Małgorzata Szczurek (Wydawnictwo Karakter)

1.
W ostatnich trzech dekadach polski potransformacyjny rynek książki doświadczył wielu zmian. Które z nich uznają Państwo za najistotniejsze?

Rynek bardzo się sprofesjonalizował, ale też zmonopolizował. Niestety – za sprawą rozmaitych lobby oraz braku elementarnej solidarności wśród wydawców – nie udało się w Polsce wprowadzić ustawy o książce i stałej ceny, co doprowadziło do tego, że duże firmy dystrybucyjne narzucają wydawcom horrendalnie wysokie rabaty i sprzedają książki po cenach dumpingowych. To z kolei – wraz z upowszechnieniem się sprzedaży przez internet – spowodowało upadek setek niezależnych księgarń i skróciło życie książki, która teraz jest dostępna w dużych sieciach raptem przez kilka miesięcy, a potem – o ile nie staje się bestsellerem – znika z półek i popada w niepamięć.

Jednocześnie dokonuje się transformacja cyfrowa, która – mam nadzieję – będzie szansą dla wielu ambitnych tekstów i ich wydawców; ebooki i publikacja treści online mogą w dalszej perspektywie zwiększyć dostępność książek (ocalając lasy).

Problemem pozostaje wciąż to, że książki znikają z przestrzeni publicznej – coraz mniej uwagi poświęca im się w mediach, a internet nie do końca może zapełnić tę lukę. Pewnego wyłomu w tej negatywnej tendencji dokonała jednak pandemia – spotkania online często odbywają się na tle domowych biblioteczek, a brak dostępu do wielu rozrywek spowodował, że ludzie chętniej sięgają po lekturę. Wiele wydawnictw (nie tylko w Polsce) odnotowało w 2020 roku kilkuprocentowy, a  nawet wyższy wzrost sprzedaży książek papierowych, rośnie też sprzedaż ebooków. Może ten powrót do lektury będzie trwalszy? Oby.

2.
Czy można mówić o specyfice krakowskiego rynku książki? Czy wyróżnia się na tle ogólnopolskiego? Czy działalność wydawnicza w tym mieście daje szczególne możliwości /
natrafia na przeszkody?

Istnienie wyższych uczelni, międzynarodowych i lokalnych instytucji kultury (od KBF-u, poprzez Festiwal Kultury Żydowskiej, po Instytuty Goethego, Cervantesa czy Instytut Francuski), pism (jak „Tygodnik Powszechny”, „Dekada”), festiwali literackich (jak choćby Festiwal Conrada czy Non-Fiction), muzeów, targów książki, a wreszcie wspaniałych niezależnych miejsc (jak np. Spółdzielnia Ogniwo) bardzo ułatwia prowadzenie wydawnictwa. Współpracujemy z wieloma tymi instytucjami, a przede wszystkim możemy mieć bezpośredni kontakt z dziesiątkami twórczych, kompetentnych osób żywo zainteresowanych rozwojem kultury w mieście. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że ta siatka powiązań i zależności wielu osobom jawi się jako zamknięty krąg czy – mówiąc bardziej wprost – towarzystwo wzajemnej adoracji. Wyzwaniem dla nas wszystkich, tworzących literackie środowiska Krakowa, jest otwieranie się na nowych ludzi i nowe idee – i to przede wszystkim w wymiarze faktycznym, a nie tylko symbolicznym.

Z żalem obserwuję, jak z mapy miasta znikają księgarnie, a także miejsca tworzone przez niezależnych artystów – jak na przykład Lamella prowadzona między innymi przez Valę Foltyn czy Księgarnia | Wystawa Fundacji Razem Pamoja. Sądzę też, że warto wspierać rozwój kultury w mniejszych ośrodkach – czasem myślę sobie: po co kolejna finansowana z budżetu instytucja kultury w Krakowie, może lepiej przeznaczyć te środki na tego typu działalność w mniejszych miastach?

3.
Przetrwać to za mało. Jakie strategie stosujecie Państwo / polecacie, by nie tylko utrzymać się, nie tylko przetrwać, ale i wpływać na rynek książki, może nawet zmieniać jego reguły gry?

Od początku założyliśmy, że stawiamy na jakość i że będziemy starali się dobierać książki zgodnie z naszym gustem i przekonaniami, nie oglądając się zbytnio na tak zwane oczekiwania czytelniczek i czytelników, które – jak podejrzewałam – są najczęściej projekcją wyobrażeń speców od sprzedaży i mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. To samo dotyczy projektów graficznych książek oraz sposobu ich promocji – raczej powściągliwego, odżegnującego się od efektu czy sensacji. O wszystkich naszych publikacjach myślimy w kategoriach długiego trwania, nie nastawiamy się na szukanie ani „kreowanie” bestsellerów, skupiamy się raczej na ciekawym merytorycznie doborze tytułów, które powoli, acz konsekwentnie, zdobywają uznanie publiczności. Poza tym staramy się nie generować zbyt wysokich kosztów własnych, by zachować operacyjną zwrotność.

Nie wydaje mi się, żeby działalność tak małego wydawnictwa jak nasze mogła wpłynąć na reguły gry. W tym roku jednak przystąpiliśmy do Polskiej Izby Książki z nadzieją, że da nam to możliwość wypowiedzi na szerszym branżowym forum.

4.
Wydawnictwo to nie tylko przedsiębiorstwo, to również instytucja kulturotwórcza. Czym jest dla Państwa misyjna część działalności wydawniczej?

Pamiętam, jak po wydaniu naszej pierwszej książki, Kielonka Alaina Mabanckou, niecierpliwie czekaliśmy, aż pojawi się ona w katalogu Biblioteki Narodowej. Kiedy to się stało, poczuliśmy wielką radość i dumę. Na nasze książki nie patrzymy jak na produkty, nawet jeśli staramy się jak najlepiej zadbać o ich sprzedaż. Dzielimy się tym, co nas zachwyca, ale też zależy nam na tym, żeby przełamywać kulturowe stereotypy, wychodzić poza europocentryczny punkt widzenia i pokazywać rzeczywistość z innych perspektyw. Staramy się też budować pewną świadomość kultury wizualnej – zarówno poprzez projekty naszych książek, jak i przez poruszane w nich tematy.

W 2018 roku otworzyliśmy księgarnię – trochę z potrzeby serca, trochę ze złości, że księgarnie znikają z mapy miasta. To miejsce, które nie tylko nastawione jest na sprzedaż – ale też przestrzeń spotkań i rozmowy. Cieszymy się, gdy nasze działanie spotyka się z odzewem, gdy wydawane przez nas książki zaczynają wpływać na rzeczywistość. Kilka lat temu na polskich festiwalach literackich dyskutowano o literaturze postkolonialnej, odwołując się między innymi do naszych książek, w 2020 roku na protestach Strajku Kobiet pojawiły się transparenty z cytatami z naszych autorek – Rebekki Solnit czy Mony Chollet.

Misyjność, misja – to pojęcia, które w moim odczuciu należą do innego, zapewne bardziej korporacyjnego, porządku. Gdybyśmy mieli oddzielać misyjność od codziennej działalności, nie musielibyśmy zakładać Karakteru.

5.
Pierwsza połowa lat 90. to czas swobody, czy nawet rozpasania wydawnictw, czasopism, rynku wydawniczego i obiegu literackiego. Rok 1996 – za Przemysławem Czaplińskim – uznawany jest za rok przełomu, za rok, w którym nastąpił powrót centrali. Dekadę później, czyli w czasach powstania wydawnictwa Karakter, zaczęto odnotowywać tendencje odwrotu od centrali (z dużymi sukcesami). W jakim miejscu jesteśmy na początku lat 20. XXI wieku?

Myślę, że odwrót od centrali wciąż trwa. Powstają coraz to nowe, ciekawe wydawnictwa tworzone przez profesjonalistów, którzy rozstają się z dużymi oficynami – to trend obecny od wielu lat na całym świecie. Poza tym mamy oczywiście do czynienia z ostrą wojną kulturowo-ideologiczną, w której państwowe instytucje bezceremonialnie promują nacjonalistyczny, skrajnie tradycjonalistyczny model kultury, wykluczając z instytucjonalnego obiegu i dostępu do wsparcia finansowego dużą część podmiotów niemieszczących się w tej logice. Towarzyszy temu upartyjnienie dużej części mediów. To sprawia, że funkcjonują jak gdyby dwa główne obiegi kultury, ten oficjalny i ten niezależny, tworzony przez mniejsze „bańki”. To trudny, ale ciekawy czas, pełen wyzwań.

Małgorzata Szczurek – romanistka, redaktorka, tłumaczka. Przez wiele lat pracowała w Wydawnictwie Znak, gdzie m.in. kierowała działem literatury pięknej, od 2008 r. redaktorka naczelna Wydawnictwa Karakter, którego jest współzałożycielką. Redaktorka wielu książek Wiesława Myśliwskiego.