ROZMOWA: z Rafałem Gawinem rozmawia Ewa Tadrowska; RECENZUJE: Ewa Tadrowska

 

Rafał Gawin

Zachód słońca w Kurwidołach

Wydawnictwo Kwadratura, Łódź 2016

 

Na tej granicy balansować…

Z Rafałem Gawinem rozmawia Ewa Tadrowska

 

EWA TADROWSKA: Dlaczego właściwie Kurwidoły? Tytuł jest oczywistą aluzją do sławnej książki Jarosława Marka Rymkiewicza Zachód słońca w Milanówku. Czy taki zabieg czytać należy wyłącznie jako humorystyczne, pastiszowe ogrywanie starego mistrza?

RAFAŁ GAWIN: „Kurwidoły” to pomysł Piotra Groblińskiego, redaktora książki, który z przyczyn zbliżonych do światopoglądowych postanowił wystąpić na stronie redakcyjnej pod pseudonimem XX (tak zwana redakcja maski). W pierwotnej wersji był bardziej swojski i idiomatyczny „kurwidołek”, również w tytule wiersza. Jednak Rymkiewicz zobowiązuje do konsekwencji, więc znalazłem mapę dla Kurwidołów praktycznie od razu. Są to miejsca również w okolicach stołecznych, nieopodal Warszawskich Słoików. Tak to sobie tłumaczę na potrzeby książki. Nie chcę jednak narzucać schematów interpretacyjnych, choć – wyjątkowo politycznie rzecz ujmując – książka zrodziła się z niezgody na pewne tradycyjne podziały. Zwłaszcza te ograniczające wolność (osobistą) i myślenie, którym w jakiś sposób poeta z Milanówka (stary mistrz – to w moim przypadku semantyczne nadużycie) patronuje. Parafrazując kolejnego klasyka polskiej demagogii – tutaj czarne nie jest ani czarne, ani białe, co oczywiście nie oznacza, że rzeczy nie należy nazywać po imieniu. Należy, tylko potrafiąc przyjąć do wiadomości, że to nie są jedyne i jedynie słuszne nazwy.

Jak najbardziej humor, pastisz i inne gry, gierki i rozgrywki w tej książce mają miejsce, a przynajmniej tak chciał autor, gdy układał te wiersze w cykle. Najpierw jednak był sprzeciw, Rymkiewicz może być więc rodzajem wytrychu, narzędziem z opóźnionym zapłonem. Czy wręcz unikiem, usprawiedliwieniem lub ucieczką pod czyjąś obronę? Mogę tak kluczyć, a nawet robię to celowo. Ten zbiór mnie do tego zobowiązuje, ponieważ tak był – w pewnym sensie labiryntowo – konstruowany. Ale niech to wynika z lektur, a nie mojego czczego gadania.

 

Jedno z dwóch mott umieszczonych na początku książki brzmi: „Albowiem myli się ten, kto sądzi, że życie w języku nie naraża piszącego na rany”. Twój tomik aż wrze od gier językowych. Nie bałeś się, że w tym zgiełku łatwo zatracić oryginalność?

Wydaje mi się, że po stu tysiącach miliardów wierszy, jakie powstały i zostały opublikowane (albo nie), między oryginalnością a wtórnością istnieje bardzo cienka granica. Dobry wiersz może co najwyżej na tej granicy balansować. Tak zwana nowa dykcja – oryginalna, poetyka – jest możliwa tylko dzięki przepracowaniu tego, co było, dzięki zderzeniu wielu elementów, fragmentów, pomysłów i innych gotowców. Epigoni korzystają z jednego autora bądź jednego, często silnie zaznaczonego w historii literatury nurtu (jak to bywało z Nową Falą, o’haryzmem czy tak zwaną ośmieloną wyobraźnią). Wtórni autorzy zderzają kilku autorów, szukając szybkich i łatwych rozwiązań. Czasem wręcz z premedytacją, jak różnego rodzaju poeci konkursowi. Sam wychodzę z założenia, że pisanie w tych warunkach praktycznie zawsze jest rodzajem kradzieży – z lektur, z zasłyszanych rozmów, także z podobnych, przeczytanych w mniej lub bardziej niszowych pismach wywiadów. W formie zapożyczeń wprost, przetworzeń, zniekształceń i odbić lustrzanych – gra językowa jest tutaj najbardziej nośnym i efektownym elementem. Czy nie za głośnym i zawsze skutecznym? Takie są warunki wstępne, brzegowe. Rezultatów nie oceniam, bo jako niepozbawiony narcyzmy typ piszący nie mam do tego narzędzi. Tak działam, tak mi się pisze. Żeby powstawały kolejne wiersze, potrzebuję paliwa w postaci przygód z czytanymi książkami i rzeczywistością (w dyplomatycznym skrócie). Na dłuższą metę do pisania wystarczą tylko te pierwsze, ale dopiero symbioza obu wytwarza synergię, z której może wynikać coś konstruktywnego i w miarę mnie satysfakcjonującego jako autora. Reszta to praca warsztatowa. W ciszy.

 

W Zachodzie słońca w Kurwidołach często używasz imienia Boga – to wielki obecny-nieobecny twoich wierszy. Czy religia jest w tym tomie czymś więcej niż tylko zestawem klisz kulturowych?

Jak śpiewała Maria Peszek – „Pan nie jest moim pasterzem”. Religia to tutaj taki swoisty brak punktu odniesienia. Pewna pozorna stała, która niby ma porządkować i wyjaśniać, a w rzeczywistości skazuje na wiarę. W absurdalne ciągi bezprzyczynowo-bezskutkowe, w teorie spiskowe, w łatwe i szybkie intelektualnie rozwiązania i żale.pl i żale.eu, ale z (jeszcze bardziej absurdalną) nagrodą po śmierci. Jest w tym zdaniu dużo „i”, a jednak nic się nie łączy. A jednak spora grupa ludzi (i wykluczam tutaj konteksty dobrej zmiany) tego potrzebuje. Nie mam nic przeciwko, ale samemu wolę sobie sprawę trochę utrudnić. Pospierać się z prawdą. I nie chodzi też tutaj o jakieś „neoliberalne pierdololo”, jak chcą niektórzy wojujący antysystemowcy spod znaku rewolucji. To kwestia zdrowego podejścia do różnego rodzaju stałych i zmiennych, nigdy danych raz na zawsze i z różnych stron widzianych w rozmaite sposoby, choć dających się sprowadzić do wspólnego mianownika. Jeszcze kilka lat temu wydawało mi się to oczywiste. Kiedy jednak tak zwana krytyka zaangażowana zaczyna formułować swoje postulaty, okazuje się, że wcale nie chodzi o żadne kompromisy, a krew na rękach jest normalnym skutkiem sporu. Dlatego na wszelki wypadek podkreślam pokojowe zamiary. O ile łatwiej jest rozmawiać, kiedy dopuszcza się drugą stronę do głosu.

Bóg jako wielki nieobecny – podoba mi się twoja intuicja. To jakby historia XX wieku i początku XXI w pigułce, czyli czasów, kiedy nieistniejącego nigdy Boga jeszcze bardziej nie było, bo zauważyli to dotychczas mało spostrzegawczy. Kumulacja tej historii przypada na moje dzieciństwo, czyli już prawie trzydzieści trzy lata życia. Wiersze z tego wyrastają, ja niekoniecznie. Choć, w przeciwieństwie do debiutu, dzieciństwo nie ma w Zachodzie… swojego cyklu, dyć cykliku. To raczej znaczące tło, przemilczenia, które narzucają interpretacje pierwszych planów. I tak to się splata.

 

Sporo jest w twoim tomie odniesień do bieżących tematów. Zdaje się na przykład odwracać stereotypowy obraz kobiet w naszym społeczeństwie – w utworze Zdać „Jezus była kobietą”; wiersz FE! MI NIE mierzy się z problemem „tradycyjnych, kobiecych, domowych obowiązków” po falach feminizmu. Czy zatem twoje wiersze należy czytać w perspektywie współczesnych postulatów poezji zaangażowanej?

Wydobyte przez ciebie frazy bywały odczytywane również opatrznie, dlatego tym bardziej dziękuję ci za interpretację zbliżoną do zgodnej z moimi zamierzeniami. Los kobiet w kontekście wyrównywania praw, szans i wartości nigdy nie był mi obojętny. (Choć lubiano posądzać mnie o różne niecne rzeczy). Niemniej byłbym ostrożny z perspektywami, zwłaszcza na przyszłość. Obawiam się, że „współczesne postulaty poezji zaangażowanej” jako takie to ślepy zaułek dla literatury, promocja zastoju, doraźności i deklaratywności w tekstach. Niezwykle idealistyczna próba przywrócenia mocy tekstowi, którą utracił wraz z liberalizacją i sekularyzacją kolejnych społeczeństw i społeczności. Moim zdaniem – sama w sobie bardzo życzeniowa i daremna. OK, są wyjścia pośrednie – tekst z dźwiękiem, tekst z obrazem itp. itd., sprzęgnięcie zmysłów do działania przy zastosowaniu technologii. Ale tekst sam w sobie ma inne wartości, na innych polach zmaga się z rzeczywistością i samym czytelnikiem. Nie można go zmuszać do świadczenia na rzecz jakichś praktycznych rozwiązań, zwłaszcza tych stricte politycznych. Nie można wykluczać jego potencjalnej ponadczasowości i uniwersalności, by sztucznie i na siłę podkreślać wagę jego głosu w bieżącej dyskusji czy jakiejś wyimaginowanej rewolucji. Tym bardziej w imię modnego kompromitowania różnego rodzaju neoklasycyzmów. Wiersz, ba, cała literatura jako taka, posiada ciekawsze walory, również poznawcze (i to już na poziomie hermetycznym). Żarliwość wiersza obroni się na płaszczyźnie czysto psychologicznej. Jego anegdotyczność nie musi dotyczyć tylko konkretnego, opisywanego przypadku. A jeszcze dochodzą cechy wybitnie estetyczne. Tymczasem „postulowana” poezja zaangażowana odwraca uwagę od swoich lirycznych korzeni na rzecz właściwych (z punktu widzenia danego światopoglądu) treści. Wiersze w tym rozumieniu nie dzielą się – jak podpowiada zdrowy rozsądek i lepiej lub gorzej wyposażona skrzynka z narzędziami krytycznymi – na dobre i złe, tylko na te słuszne i nie. Sprzeciwiam się podobnemu spłycaniu poezji, ba, rzeczywistości w ogóle. Już wolę rechot ironii i chichot sarkazmu w postmodernistycznych wydmuszkach, prawdopodobnie tożsame ze śmiechem historii nad tym ograniczonym i krótkowzrocznym projektem. Oczywiście, takie rozwinięcie tematu wymaga obszerniejszego uzasadnienia, co uczynię przy najbliższej okazji.

 

 

Ewa Tadrowska

Napisać w wierszu

 

Rafał Gawin to łódzki poeta, redaktor i krytyk. Najsilniej kojarzony jest z działalności w internecie – dzięki autorskiemu blogowi w serwisie „Liberte!” (gawin.liberte.pl).

Jego tom poetycki Zachód słońca w Kurwidołach jest książką równie mocno osadzoną we współczesności, co w realiach gier językowych i intertekstualnych. To zaangażowanie relacjonuje już pierwszy wiersz książki Przemiany:

 

Nie powiedzieć, napisać w wierszu

i udać, że to usterki techniczne.

 

Naprawiać w każdym następnym;

To jest ten dom, przejściowe pokoje.

 

Cel, co uświęca skrajności i zmusza

do pracy w języku, doskonałości,

 

która w mowie przyjmuje postać ryby

w trzech stanach agonii.

 

Postulowana w tym utworze „praca w języku” nie pozostaje pustym sloganem. Intrygujący jest już w tym względzie sam tytuł tomu, nawiązujący do sławnej książki Jarosława Marka Rymkiewicza Zachód słońca w Milanówku. To odwołanie przewrotne – poetyka Gawina znacząco odbiega od tej proponowanej przez autora Mojego dzieła pośmiertnego. Autor unika wzniosłych tematów, skupia się na rzeczach prozaicznych, obserwuje rzeczywistość z perspektywy prowincji, metaforycznych Kurwidołów.

Tom otwierają dwa motta. Pierwsze pochodzi od szwedzkiego pisarza-noblisty Tomasa Tranströmera („Lecz piszący jest w swoim obrazie wpół drogi –/ zdąża tam jako kret i orzeł zarazem”), drugie to słowa polskiego poety i krytyka Piotra Kępińskiego („Albowiem myli się ten, kto sądzi, że życie w języku/ nie naraża piszącego na rany”). W tych cytatach Gawin zdaje się podsuwać swojemu czytelnikowi kilka sugestii. Po pierwsze, w procesie pisania potrzebne jest uruchamianie wielu perspektyw (poeta ma przenikać realia i w głębi – niczym kret, i z zewnątrz, z góry – jak jastrząb). Po drugie, ważna jest ironia i żart, osłabiające powagę (choćby powyższych deklaracji). Po trzecie, na słowa i język należy uważać – tyleż opisują świat, co go stwarzają.

Ulubioną kompozycją Gawina są poematowe cykle liryczne – tak porządkowanych jest większość wierszy, ale i pojedyncze utwory ciążą ku takim układom (np. I już). Ten zamysł pozwala – moim zdaniem – zaakcentować podstawowe tematy: sam proces pisania oraz religię – nie tylko jednak w wymiarze duchowym, lecz także jako zestaw klisz kulturowych.

Gawin otwarcie formułuje pytania o sens, rolę i znaczenie poezji. Czy poezja się wyczerpała? A może to język się wyczerpał? Czym jest poezja i nigdy nie będzie (czwarty utwór cyklu Spis cudzołożnic) to – moim zdaniem – jeden z najważniejszych wierszy w tej książce. Sytuacja poety została tu przedstawiona bez patosu. Obywa się także bez jednoznacznych deklaracji – chodzi raczej o zaznaczenie momentu – zarazem niejednoznacznego i kłopotliwego – zaangażowania (w wiersz) i rozczarowania (wierszem): „nie chodzi o ciebie w tym wierszu,/ w tym życiu poza zgiełkiem pierwszej prawdy,/ której zawierzyłem i zostałem z niczym”. Dlatego – by przywołać tytuł jednego z utworów – będzie się w poezji Gawina sprawdzać raczej „wersje easy”:

 

To nie jest tak, że siadasz i twoja

klawiatura wprowadza cię w trans.

 

To nie jest też tak, że nie możesz

tego wypowiedzieć; zbliżasz się

ze wszystkich stron, latami – krew,

pot, łzy i nasienie, bo potrzebowałeś

przerwy na nowe głosy.

 

Poeta to nie natchniony mistrz czy nieomylny prorok. Jest raczej patrzącym z ukosa uważnym obserwatorem rzeczywistości. Jego praca nie jest wypełnianiem misji, lecz „grzebaniem” w brudzie codzienności oraz sprawnym poruszaniem się po rozpiętości języka (także w sieci intertekstualnych odniesień). Gawin wciąga też w orbitę zainteresowania swoich wierszy nośne tematy publicystyczne, debaty publicznej (np. w wierszu FE! MI NIE wprost komentuje współczesną, żywo dyskutowaną sytuację kobiet po kolejnych falach feminizmu; do innego utworu trafia „pokojowy Nobel z wąsów”).

Ciekawie zaprezentowany jest temat obecności religii w pejzażu współczesnym. Bóg jest u Gawina wielkim obecnym-niebecnym. Jego imię zostaje wypowiedziane w większości utworów, ale to Stwórca mający swoje chwile słabości, omylny. Sam nie umie odnaleźć się w świecie, który stworzył, niespecjalnie też rozumie to, co się w ludzkiej rzeczywistości dzieje. Bóg okazuje się więc nieodłącznym elementem kodów kulturowych, jego imię jest dobrze osadzone w kulturze, szczególnie w Polsce – „wszyscy jesteśmy kulturowymi katolikami”. Gawin nie tyle próbuje z tą obecnością się rozprawić, ile ją zrelacjonować.

Zachód słońca w Kurwidołach pełen jest bowiem gier językowych, pogrywania z tym, co zasłyszane (w języku codzienności, w innych tekstach). Czytelnik książki Gawina bez problemu odnajdzie zarówno bezpośrednie odniesienia bądź parafrazy (np. tytułów i fraz z książek Justyny Bargielskiej, Jerzego Pilcha czy perykop Nowego Testamentu), jak i bardziej subtelne gry intertekstualne z tekstami kultury. Często są to zabawy efekciarskie, żonglerka rozmaitymi pojęciami, sloganami, kliszami, utrzymana niebezpiecznie blisko cienkiej granicy kiczu. Przed znużeniem uwikłanego w te ciągłe gry z kliszami, cytatami i kryptocytatami czytelnika bronić może spora doza humoru tych wierszy. Rafał Gawin jest z pewnością wnikliwym obserwatorem współczesności. Warto – by odwołać się do cytowanego utworu Wersja easy – „dać jeść” tym wierszom.

Ewa Tadrowska

 

Czytaj dalej

Andrzej Mencwel | Małgorzata Szumna [Marta Wyka „Tamten świat”]

Marta Wyka Tamten świat Szkice literackie dawne i nowe Wydawnictwo Literackie Kraków 2020   Andrzej Mencwel Piękne zobowiązanie Polubiłem bardzo …

Piotr Sobolczyk | Piotr Seweryn Rosół [Remigiusz Ryziński „Hiacynt”]

Remigiusz Ryziński Hiacynt PRL wobec homoseksualistów Wydawnictwo Czarne Wołowiec 2021   Piotr Sobolczyk 14251 hiacyntów między Klio a Apollinem Według …

Queer po polsku | dyskusja z udziałem Grzegorza Stępniaka, Zofii Ulańskiej i Ewy Wojciechowskiej

Tekst jest zapisem dyskusji zorganizowanej w ramach spotkań Pracowni Pytań Krytycznych na Wydziale Polonistyki UJ (15 grudnia 2021 r.). Rozmowę …

Paweł Kaczmarski | Cała prawda o „czułym narratorze”

  1. Uwagi wstępne Zasadnicze pytanie, jakie stoi dziś przed krytyką literacką w kontekście twórczości Olgi Tokarczuk, brzmi: po co …

Piotr Sobolczyk o „Znikaniu” Izabeli Morskiej

Piotr Sobolczyk W labiryncie zdrowego kraju   Izabela Morska Znikanie Wydawnictwo Znak, Kraków 2019   Doświadczenie lektury Znikania Izabeli Morskiej …

Olga Szmidt o „Wojnach nowoczesnych plemion” Michała Pawła Markowskiego

Olga Szmidt Interpretowanie podzielonego świata   Michał Paweł Markowski Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu Karakter, Kraków …