Renata Serednicka i Urszula Pieczek („Radar”)

1.
Sytuację rynkową, instytucjonalną i finansową czasopism kulturalno-literackich w ostatnich ponad 30 latach cechuje stan permanentnej niepewności i zmiany, krążenie od boomu do kryzysu. Dzieje ich recepcji to równie często „falowanie i spadanie”. Jak widzi Pan/Pani miejsce współtworzonego przez siebie tytułu na tle losów czasopism literackich w Polsce po 1989 roku oraz historii środowisk twórczych Krakowa?

Powinszowania dla „Dekady” z okazji osiągnięcia trzydziestki! „Radar” pojawił się, kiedy „Dekada” miała lat dwadzieścia i dorósł ledwie do przedszkolnych starszaków, ale warto przypomnieć ten jego pięcioletni żywot.

Na wstępie jedna ważna rzecz. Trójjęzyczny, polsko-niemiecko-ukraiński, magazyn literacki „Radar” nie był kontynuacją i nie miał nic wspólnego z wydawanym do 1987 roku przez RSW „Prasa–Książka–Ruch” tygodnikiem społeczno-kulturalnym pod tym samym tytułem. Wybór tej nazwy wynikał z potrzeby znalezienia słowa wspólnego, o tym samym brzmieniu i znaczeniu, a więc na wstępie już jakoś jednoczącego języki, którymi „posługiwało się” czasopismo. Słowo radar było zatem idealne.

Skąd się wzięła konieczność wydawania pisma w trzech językach i dlaczego trzeba było aż tak komplikować sobie życie? Od około roku 2000, a szczególnie od 2004, kiedy Polska stała się pełnoprawną członkinią Unii Europejskiej, do Krakowa zaczęli nadciągać – może nie masowo, ale znacznie intensywniej niż wcześniej – młodzi literaci (będziemy używać wymiennie nazw męskich i żeńskich) z krajów sąsiedzkich, zwłaszcza z Niemiec i Ukrainy. Przyciągały ich stypendia, ale pewnie też ciekawość, chęć poznania innych środowisk twórczych, innego (być może?) patrzenia na rzeczywistość i jej opisywania. Przyjeżdżali na kilka miesięcy na zaproszenie Willi Decjusza, gdzie też mieszkali. Niektórzy byli już znani polskim czytelniczkom (jak Taras Prochaśko czy Juli Zeh), inni jeszcze nie. Chłonęli twórczą atmosferę Krakowa i gościnność tutejszego środowiska, wrastali w miejsca takie jak Lokator przy ulicy Meiselsa (czy później przy Krakowskiej) albo mieszkanie Adama Wiedemanna na Blichu. Czytali tam swoje wiersze lub fragmenty prozy, potrzebne stały się więc przekłady na polski, ale potem też na niemiecki, na ukraiński. Okazało się, że to świetnie działa, że jest wiele znakomitych tłumaczek, które chętnie oderwą się na chwilę od pracy nad jakimś wiekopomnym dziełem, żeby przełożyć krótkie opowiadanie napisane kilka dni wcześniej na Woli Justowskiej.

Tak właśnie powstał „Radar” – nowoczesna, opiniotwórcza platforma komunikacji, integracji, wymiany kulturalnej i promocji autorów, tłumaczy, a nawet artystów (fotografików) z Polski, Niemiec i Ukrainy. Równolegle istniało aktualizowane co miesiąc wydanie online e-radar.pl i ukazująca się dwa razy w roku bezpłatna wersja drukowana, którą dystrybuowano w popularnych centrach życia literackiego między innymi Krakowa, Warszawy, Berlina, Lipska, Kijowa czy Lwowa. Niszowy wydawałoby się „Radar” stał się marką literacką rozpoznawalną na Forum Wydawców we Lwowie, stałym patronem Nagrody Literackiej Gdynia, partnerem koordynowanego przez wybitnego prozaika i tłumacza Martina Pollacka programu „tranzyt” na Lipskich Targach Książki; przy czym trzy edycje drukowane „Radaru” – wydane w ramach „tranzytu” – zawierały również najnowsze teksty autorów białoruskich, co oznaczało, że zbiór „radarowych” języków powiększył się do czterech, a nawet pięciu, jako że niektóre teksty autorów białoruskich (np. fragment niezwykłej powieści Wiktara Marcinowicza Paranoja) zostały napisane w języku rosyjskim.

2.
Redakcje mediów literackich wielokrotnie formułowały postulaty, zgodnie z którymi w polu kultury należałoby być: odkrywcami, inspiratorami, laboratoriami kultury współczesnej, promotorami (dziś częściej: wpływowiczami), platformami służącymi różnorodnym autorkom i autorom, strażnikami kanonu czy dobrych wzorów… W czym przede wszystkim upatruje Pan/Pani roli redagowanego przez siebie (nadal lub niegdyś) czasopisma? Czy te funkcje wyraźnie Pana/Pani zdaniem ewoluowały w ostatnich dekadach?

Radar” wyróżniała literacka wielokulturowość, ponadnarodowy dyskurs, networking młodych europejskich autorek i tłumaczy. Pismo prezentowało najnowsze teksty pisarek z trzech, a dzięki „gościnnym występom” Białorusi w ramach „tranzytu” – nawet z czterech krajów, w oryginale i w tłumaczeniu na polski, niemiecki, ukraiński. Było gratką dla wszystkich osób zainteresowanych literackimi nowościami, także spoza „własnego podwórka”. Szczególną atrakcją jednak stawało się dla środowisk akademickich, katedr filologicznych, lingwistycznych i translatorskich jako idealny materiał do pracy dydaktycznej. „Radar” współtworzyli tłumacze, ale była to też dla nich płaszczyzna wymiany, kontaktów młodych adeptek i mistrzów sztuki przekładu. Ten literacki miszmasz uczył wrażliwości kulturowej, pomagał zrozumieć podobieństwa i różnice.

3.
Redakcje czasopism i ich wydawcy to środowiska uchodzące za niszowe, ale zdecydowanie kulturotwórcze w polu polskiej literatury i kultury ostatnich dziesięcioleci. Które strategie działania, rozwoju i komunikacji z publicznością oraz z jakim skutkiem przetestowaliście Państwo – zespołowo – na trudnym, w niejasnych trybach ewoluującym rynku czasopism?

„Radar” tworzyła redakcja w bardzo szerokim rozumieniu, co było też rodzajem strategii i komunikacji z odbiorczyniami, ponieważ pismo mogły współtworzyć różne osoby, także fotograficy, jak Elżbieta Lempp czy znany z prospołecznych akcji fotograficznych Rostysław Szpuk albo dziennikarz Paweł Pieniążek, który w odpowiednim czasie był na Majdanie podczas tzw. Rewolucji Godności. Niektóre osoby były redaktorami „Radaru” przez całe pięć lat jego istnienia, inne włączały się przy okazji określonego wydania, pobytu na stypendium, programu „tranzyt”. Zespół redakcyjny składał się z czterech redakcji krajowych, był więc rozproszony, dlatego na długo przed pandemią koronawirusa biegle opanował pracę online. W skład redakcji wchodzili pisarze, poetki, często będące jednocześnie tłumaczami literatury, jak Natalka Śniadanko czy Ostap Sływynski. Ta dwójka była we Lwowie, licznie reprezentowany był Berlin, miasto o szczególnie silnej aktywności literackiej, z którego co roku pochodziła największa grupa stypendystek Willi Decjusza, aż zaniepokoiło to fundacje finansujące stypendia. Z Krakowa był Robert Ostaszewski, który wzbogacił „Radar” zestawem świetnych tekstów polskich autorek powieści kryminalnych. Za to Igor Stokfiszewski był z Warszawy, gdzie mieszkał też inny redaktor „Radaru”, Andreas Volk, tłumacz literatury polskiej na język niemiecki. Radarowe „wykrywanie i namierzanie” dobrej, nie tylko nowej literatury, ponieważ jednemu z numerów patronował Bruno Schulz, obejmowało dzięki temu obszar wielowymiarowy i szeroki geograficznie.

Trój-, a momentami czterojęzyczne czasopismo „Radar” służyło do wykrywania ciekawych zjawisk zachodzących w świecie kilku europejskich literatur. Było określane jako magazyn literacki, ale to zbyt wąska definicja. „Radar” stanowił rodzaj międzynarodowej literackiej społeczności, w ramach której dochodziło do budowania relacji ponad granicami i wymiany twórczej prowadzonej w kameralnej, wręcz prywatnej atmosferze. Pisma już nie ma, ale pomysł na portal literacki pokonujący bariery językowe i burzący niepotrzebne stereotypy będzie zawsze aktualny.

4.
Wiele zespołów redakcyjno-wydawniczych nieustannie pracuje nad archiwizacją dawnych wydań czasopism w sieci albo ich cyfrową rewitalizacją – żeby zasoby kultury literackiej ciągle żyły i pozostawały szeroko dostępne przez lata. Jedno z wyzwań „na teraz” to z pewnością zadbanie o przyszłość krakowskich periodyków i nieregularników oraz o społeczność budowaną wokół nich – zarówno w sferze multimedialnej (wychodzenie poza tradycyjny podział papier – online, własne serwisy oraz tematycznie lub personalnie powiązane kanały w mediach społecznościowych, content wideo i podcasty z otwartym dostępem, bartery, gościnne występy w radiu czy telewizji), jak i animatorskiej (eventy cykliczne i spontaniczne, konkursy, festiwale, własna nagroda literacka albo seria wydawnicza, programy twórcze, projekty artystyczne, patronaty i udział w przedsięwzięciach zaprzyjaźnionych środowisk). Jaki profil i zakres aktywności na najbliższą dekadę klaruje się w Pana/Pani dalekosiężnych planach na wielowymiarową, różnomedialną obecność tytułu?

„Radar” zakończył swoją działalność w 2015 roku (platforma online pozostała dostępna do 2016). Jednym z głównych problemów z prowadzeniem pisma okazały się – żadnej niespodzianki tu nie będzie – finanse. Program dotacji w konkursie czasopism przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie sprzyja długofalowym planom w obszarze czasopiśmiennictwa. Wysokość dotacji się waha (to problem wciąż aktualny) – w jednym roku jest trzy razy większa niż w roku kolejnym itd. To olbrzymi kłopot związany z planowaniem, utrzymywaniem pisma na wysokim poziomie, nieobniżania jakości. Niemniej jednak przez pięć lat udało się „Radarowi” stworzyć bogate archiwum tekstów, docenić pracę tłumaczek, a także zwrócić uwagę na graficzną jakość.

Renata Serednicka – tłumaczka z języka niemieckiego, inicjatorka i koordynatorka projektów międzynarodowej wymiany literackiej Stowarzyszenia Willa Decjusza w Krakowie (2000–2016), redaktorka naczelna trójjęzycznego magazynu literackiego „Radar” (2010–2016), nadal członkini Stowarzyszenia Willa Decjusza.

Urszula Pieczek – redaktorka, autorka, tłumaczka z języka ukraińskiego. Wieloletnia pracownica sektora kultury. Zaangażowana w „Radar” od początku do końca istnienia, zajmowała się przede wszystkim serwisem internetowym e-radar.pl.