Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marcin 11 Pryt

Marta Wyka
Tamten świat
Szkice literackie dawne i nowe

Wydawnictwo Literackie
Kraków 2020

 

Andrzej Mencwel
Piękne zobowiązanie

Polubiłem bardzo esej Marty Wyki o Czarnej kamienicy, z tomu zatytułowanego Tamten świat. Tamten znaczy – nie ten co nas otacza, zatem nie współczesny, lecz dawny, miniony – i to chyba miniony bezpowrotnie. Refleksyjna tonacja zadumy nad tak minioną przeszłością przybliża mi eseje Marty, ponieważ sam w nią popadam, a nie jest to tylko kwestia wieku własnego, lecz także owej bezpowrotności czasu. Krakowska Czarna kamienica była domem profesorskim, a jej powstanie początkowało budowę całego kwartału przeznaczonego dla inteligencji, który zresztą nigdy nie powstał, co może i lepiej, bo nie wiadomo, jak elita profesorska czułaby się pośród inteligencji uchodzącej za zbędną, lub nazywanej pracującą. Marta czyta zarówno zewnętrzny kształt budowli, jak i poszczególne sekwencje jej wnętrz, czyli mieszkań, z izbami, pokojami, wejściami i wyjściami, niczym utwór literacki, nieomal poetycki, czego jest uznaną mistrzynią, a ja staram się podążać jej tropami. Czytając Tamten świat, popadam w podziw, ale mam też pytania.

Antropologia przestrzeni, poszerzona o czasoprzestrzeń, czyli Bachtinowski chronotop, jest właściwie moim humanistycznym upragnieniem, a eseje Marty Wyki budzą moją zazdrość. I od razu biegnę do poprzedniego jej tomu Napisane niedawno, zwieńczonego przez Odwiedziny w domu dzieciństwa. W nim autorka „rozgląda się po swojej pamięci i odnajduje ślady, jak piwnice trudne do odczytania”. Ulegam chętnie dyskretnemu, lecz trafnemu oznaczaniu przestrzeni, przedstawieniu czasowych jej warstw i społecznym, przeto historycznym, jej losom. Wszystko to autorka owiewa uczuciem nieskrywanym, lecz wyrażanym bardzo powściągliwie, chociaż chodzi o „dom dzieciństwa”.

Łatwo wskazać źródło tej powściągliwości i odnieść się do niej ze zrozumieniem, bo jest nim przecież Ojciec, Kazimierz Wyka. Cała pierwsza część Tamtego świata, pod tytułem I co dalej po klęsce, poświęcona jest jego życiu i dziełu, jak dawniej pisano, w szkicach i przypisach, rzeczowych oraz uczuciowych. Jestem świadomy skrępowania każdego, kto pisze o swym ojcu, tym zapewne większego, im większa osobowość rodziciela. Kazimierz Wyka był osobowością niezwykłą, twórcą więcej niż wybitnym, jednym z największych polskich humanistów zeszłego wieku, dlatego powiem o Nim to, czego córka nie śmie. Był świetnym krytykiem literackim, towarzyszem i patronem pisarzy pierwszorzędnych, autorem książek w tej dziedzinie tej klasycznych: List do Jana Bugaja, Pogranicze powieści, Rzecz wyobraźni; historykiem literatury doktoryzującym się Modernizmem polskim, rzeczą nieustannie podstawową, a poszczególne swoje prace poświęcił najważniejszym pisarzom XIX i XX wieku; nauczycielem akademickim i mistrzem szkoły krytyków, od której lepszej nie było przedtem i potem; organizatorem życia kulturalnego podczas okupacji i nauki polskiej po wojnie; znakomitym redaktorem czasopism i najwyższej klasy eseistą, co poświadcza obecność Życia na niby w każdym godnym tego miana kanonie. Żadne wyliczenie składników nie ujmuje swoistości i wielkości zjawiska, ale posługuję się nim tutaj pomocniczo, aby uwypuklić skromność tego, co pisze o dziele swego Ojca, jego córka, Marta Wyka. Mnie wolno wyżej i dlatego sobie pozwalam.

Otóż tytuł tej części wydaje mi się wątpliwy, choć jest niewątpliwą parafrazą Pamiętnika po klęsce. Przejmujące to świadectwo Kazimierz Wyka zapisał bezpośrednio po klęsce wrześniowej 1939 roku (zimą 1939/1940), a opublikowano je dopiero pośmiertnie (1984). Zastanawiałem się kilka razy nad tym, dlaczego autor rzecz tę właściwie zarzucił, choć jest ona nadzwyczaj wymowna. Odpowiedź mam jedną, oczywiście hipotetyczną – ta gwałtowna krytyka polskiej klęski straciła na sile i słuszności po klęsce Francji, która nastąpiła niecały rok później, w czerwcu 1940 roku. Jestem daleki od natrętnej obecnie idealizacji Polski międzywojennej, ale jest prawdą niezbitą, że stawiła ona czoło najazdowi niemieckiemu o wiele lepiej niż Francja, która była przecież mocarstwem historycznym i kolonialnym, a nie państwem okazjonalnym i peryferyjnym. Myślę zatem, że Kazimierz Wyka zdawał sobie sprawę z nierównej wagi obu tych klęsk i dlatego swojej emocjonalnej oceny nie dokończył i za życia nie opublikował. Zapewne nie chciał też znaleźć się w dyrygowanym politycznie potępieńczym układzie powojennym.

Marta Wyka swoją parafrazą dokonuje poważnego rozszerzenia sensu tego tytułu (zresztą dodanego) utworu swego Ojca i nie mogę się z tym zgodzić. Klęska miała w pisarstwie Kazimierza Wyki znaczenie wyważone i dokładnie określone, a na pewno nie obejmowała czasów „Odrodzenia” i „Twórczości”. Prawdą jest, że tamta wojna nie skończyła się dla Polski szczęśliwym zwycięstwem, ale rok 1945 nie był rokiem klęski i nie przeszliśmy z jednej okupacji w drugą, jak się wydało najpierw Marii Dąbrowskiej. Kazimierz Wyka zdawał sobie sprawę, że trzeba było, w zmiennym zresztą zakresie, zachowywać milczenie wewnętrzne, co Marta słusznie podkreśla, ale nie jego przechowywanie było najważniejsze, lecz to wszystko, co było do zrobienia i co zostało zrobione.

Zrobione bowiem zostały nie tylko „Odrodzenie” i „Twórczość”, którym autorka poświęca odrębne cząstki swych rozważań, ale także wskazane już powyżej książki i eseje krytyczne, fundamentalne studia historycznoliterackie (w tym o Panu Tadeuszu!), wieloletnia praca nauczyciela akademickiego i organizatora nauki w Krakowie i w Warszawie. Nagle to wszystko przerwane przedwczesnym odejściem Kazimierza Wyki, dramatycznym dla najbliższych, niepowetowanym dla kultury polskiej. Krakowska „Twórczość” jako nieukończony projekt humanistyczny – pisze Marta i celnie rozważa ten akt założycielski, ale chcę rozszerzyć znaczenie tego określenia. Wielkie projekty humanistyczne bowiem pozostają nieukończone z istoty swojej, ponieważ ich nadzwyczajność polega na tym, że pozostają inspirujące, tak jak inspirujące dla Marty Wyki jest dzieło Kazimierza Wyki. Kończą się definitywnie współczesne projekty grantowe, ale należą one do innych bytów humanistycznych, jeśli ten przymiotnik się do nich w ogóle odnosi.

Czytam w wolnych chwilach z nieodmiennym zachwytem takie perły eseistyki polskiej, jak „Dusza z ciała wyleciała” albo zdumiewającą Obronę van Meegerena (jakże proroczą wobec tego, co się teraz dzieje na aukcjach światowych i krajowych), a potem zaraz literackie eseje Marty, na przykład o Kronosie Gombrowicza albo o Mrożku w dwóch odsłonach i myślę sobie, że jest ona godną następczynią Kazimierza Wyki, w czym nie ma niczego wstydliwego, choć musiało to być krępujące. Ale to jak Marta Wyka sobie z tym dziedzictwem samodzielnie poradziła, jest również świadectwem trwałości i mocy tego nieukończonego projektu humanistycznego. Co znaczy – ciągle żywego i zobowiązującego do kontynuacji!

Andrzej Mencwel

 

Małgorzata Szumna
Przesilenia

Jeśli historyk – w tym także historyk literatury – nie chce być tylko przyczynkarzem, nieustannie musi poddawać swoją pracę podejrzliwemu oglądowi. Dlaczego sięgam do tych, a nie innych zjawisk, tytułów czy nazwisk? Czy coś one jeszcze dziś znaczą? Czy możliwa jest taka interpretacja, która włączy je z powrotem w krwioobieg współczesności? Czy pisząc o tym wszystkim, wierzę sama, że poruszane tematy zdolne są dziś kogoś sprowokować, dotknąć, skłonić do szukania powinowactw?

Tamten świat to elegia, to oczywiste. Opowiada o zmierzchu formacji – różnie rozumianych. Oświetla przede wszystkim wybrane momenty z biografii intelektualnych twórców związanych generacyjnie z formacją 1910 (Wyka, Miłosz, Andrzejewski, odrobinę tylko starszy Gombrowicz) oraz doświadczenia pokolenia ich uczniów (Błoński i Kijowski, ale też bliscy im rocznikowo Mrożek czy Konwicki). Marta Wyka przywołuje je jednak, mając cały czas na uwadze finał tej historii. Tym zaś jest przemiana paradygmatu: radykalna zmiana roli inteligencji w przestrzeni publicznej, być może nawet – jej wycofanie się z tej sfery.

Język, którego autorka używa do opisania interesującej ją grupy, jest świadomie podniosły, bardzo różny od dominującej tonacji tych szkiców, zazwyczaj wyciszonej i kameralnej. Mówi ona o „przynależności do pokolenia imponderabiliów”, o „sugestii gospodarskiej”, rozumianej jako branie na siebie odpowiedzialności za wyznaczenie linii rozwojowych polskiej kultury. (Temu duchowi będzie podporządkowana działalność literacka, krytyczna, redakcyjna i naukowa jej bohaterów). Patos zawsze jest ryzykowny, dla współczesnego ucha zdaje się brzmieć niebezpiecznie anachronicznie. Nie bez powodu więc na poziomie kompozycji zastosowano zabieg, który go rozbroi: przewodnią nicią tej książki, łączącą większość z zebranych tu tekstów, są narracje o kryzysach bądź przełomach (ważnych dla zbiorowości bądź jednostki), bliższe naszej wrażliwości.

Za najciekawszą część Tamtego świata uważam jego otwarcie, grupę szkiców zebranych pod wspólnym tytułem I co dalej po klęsce. Z pozoru opowiadają one o sprawach wpisujących się w poetykę mikrohistorii: o wojennym spotkaniu Andrzejewskiego, Miłosza i Wyki, bardzo już odległym epizodzie kształtowania się szeroko rozumianego życia literackiego bezpośrednio po wojnie, dokumentach zgromadzonych w archiwum Kazimierza Wyki, uważnie przeglądanych przez córkę. W rzeczywistości jednak te glosy są rozpisanym na kilka osobnych głosów namysłem nad sensem wysiłku projektotwórczego, omawianego zwłaszcza na przykładzie działalności autora Życia na niby. Najbardziej interesujące jest tu – choć nie jest to temat bezpośrednio problematyzowany – światopoglądowe napięcie między pokoleniem 1910 a generacjami sąsiednimi. Zastanawiając się nad tematami poruszanymi w okupacyjnej korespondencji, pytając o nastroje towarzyszące Wyce w tużpowojennym Krakowie czy śledząc program wpisany w pierwsze numery „Twórczości”, autorka nie tylko rekonstruuje myślowe zaplecze stojące za intelektualnymi propozycjami formułowanymi u progu kolejnej epoki. Pokolenie Wyki zostaje tu pokazane jako jeden z najważniejszych zbiorowych aktorów, kształtujących nową rzeczywistość. Nic w tym dziwnego – wkraczali oni w ten czas jako ludzie trzydziestokilkuletni, dojrzali, rwący się do działania. Z racji roku urodzenia dobrze pamiętali ostatnie lata przedwojnia, świadomie już przeżyte; okres wojenny nie był dla nich czasem przyspieszonego przymusowego dojrzewania – raczej refleksji i przewartościowań, do której mieli znacznie więcej intelektualnych narzędzi niż twórcy o dziesięć lat młodsi. Ich perspektywa była wyjątkowa – przynależeli do obu tych nieprzystających do siebie historycznych porządków, nawet gdy przedwojenną rzeczywistość radykalnie odrzucali. To wyjątkowe usytuowanie pozwala lepiej zrozumieć ową potrzebę przejęcia kontroli, tworzenia ram, zorganizowania (także w bardzo dosłownym sensie; stworzenia materialnej bazy) kultury na nowo – dość przypomnieć, że rówieśnikami Wyki byli Karol Kuryluk i Marian Eile, zaledwie o cztery lata starszy od nich był Jerzy Giedroyc, o dwa młodszy – Jerzy Turowicz. Dominacja tego pokolenia w kształtowaniu życia kulturalnego zaraz po wojnie nie jest więc zjawiskiem wyobrażonym – tym większe znaczenie ma tym samym próba zrozumienia, na czym dokładnie te wielkie projekty były wsparte, jakie były ich ograniczenia i czemu – w ostatecznym rozrachunku – tak często okazywały się utopią.

Tłumacząc w osobistym Postscriptum zamysł książki, autorka pisze: „Posuwałam się […] po śladach, które teraz próbuję odtworzyć. Podejmowałam zobowiązania intelektualne. Nie szydziłam i nie przetwarzałam na swój sposób tego, co zastałam”. I faktycznie, uderzają w Tamtym świecie wierność i empatia. Ale przecież nie – czołobitność. Sprawiedliwość ideom oddaje się nie przez samo otrzepywanie ich z kurzu, lecz przez wyeksponowanie myślowego trudu za nimi stojącego, pokazanie motywacji. I chociaż jest to książka o krytykach i pisarzach, to więcej tu z historii intelektualnej niż z historii literatury. Nie jest – zdaje się mówić Wyka – rozwiązaniem nigdy prosta reaktywacja, może się nim stać – zadawanie pytań o to dziedzictwo. Tamten świat – chociaż skoncentrowany na opowieściach o przeszłości – wychylony jest też w przyszłość: przede wszystkim tam, gdzie pyta o możliwy format krytyki literackiej, będący odpowiedzią na porażkę wielkiego projektowania literatury.

„Czy archiwalne może być uniwersalne?” – zastanawia się w którymś miejscu Wyka, omawiając eseistyczne założenia Miłosza. Odpowiedź, jak się wydaje, jest następująca: to swobodny dostęp do archiwum gwarantuje kulturze żywotność. Istotna jest sama możliwość ciągłej rewizji. I choć wydawać by się mogło, że wyzwanie, przed którymi stawała polska inteligencja zaraz po wojnie i potem w PRL-u bardzo dalekie są od kryzysów, z którymi aktualnie przychodzi się nam mierzyć, to nigdy nie wiadomo, czy wśród wielu przeterminowanych już idei nie znajdzie się taka, która wybrzmi nagle nieoczekiwanie aktualnie.

Małgorzata Szumna

 

Czytaj dalej

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.). Rozmowę …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …

Malwina Mus o „Miastach, rzeczach, przestrzeniach” Jerzego Jarzębskiego

Malwina Mus Między poczuciem obowiązku a radością istnienia – kulisy kariery literaturoznawcy   Jerzy Jarzębski Miasta, rzeczy, przestrzenie Fundacja Terytoria …