Patryk Czarkowski
Precyzja roślin
TAiWPN Universitas
Kraków 2015
Weronika Stencel
Światło padające na niezdecydowanie
Jeżeli da się „wypowiedzieć” oślepiające światło, to jestem zdania, że udało się to Patrykowi Czarkowskiemu. Mam na myśli sposób, w jaki poeta posługuje się motywem jasnej poświaty. Ten motyw pojawia się w wielu utworach, a towarzyszą mu pojemne kategorie ostateczne: śmierć, życie, nic, wszystko, sedno, miłość, świat, prawda. Mam wrażenie, że autor celuje w czytelnika lusterkiem po to, by zasłonić ich znaczenie, a następnie zadziałać oślepiającym światłem, wkraść się efektownie do oka. Tytułowa precyzja jest więc umiejętnością przesunięcia punktu kulminacyjnego wierszy na ciągłe rozmazywanie, nieokreśloność. Jesteśmy co prawda pewni, że coś jest, przedziera się w konturach, ale te wiersze nie do końca dopowiadają cel użycia kategorii ostatecznych – pozostawiają czytelnika z wrażeniem, że można by nimi żonglować do woli.
Już w pierwszym wierszu tomiku owo oślepienie zostaje stematyzowane. Ma wywoływać wrażenie nicości, wobec którego pozostaję – przyznam – bezradna. Przywołana w wierszu „precyzja” prowadzi do ostatecznego zaniku „wszystkiego”. Mam jednak wrażenie, że zbudowany obraz nie rozjaśnia kształtów przywołanych kategorii, nie czeka na moment ich ukonstytuowania poprzez „zwolnienie”, ale niknie już w momencie wypowiedzenia. Paradoksalnie wiersz zawiera w sobie nieprecyzyjność, słowa nie szukają umocowania w swoich znaczeniach, rozmazują się „nieustannie” w świetle zestawienia, które wycisza się do bieli kartki:
* * *
potrzeba precyzji, nieustannej
precyzji, jakby
zwolnionego światła.
cicho i ciszej,
aż wszystko zniknie
Zabiegi Patryka Czarkowskiego opierają się na tworzeniu obrazów przebudzenia, ciągłej oscylacji między otwieraniem i zamykaniem oczu, dominującej tu niepewności w rozpoznawaniu siebie (jak w przypadku konturu rzeczy, których nie da się dojrzeć przez oślepiające światło). W wierszu *** [duże drzwi…] pojawia się motyw drzwi, który oznaczać mógłby otwieranie się na zależności między budowanymi w tej poezji obrazami. Bałabym się jednak – by tak powiedzieć – przeciągów, które mogą wywiać podstawowe znaczenia. Mam wrażenie, że obrazy budowane przez Czarkowskiego często nie przechowują w sobie sensów, które ciążą w kierunku otwarcia lub zamknięcia utworu. Drzwi są tutaj obrazem pewnej „nieprzystawalności”, barierą, która ma wpływ na „nicość”. Kolejny raz kategoria ta (podobnie jak „wszystko”) nie zostaje nacechowana, jest figurą obojętną, może niewinną, starając się pozostać także czystą, wyzbytą ciążenia sensu i kontekstu. Wiersz staje się wtedy hermetyczny, operuje światłem padającym na zależności otwierające się tylko i wyłącznie pomiędzy kochankami, którzy oddzieleni drzwiami szukają swojej bliskości, znaków na wzajemne dopuszczenie do siebie. Jedyną zabawą znaczeniową jest tutaj „wiszenie na klamce”, które generuje skojarzenia zarówno „oczekiwania”, jak i tragicznego końca dla osamotnionego „kogoś”, nieokreślonej jednostki, na którą działać może „nicość”:
* * *
duże drzwi,
tak duże
że nie pasuje do za nimi nic
drzwi
przed którymi klękam, widzę
naciskasz, kocham,
Twoje stopy
wzywają mnie do środka.
może kiedyś ktoś
wisiał na tej klamce
Samo przyglądanie się rozwijającej roślinności wyrazowej poety zamazuje ostatecznie wydźwięk podstawowych pojęć egzystencjalnych, lgnie ku zakryciu. Dlatego zasadne wydaje mi się postawienie pytania: czy problem tkwi w samych kategoriach ostatecznych, które dzisiaj niewiele już mówią, czy to w utworach Czarkowskiego odchodzi się od ich wyraźnego i precyzyjnego nazywania? Szukając odpowiedzi, czytam wiersz, w którym odnajduję ogólność „mowy i spraw”, które mają unieważnić „ja”, sprawić by znikło, nie wyodrębniło się w nieokreślonej „wielości”. Przekonanie to niepokoi w obrazie zagubienia „siebie”, zamazania odpowiedzialności jednostkowej, które na miarę naszych czasów urasta w chęć („naucz mnie”):
* * *
naucz mnie mowy i spraw
by na mnie w niej
nie było miejsca
Kolejnym paradoksem jest to, że zatracanie się w nadmiarze informacji i faktów może zamazywać chęć podejmowania własnego i konkretnego wyboru. Mam na myśli to, że poprzez różnorodność możliwości i natłok spraw, słów i ludzi gubi się perspektywa własnego „ja”, co może prowadzić do zagubienia poczucia osobistych potrzeb, a ściślej: ich znaczenia. Kolejny z wierszy czytam jako kontynuację postępującego zaniku jednostki i kulminację tego stanu:
* * *
kiedy odejdzie
rozbiegniesz się we wszystkie strony
matnia
będzie przed tobą
Pocieszająca jest ciągła obawa towarzysząca tym wierszom, uczucie, które odczytuję jako autorskie wyznanie. I ta obawa właśnie wydaje mi się ciekawa; samo zaś poszukiwanie precyzji słowa bliższe jest w tych utworach kształtu kruchej wydmuszki. Mam wrażenie, że nazywanie rzeczy nie dopełnia tutaj stanów podmiotu, nie powoduje zderzeń znaczeniowych na poziomie konstrukcji wiersza, ale tworzy przestrzeń rozchwianą w bezradności, w niemożności dookreślenia. Dlatego też posługiwanie się pojęciami ogólnymi sprzyja ucieczce przed znaczeniem, zakorzenieniem się w słowie, co paradoksalnie zaprzecza tytułowej „precyzji roślin”.
Z debiutanckiej książki poetyckiej Patryka Czarkowskiego wyczytuję przede wszystkim gest zastygnięcia w języku i obrazach. Pozbawienie słów wagi na rzecz oślepiającej niepewności to zapewne jedna z widomych oznak XXI wieku (wszak do poruszenia myślowego pobudzać mogą również rzeczy statyczne). Precyzja roślin stawia na przestrzeń olbrzymich niedopowiedzeń. Język prosty, osadzony we wrażeniu „rzucania” przede mną pojedynczych haseł okazuje się tu próbą budowania twierdzeń tak pojemnych, że przestaje istnieć temat, a rodzi się mat wypowiedzi.
Weronika Stencel
Sylwia Więcek
Zapomnij!
Problem z komentowaniem zwycięskich tomików jest jeden – nagrodzonym nie zostaje się przecież bez powodu, coś musiało urzec jury. W momencie, w którym nie jestem w stanie dostrzec nieprzeciętnych wartości, które powinny wyróżniać poezję laureata, rodzi się we mnie poczucie rozczarowania. A może problem tkwi w jakości utworów Patryka Czarkowskiego?
Precyzję roślin otwiera motto zaczerpnięte z Pieśni wędrowca Aleksandra Wata:
(…)
– zbudził mnie zgiełk tych,
których przeżyłem.
Pamiętaj! Pamiętaj!
(…).
Słowa te – jak przystało na motto całego zbioru – nie są przypadkowe; zapowiadają kolejne wiersze – w tym sensie jednak, że Czarkowskiemu nie udało się uniknąć tak charakterystycznego dla wielu debiutantów spłacania długu swoim poetyckim mistrzom. W Precyzji roślin jest wiele takich dość oczywistych odwołań. Nie wiem, ile w tym zasługi patronatu Wata, ale w tomie Czarkowskiego wielokrotnie pojawia się motyw bólu. Różnica pomiędzy ujmowaniem tego tematu przez obu poetów jest jednak zasadnicza – dotyczy tego, skąd pochodzi cierpienie – ból Wata jest przerażająco namacalny, z kolei w wierszach z Precyzji roślin przenoszony bywa na poziom metafizyki (jako wynik obserwacji czy przeżyć duchowych); co więcej, jego podłoże wielokrotnie pozostaje w tych utworach niejasne.
Choć motto rzeczywiście wskazywać może na poetycką erudycję Czarkowskiego, przywołanie słów Wata na początku tomu wydaje się ostatecznie bezcelowe. Przytoczony powyżej cytat w żaden sposób nie ukierunkowuje lektury Precyzji roślin. Tym bardziej dziwi mnie więc decyzja o zamieszczeniu go w miejscu, które odgrywa przecież niebagatelną rolę. Brak wyraźnego związku między początkowym słowami a treścią zbioru podkreśla jedynie przypadkowy charakter wybranego fragmentu.
Obok zainteresowania poezją Wata – widoczne jest również oddziaływanie na dykcję Czarkowskiego Tadeusza Różewicza czy Ryszarda Krynickiego. Podstawowymi kwestiami okazują się dla podmiotu ocalenie i rozprawienie się z bólem, które to z kolei bardzo wyraźnie odsyłają do wspomnianych pisarzy. Roman Honet współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, w której znalazły się utwory między innymi Czarkowskiego (w większości zresztą przedrukowane później w omawianym tu zbiorze), zauważa analogie między debiutantem a poetami mowy zwięzłej, wśród których wymienia także Różewicza. W przeprowadzonym z okazji „połowów” wywiadzie z autorem Precyzji roślin Honet wskazuje na podobieństwo jednego z utworów do Różewiczowego Warkoczyka. Podmiot liryczny w Czarkowskiego wielokrotnie próbuje zabrać głos w kwestiach poruszanych już wcześniej przez poetyckich mistrzów – mówi o doświadczeniach egzystencjalnych, strachu przed śmiercią czy wyczerpaniu języka.
Gdy piszę o nawiązaniach do Krynickiego, mam z kolei na myśli przede wszystkim formę wierszy – w Precyzji roślin wyraźnie widać dążenie do lakonicznych wypowiedzi i skondensowania sensów. Czarkowskiemu brak jednak umiejętności autora Kamienia, szronu, dlatego też jego utwory wydawały mi się często pozbawione koniecznego dopracowania. Pomiędzy tymi dwoma poetami widać jeszcze jedno podobieństwo – skupienie na języku, jego możliwościach (np. *** [jest tak cicho…]).
Na pierwszy rzut oka tomik układa się w cykl liryczny – z wyraźnie powracającymi w kolejnych wierszach motywami, frazami. Dzieje się tak na przykład z tytułową „precyzją”, która pojawia się w wierszu otwierającym zbiór (w swoistej deklaracji, może apelu: „potrzeba precyzji”), aby powrócić w jednym z utworów zamykających tom (w tytułowej frazie „precyzja roślin”). Zbiór jednak – jak mi się wydaje – pozoruje tylko cykl, ostatecznie robi raczej wrażenie pojemnego worka. Kolejne utwory wprowadzają kolejne tematy, problemy. Co więcej, wiersze spowite zostają oniryczną aurą. W efekcie dostajemy wielowątkową sieć niedopowiedzeń, w której próżno szukać tytułowej, deklarowanej precyzji.
Dość klarowny jest natomiast projektowany odbiorca większości wierszy. Powtarzają się w Precyzji roślin zwroty do „ty”. W ten sposób zbudowana zostaje relacja intymności, swego rodzaju napięcia pomiędzy „ja” mówiącym a adresatem. Czarkowski nie wykorzystuje jednak potencjału tego gestu. Wydaje mi się, że jest to efekt przede wszystkim powtarzania – lekko tylko zmodyfikowanych – znanych już skądinąd motywów. Tak dzieje się na przykład w wierszu o incipicie *** [kiedy odejdzie…]:
kiedy odejdzie
rozbiegniesz się we wszystkie strony
matnia
będzie przed tobą.
Gdyby ten utwór czytać zgodnie z wymową całego tomu, zdaje się on mówić przede wszystkim o rozpadzie związku. Odejście drugiej osoby ukazane zostaje w sposób dosłowny. Sam problem nie jest specjalnie nowy, także sposób jego przedstawienia nie wydaje się nadmiernie innowacyjny. Zwięzłość utworów Czarkowskiego zamiast stanowić ich atut – otwierać na wieloznaczność, okazuje się wyczerpywać w dość jednoznacznej ich wymowie.
Jacek Podsiadło zauważył, że słowo „nierówny” w odniesieniu do zbioru poetyckiego używane jest jako eufemizm. W przypadku Patryka Czarkowskiego określenie „nierówny” byłoby zapewne komplementem. Wydany przez niego tomik jest niezwykle równy – wszystkie utwory są równie słabe. O czym świadczy zatem wygrana w konkursie im. Anny Świrszczyńskiej, jeśli nie o wybitności debiutującego poety? Może o słabej konkurencji?
Sylwia Więcek
Tomasz Wawrzyniak
Nie taka znów precyzja
Patryk Czarkowski urodził się w 1982 roku w Białej Podlaskiej, obecnie mieszka i tworzy w Krakowie. W minionym roku ukazała się jego pierwsza książka poetycka – Precyzja roślin. Debiut w wieku 33 lat można by uznać za późny, warto jednak zaznaczyć, że wcześniej, w 2012 roku Czarkowski znalazł się wśród laureatów Połowu Biura Literackiego. Publikował też swoje wiersze we „Frazie”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Odrze” i „Zeszytach Literackich”. Omawiany tom został wydany w ramach nagrody dla laureata Konkursu poetyckiego im. Anny Świrszczyńskiej za najlepszy debiut poetycki.
Zbiór Czarkowskiego jest skromny zarówno jeśli chodzi o ilość wierszy, jak i ich długość. Próbuję jednak nie oceniać książki po okładce, czy – jak w tym przypadku – „po objętości”. Otwieram Precyzję roślin i widzę motto z trzeciej Pieśni wędrowca Aleksandra Wata:
(…)
– zbudził mnie zgiełk tych,
których przeżyłem.
Pamiętaj! Pamiętaj!
(…).
Motto wyraźnie zapowiada cały tom. Spodziewać się mogę utworów krótkich, stron wypełnionych bielą i ciszą między nielicznymi wersami wierszy. W tym sensie nie czuję się rozczarowany lekturą zbioru. Motto okazuje się jednak najciekawszym tekstem, który w debiutanckim tomiku Czarkowskiego udało mi się odnaleźć. A to już poważny problem.
Książka nosi tytuł Precyzja roślin – spodziewam się zatem wierszy konstrukcyjnie co najmniej precyzyjnych. I tutaj spotyka mnie wyraźne rozczarowanie. Z wierszy Czarkowskiego nie potrafię wyłonić tego elementu, tej iskry, która spowodowałaby, że miałbym ochotę pochylić się nad tymi utworami przez dłuższy czas. Odnoszę wrażenie, że autor próbował stworzyć wiersze kontemplacyjne, wyciszone i refleksyjne. Tymczasem czytam krótkie liryczne utwory, które wydają mi się niedokończone, nie do końca przemyślane i swoiście niepełne.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że późna twórczość Ryszarda Krynickiego jest w dużej mierze inspiracją Czarkowskiego. Jeśli jednak w przypadku autora Niepodległych nicości – każde słowo ważone jest niezliczoną ilość razy i nawet jeśli zostaje zapisane, wciąż jest niepewne, to w poezji Czarkowskiego tego ważenia, tej – niepewnej choćby – precyzji konkretnego słowa brakuje.
Można oczywiście wskazać wiersze wyraźnie lepsze w Precyzji roślin. Czarkowskiego ratuje moim zdaniem na przykład następujący utwór bez tytułu:
choć nie na ocalenie, pomyśl
jakie słowo zakopałbyś
ukrył w słoju gdyby miało być
ostatnie
Ten wiersz jako jedyny w całym zbiorze wydaje się przemyślany oraz dopracowany zarówno pod względem kompozycyjnym, jak i semantycznym. Wyczytać z niego można refleksję nad przemijającym światem, ale również nad językiem – słowem, które tak wiele znaczy, a jednocześnie poszukuje ostatecznego wydźwięku. Daje się w tym wierszu zauważyć skondensowanie myśli, bardzo dobrze dobraną sytuację liryczną i pewną trudność związaną z jej wykonaniem. Trudność ta polega na tym, iż pierwszym wersem podmiot mówiący w wierszu zapowiada swoistą ambiwalencję, która musi towarzyszyć myśleniu o kolejnych wersach. Natomiast druga część wprawia odbiorcę w stan zadumy. Jest to jednocześnie refleksja ocierająca się o metajęzykowość i przetworzona na potrzeby literatury, a być może jedynie poezji, apokaliptyczna wizja. Tym krótkim utworem Czarkowski udowadnia, że jego wiersz potrafi być – zgodnie z zapowiedzią tytułu tomu – precyzyjny.
Takich utworów jest jednak niewiele, może nawet ten jeden zaledwie.
Tomasz Wawrzyniak