Janina Katz
Zabawa w chowanego
Austeria, Kraków 2013
Malwina Mus
Nie-istnienie na skutek przeszłości
Zabawę w chowanego – ostatni tom poetycki Janiny Katz – czyta się z pewnym niepokojem, a informacja o niedawnej śmierci autorki dodatkowo wyostrza to odczucie. Rozpisane na blisko 40 wierszy i kilka ilustracji misterium odchodzenia, głos jeszcze żywego człowieka, niejako będącego już jednak w za-świecie, lewej stronie rzeczywistości. Doniosłość śmierci zostaje tu nieco osłabiona – to stan relatywny i akcydentalny, podobnie zresztą jak życie. W takim ujęciu data 18 października 2013 roku wyznacza jedynie najbardziej spektakularny – w ludzkim wymiarze – moment procesu, który rozpoczął się całe lata temu i trwać będzie nadal. Janina Katz wciąż bawi się z nami w chowanego, tylko wierszy od tej pory pisać nie będzie.
Utwory, które zdążyły zaistnieć (tylko garstka z całej masy potencjalności, co jest nam ustawicznie przypominane), niepokoją. O ileż wygodniej byłoby czytać spisane na łożu śmierci deklaracje pogodzonego z losem, spełnionego stoika! Tymczasem Katz operuje idiomem buntowniczym – pełnym wyrzutów, drążącym rozczarowania, wytykającym porządkowi świata jego niesprawiedliwość. Śmierć zaczyna się wcześnie – wraz z pierwszym nostalgicznym spojrzeniem w przeszłość, by od tego momentu stopniowo, jak infekcja, rozprzestrzeniać się na całe „tu i teraz” („Umierałam po cichu./ W pełni życia./ Nad błękitną wodą” – W Izraelu, s. 15). Podobnie jak zgon bywa konsekwencją choroby, tak u Katz nie-istnienie zachodzi na skutek przeszłości.
Możliwość taką daje specyficzna koncepcja ontologii świata, zakładająca – jak mi się wydaje – istnienie przestrzeni równoległej wobec rzeczywistości temporalnej. Obejmuje ona zarówno to, co minione, zawieszone w czasie i wzbogacone możliwymi wariantami wydarzeń („Pamięć zakrzepła w strachu,/ jak mucha w bursztynie” – Wtedy (1), s. 7), jak i potencjalności, które nigdy się nie zrealizowały. Sfera ta tworzy za-świat, negatyw rzeczywistości przebijający czasem przez codzienność („Uśmiech/ na wyciągnięcie ręki./ Na nie-dotyk. Na – próżno.// Twarz wbita w powietrze./ Wykuta w marmurze ciała” – Miłość od pierwszego wejrzenia, s. 37; „Jest tak,/ jakbym za chwilę/ miała się spotkać z tymi,/ co na fotografiach” – Za chwilę, s. 27). Im mniej zmysły ludzkie zaabsorbowane są istnieniem, tym silniej koncentrują się na nie-istnieniu („Moja dusza przygotowuje się/ do zimowego snu.// Ciało odchodzi od zmysłów” – List do nieba, s. 41). Nie ma śmierci jako jednostkowego wydarzenia; brak niedostępnych zaświatów, niebo i piekło – jeśli występują – tracą status ostatecznego doświadczenia kary lub nagrody. Jest tylko stopniowe osuwanie się w oszałamiającą przestrzeń możliwości, których wiązkę stanowiła konkretna egzystencja. Jest rozpamiętywanie, które kończy się rozmyciem podmiotowości.
Zabawa w chowanego to propozycja wyjątkowa, opowiadana właśnie z perspektywy przechodzącego w niebyt podmiotu. Silny sensualizm poezji Katz w tym tomie staje się przekleństwem, papierkiem lakmusowym uzmysławiającym postępujące odklejanie się od rzeczywistości. Konkretność głosu mówiącego, który nie ukrywa się za fasadą uniwersalizmu, konfrontuje czytelnika z doświadczeniem starości, znacznie odbiegającym od potocznych wyobrażeń. W ujęciu poetki ironia przemijania czyni ze schyłku życia okres, w którym najbardziej docenia się uroki świata zmysłowego, nie mając już jednak do nich bezpośredniego dostępu („Myśli:/ na co mi buty,/ kiedy nie mogę chodzić.// Zapach kwiatów drażni/ fantomy jej zmysłów” – Stara kobieta w młodym kraju, s. 23). Na tym etapie liminalnym człowiek poddawany jest najcięższym próbom, które mają go przygotować do rytuału przejścia. Podmiot wierszy ma tego pełną świadomość („Trzeba się jeszcze/ zakrzątnąć wokół,/ uporządkować,/ oddzwonić,/ odebrać z pralni,/ pożegnać” – Za chwilę, s. 27), lecz sęk w tym, że nie czuje się sędziwą – pogodzoną z życiem, ludźmi i sobą – staruszką. Jest „starą dziewczynką z różową kokardą w farbowanych włosach”, która przyjmuje przemijanie z poczuciem krzywdy, złorzeczy czasowi, Bogu, świadkom jej grzechów i samej sobie za ogrom niewykorzystanych chwil („Za mało/ cienistych alei./ Spacerów biodro w biodro./ Pierścionków baldachimów/ truskawek i kukułek./ Brakowało też psa:/ irlandzkiego setera./ I domu” – Za mało, s. 20). Zawieszona pomiędzy niespełnieniem w istnieniu i nieprzygotowaniem do rychłego nie-istnienia, nerwowo odpalająca papierosa, śniąca o grzechach postać może być – w perspektywie wieczności – tragiczna („[…] diabeł targuje się/ o jej duszę/ i zadowolony klepie anioła/ po zwisającym skrzydle” – Fotografia od wewnątrz, s. 31), a zarazem – i ta interpretacja bardziej mnie przekonuje – rozczulająco ludzka. Bohaterka tych wierszy puszcza nam zadziorne oczko i z brawurą przenosi się na tamten świat.
Robi to bez znieczulenia, będącego w takich wypadkach zwyczajową funkcją sztuki. Wiersze Katz raczej nie okiełznują lęków i burzliwych doświadczeń egzystencjalnych przy pomocy harmonijnej konwencji, ale je prezentują. Zabawa w chowanego kwestionuje na kilku płaszczyznach granicę między literaturą a rzeczywistością. W sytuacji, gdy „życie” jest kategorią śliską, dyskusyjną, strategię tę można by nazwać „nie-istnienio-pisaniem”, zaś sam zbiór rozpatrywać jako wydarzenie. Zachęca do tego powracający gest tematyzowania poezji, z którego wynika, że jest ona zjawiskiem niemal organicznym („Ten wiersz wypadł mi/ spod serca/ chorego na przeszłość” – Moje przyjaciółki i ja, s. 16), namacalną przestrzenią zawieszenia między przeszłością a przyszłością („Zbudować wiersz/ […] Po skończonej pracy/ zrobić zamach na przeszłość./ […] Odpocząć od przyszłości” – &&&, s. 34), żywiołem biorącym w posiadanie, domagającym się oddania i z nim współistnienia („Spieszysz się,/ a tu nagle/ dopada cię wiersz” – Głupie porównanie, s. 47). Zarazem wiersz, w ujęciu Katz, może być modlitwą („Zmów wiersz” – Wiersz, s. 25), rytuałem – wydarzeniem w świecie realnym, które za pośrednictwem znaczących gestów i konwencji pomaga dotknąć za-świata (wypełnionego zresztą po brzegi poetyckimi tworami: „I te wiersze… Wiersze,/ których nie ma./ Pisklęta w obcym gnieździe./ Niedożywione./ Złe” – I te wiersze…, s. 24). I takim właśnie wydarzeniem, misterium przejścia (o czym pisałam na początku) jest Zabawa w chowanego. Nie ma tu (rezygnuję w tym momencie z określeń typu: zbiór, tom poetycki) spisu treści, ponieważ poszczególne elementy całości wydarzają się, by zniknąć. Spora część utworów ukrywa się za brakiem tytułu, czytelnik musi podjąć trud ich poszukiwania. Jest więc z nimi trochę jak z umarłymi („Gdyby tu były drzewa,/ może byś się wyłonił/ zza kwitnącej wiśni,/ albo przykucnięty/ za fioletową mgłą/ bzu.// Śmierć/ – to przecież tylko/ zabawa w chowanego” – Zabawa w chowanego, s. 8), rezydującymi po lewej stronie rzeczywistości i czasem przez nią prześwitującymi.
Takiej dwudzielnej kompozycji świata poetyckiego podporządkowane są ujmujące ilustracje Sebastiana Kudasa – trzy rzuty graficznych opowieści za każdym razem zorganizowane są na zasadzie dyptyku, którego elementy grają z konwencją negatywu (przednia i tylna część okładki to czyste odbicie). Można chyba przyjąć, że czarne kreski na białym tle obrazują wydarzenie w świecie realnym, podczas gdy białe kreski na tle czerni – jego odpowiednik po lewej stronie rzeczywistości, w za-świecie. Ilustracje domagają się traktowana na równi z wierszami (środkowy cykl przerywa ciąg utworu literackiego – wchodzi miedzy wersy, odracza puentę), będąc nośnikiem treści, których słowa nie udźwigną. W kontrze do ludzkich obaw, tak przejmująco przez Katz opowiedzianych, przynoszą optymistyczną puentę. Rysunkowa koda Zabawy w chowanego przedstawia wizerunek dziewczynki wyciągającej rękę w kierunku porąbanego, karłowatego drzewa, by zerwać wiszące tuż nad jej głową jabłko – symbol grzechu pierworodnego. Odbiciem tego gestu w za-świecie jest postać obok wysokiego drzewa, której staraniom dosięgnięcia wiszącego na nim liścia, przypatruje się gwiazda. Choć próba jest skazana na porażkę, przecież w życiu o to chodzi, by dążyć ku niedosiężnym ideałom, a otwierająca się w symbolice obrazka perspektywa metafizyczna, sugeruje, że beznadziejna z ludzkiego punktu widzenia sytuacja, nie umyka Czyjejś uwadze, a starania dziewczynki zasługują na szacunek, sympatię, może nagrodę.
Gdy myśli się o Zabawie w chowanego, nie sposób uciec od kontekstu śmierci Janiny Katz. Uciekać nawet chyba nie należy – ostatnia książka literacka autorki uwidacznia wyraźną świadomość zbliżającego się końca życia i jest zapisem doświadczeń, przemyśleń, odczuć z nim związanych. Autorka zdała z nich przejmujące sprawozdanie, ale też – jak można sądzić – domknęła kilka spraw osobistych. Poetycko odniosła się do swojej matki, ojca, przyjaciół, kochanków; do swojego żydostwa i chrześcijaństwa. Wreszcie, pisząca dotąd niemal wyłącznie po duńsku, zwróciła się do czytelnika w języku polskim. To wszystko zwyczajnie, po ludzku cieszy, bo znamionuje biografię świadomą i domkniętą. Życzyłabym jednak Janinie Katz, by odczytania jej ostatniej literackiej wypowiedzi wychodziły poza obręb rozrachunku, gdyż trzeba przyznać, że Zabawa w chowanego to jeden z bardziej przekonujących i poruszających „głosów spomiędzy” w polskiej literaturze ostatnich dziesięcioleci, w którym wartości artystyczne i poznawcze – splecione w śmiertelnym uścisku – nie podlegają hierarchizacji, wzlatując jednakowo wysoko.
Malwina Mus