Łukasz Orbitowski
Inna dusza
Wydawnictwo Od Deski Do Deski, Warszawa 2015
Iwona Boruszkowska
Zbrodnia to niesłychana…
Inna dusza Łukasza Orbitowskiego jest drugą książką w projekcie wydawniczym Tomasza Sekielskiego. Zainicjowana przez Preparatora Huberta Klimko-Dobrzanieckiego seria Na F/Aktach to fabuły powstałe na podstawie autentycznych zdarzeń kryminalnych, wstrząsających, mówiących o tym, że „gdzieś tam czai się zło”. Cały cykl tworzą dokumentalne powieści pisane przez współczesnych autorów: nic dziwnego, że przekłada się to na zainteresowanie czytelników i sukces wydawnictwa Od Deski Do Deski.
Po entuzjastycznych w tonie recenzjach i „Paszporcie Polityki” – i oczywiście po samej lekturze powieści – nie ma wątpliwości, że autor Widm napisał świetną książkę. Inna dusza pokazuje Orbitowskiego, którego do tej pory kojarzono z fantastyką, w konwencji realistycznej. W precyzyjnym odmalowywaniu realiów: scenerii, postaci, wydarzeń odnajduje się doskonale.
Szarobura, brudna Bydgoszcz lat 90. XX wieku, postapokaliptyczny krajobraz osiedla z ulicą Jasną, trzech nastolatków, z bardzo różnych domów, próbuje się zaprzyjaźnić, choć ciężka to przyjaźń „ciemnego gatunku”. Ich codzienne szwendanie się po mieście utkane jest z różnych zwyczajnych spraw – zabaw, rozrywek, zakazanych aktywności, a wszystko wygląda tak, jak mogło wyglądać wówczas, w nostalgicznych z dzisiejszej perspektywy latach 90.
Trójka bohaterów to dziewiętnastoletni Jędrek Borucki (w rzeczywistości Jacek B. z bydgoskiego Fordonu), który uczy się na cukiernika, mając w tym zawodzie szanse na spory sukces, oraz jego młodszy kuzyn – Darek i kolega kuzyna – Krzysztof Hoppe, którzy jeszcze nie wybrali swojej przyszłości i są starszym kolegą wyraźnie zafascynowani. Gdyby zatrzymać się na historii ich znajomości, otrzymalibyśmy powieść obyczajową o trójce przyjaciół dorastających w prowincjonalnym mieście w niełatwych czasach po roku 89, z całym sztafażem środowiskowych odmienności. Każdy z nich wychowuje się w zupełnie innych warunkach: Jędrek ma niby porządny i zasobny dom, ale surowego ojca, Darek – kochających rodziców i siostrę, dla której zrobi wszystko, Krzysztof ma z nich wszystkich najgorzej – ojciec jest alkoholikiem, który całkowicie uzależnia rodzinę od swoich naprzemiennych stanów upojenia i kompulsywnej trzeźwości (przy czym trzeźwy jest jeszcze gorszy niż pijany). I mimo że Krzysiek pochodzi z patologicznej rodziny, mordercą zostaje ten drugi. W Jędrku drzemie zło – chłopak z jakiegoś niewyjaśnionego powodu zaczyna zabijać. Jego pierwszymi ofiarami
są niewinne zwierzęta, małe kotki, które bez mrugnięcia okiem, a nawet z niejaką przyjemnością, mechanicznie pozbawia życia. Kolejne morderstwa również będą pozbawione emocji: myśliwskim nożem morduje swojego kuzyna i córkę sąsiadów. Nikt nie wie, co popycha go do zbrodni. Autor nie wyjaśnia niczego, opisuje, relacjonuje, sugerując jedynie, że w Jędrku budzi się „inna dusza”, która każe mu zabijać.
Czytelnik nie rozumie, skąd w chłopaku pojawia się żądza zabijania i krwi. Dlaczego w pewnych momentach sięga po nóż i pozbawia życia, a raczej napawa się widokiem tryskającej krwi? Zastanawiające są reakcje i zachowania Jędrka po zbrodni: praktycznie bez emocji przygląda się rozpaczy rodziny zamordowanego kuzyna, jakby jego dusza musiała nasycić się złem. Ale Jędrek duszę ma nienasyconą, pcha go ona do kolejnych zbrodni: zabija nastoletnią córkę sąsiadów. Po każdym morderstwie z ogromną dbałością usuwa ślady krwi, myje się i przebiera. Do zbrodni się nie przyznaje, intensywnie uczestnicząc w poszukiwaniach złoczyńcy, zbliżając się do rodzin zamordowanych nastolatków.
Historię tamtych wydarzeń poznajemy z perspektywy Krzyśka (zdaje się jedynej postaci podejrzewającej, że Jędrek nie jest tak dobrym chłopcem, na jakiego wygląda), który podejmuje się opowiedzenia tego, co pamięta i który – już jako dorosły bohater – odwiedza Jędrka w więzieniu. Morderca bowiem został ujęty, osądzony i skazany, ale motywy jego działania nadal pozostają zagadką. A historia, którą snuje narrator to historia wchodzenia w dorosłość, pełna smutku i rozczarowań opowieść o przygnębiającej rzeczywistości, w której jedni giną, inni stają się mordercami, a jeszcze inni dają jakoś radę, ale nigdy nie zaznają szczęścia w dorosłej
stabilizacji.
Tytułowa „inna dusza” do samego końca jest zagadką. Czytelnik nie wie, skąd pochodzi – z zewnątrz czy z wewnątrz bohatera, co tak naprawdę się pod tą nazwą kryje, co ma na nią wpływ. Domniemywać można, że inna dusza jest duszą mordercy, czymś uśpionym w Jędrku, co każe mu odebrać komuś życie. Jędrek opowiada Krzyśkowi, że tuż przed dokonaniem zbrodni ujawniała się w nim „inna dusza”, szybująca nad nim i obserwująca zbrodnię z perspektywy sufitu. Nie wiemy, co powoduje to „ujawnianie się”, nigdy nie poznamy przyczyny. O tym, co w nim siedzi, sam mówi: „Non stop widzę czarne płatki, jakby obok, coś się paliło, choć przecież nawet nie mogę się ogrzać. Chłód tylko. I to siedzi we mnie, i siedzi, i puścić nie może, a ja bym chciał, żeby ktoś mnie zabrał i wyleczył. Niech wyjmie ze mnie to straszne coś” (s. 276–277). Bohater ma świadomość, że mieszka w nim coś mrocznego, ale tego nie rozumie; nikt z najbliższego otoczenia (może prócz Krzyśka) tego nie dostrzega, również czytelnik nie wie, co siedzi w Jędrku, co każe mu zabijać, czy jest to choroba, mania, inna „zła” dusza?
Historia morderstwa nie jest w zasadzie najbardziej przerażającym elementem fabuły; dużo większą grozę powoduje historia prywatnych demonów, to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami mieszkań na bydgoskim Fordonie. Szarość codziennego życia ma różne odcienie w rodzinach Jędrka i Krzyśka. U tego pierwszego na pozór niczego nie brakuje – rodzina zasobna, siadająca ze sobą do obiadu, oddająca się wspólnej lekturze książek. Chłopak ma to, czego zazdroszczą mu koledzy – wspaniały rower, własny pokój, wyjścia do restauracji. Ale gdy bliżej przyjrzymy się jego rodzinie, okaże się, że kulturalny ojciec jest despotą, a matka jest mu całkowicie podporządkowana, bez prawa do własnego zdania, jakby wcale jej nie było. W takiej emocjonalnej zamrażarce wykluwa się morderca. W domu Krzyśka też rządzi ojciec, patologiczny alkoholik, który tyranizuje rodzinę, wpędzając żonę do grobu. Nie jest on przy tym postacią jednoznacznie złą – miewa okresy trzeźwości, gdy poczucie winy nakazuje mu naprawić wszystkie błędy. W obu rodzinach nie jest dobrze, a najgorzej miewają się kobiety: matki chłopców są nieobecne, poddane presji, nie posiadają prawa głosu ani własnego życia. Ironia losu polega chyba na tym, że patologiczne rodziny są zwyczajne, zaś zwyczajne okazują się patologicznymi. Okazuje się, że pozory mylą, a stabilizacja nie jest możliwa.
Bydgoszcz sportretowana przez Orbitowskiego jawi się jako miasto-potwór, pełne dewiacyjnych przestrzeni, spowite smogiem, pokryte grubą warstwą brudu. W jej ponurych miejscach straszą odrapane kamienice, śmierdzące niczym w wierszach Andrzeja Bursy, biegają po niej mordercy jak po Petersburgu z powieści Dostojewskiego. A szara Brda płynąca przez brzydkie miasto zdaje się upostaciowaniem duszy innej – antypatycznej, trującej, cuchnącej. Rzeczywistość oddana jest tak przejmująco, że wydostać się z bydgoskiej przestrzeni będzie czytelnikowi trudno. Klimat miasta i jego topografia nakreślone są z niezwykłą precyzją, jak w takim na przykład fragmencie: „Druga para oczu zatacza powolne kręgi, wzbija się i jest już nad Fordonem. […] Oczy unoszą się jeszcze i Jędrek spogląda na Bydgoszcz, na jasnobeżowe alejki podchodzące pod zagajnik przy Dolinie Śmierci, zakurzone auta sunące Fordońską i hałdy piachu między domami, na smętną breję rzeki, na ludzkie kropki, ciemne pomimo słońca, na zatkaną Nowotoruńską, na siny placek dachu pierwszego hipermarketu, na spiżową płytę rynku i mrok Wyspy Młyńskiej, na brudny dach Savoya i na brud Jasnej. […] Wszystko ma barwę starej kliszy filmowej i jest równie rzeczywiste jak ona. Narysowane miasto, bajka o mieszkańcach, piosenka o kolorach niezapadających w pamięć. Tylko jedna barwa ożywia to niepotrzebne miasto, ten zamek bezsensu i cierpienia. Czerwień wysącza się z bloku na Gordona, rozlewa się na ulice, obmywa ludziom buty i koła samochodów, miesza z wodą Wisły i Brdy, sprawiając, że miasto, na tę jedną chwilę, pulsuje lśniącym życiem” (s. 372).
Autor świetnie oddaje realia lat 90., dzięki czemu przenosimy się w sam środek kryzysu gospodarczego, do szarych dzielnic ubóstwa, za zamknięte drzwi różnych domów i do głów (dusz?) młodzieńców. Bez wątpienia Orbitowski unika łatwych oskarżeń, prostego moralizowania i taniego sentymentalizmu, nie daje ostatecznych odpowiedzi, nie tłumaczy zbrodni (ani zresztą niczego). Siła tej powieści tkwi w zwróceniu uwagi na fakty, pieczołowitym odtworzeniu realiów i dyskretnym podrzucaniu tropów. Zatem może jednak nie odpowiedzi są najważniejsze, ale same pytania, samo tropienie toku wypadków?
Orbitowski sfabularyzował autentyczną zbrodnię, która wstrząsnęła Bydgoszczą nie tak dawno temu. Jednak nie jest to tylko oparta na faktach proza, lecz powieść o Polsce doby przemian ustrojowych, Polsce prowincji, Polsce A, B, C, D i E, świecie wykluczonych i świecie podziałów na lepszych i gorszych, o genezie zła. Używając
realistycznej konwencji, Orbitowski zaproponował nam prozę bardzo wyrazistą, doskonale napisaną, zapadającą w pamięć z każdym zdaniem.
Iwona Boruszkowska