatury i do materialnych, czasem zupełnie użytkowych, prozaicznych wykwitów kultury (puszki po playersach; masło ekstra wyborowe, czerwone – od koloru nadruku na opakowaniu). Jego wzrok nie zatrzymuje się na powierzchni spraw, ale drąży głębiej, by dotrzeć do treści bardziej ulotnych – jak historie życia pojedynczych osób, relacje międzyludzkie, tożsamość narodów: „Pozostają po tych przemianach liczne ślady – w psychice ludzkiej, w kulturze materialnej i wreszcie w krajobrazie. Granice kiedyś istniejące na mapie, a następnie zniesione, nie znikają z dnia na dzień w momencie, gdy znikną graniczne zasieki, podobnie jak nowe granice, choć wytyczone i bronione przez strażników, nie mogą podzielić świata naprawdę skutecznie, jeśli po obydwu stronach pozostaną takie same domy, kościoły i mosty, a poza tym społeczności ludzkie połączone licznymi więzami – rodzinnymi, przyjacielskimi lub choćby etnicznymi” (Gdańsk i granice kultur, s. 104). Takie palimpsestowe spojrzenie na świat kultury to umiejętność, w której warto się ćwiczyć – niezależnie, czy jest się członkiem środowiska akademickiego, czy „cywilnym” obserwatorem rzeczywistości.
Malwina Mus