Czesław Miłosz, będąc dumnym z tego, że w Stanach był uważany za wielkiego poetę amerykańskiego (Susan Sontag w filmie Czarodziejska góra. Amerykański portret Czesława Miłosza powiedziała nam do kamery, że Ameryka miała w XX stuleciu dwóch wielkich poetów: Josepha Brodsky’ego i Czesława Miłosza), zawsze podkreślał, że jego powinnością jest troska o gospodarstwo polskiej poezji. W Stanach propagował ją, tłumacząc wiersze Zbigniewa Herberta, Anny Świrszczyńskiej, Tadeusza Różewicza, Aleksandra Wata, wydając głośną antologię Postwar Polish Poetry (1965), która wedle świadectw wielu poetów amerykańskich wywarła znaczący wpływ na współczesną poezję w Stanach.
Kiedy w 1995 roku osiadł już na stałe w Krakowie, nie tylko śledził uważnie wszystko, co dzieje się także w najmłodszej poezji polskiej (laureatami ufundowanej przez niego prywatnej nagrody byli m.in. Paweł Marcinkiewicz i Jacek Podsiadło), ale aktywnie uczestniczył w wydarzeniach literackich, chętnie brał udział w najróżniejszych spotkaniach (także w szkołach), występował w mediach, kręcono o nim filmy dokumentalne. W jednym z nich, zrealizowanym przez Joannę Gromek-Illg, w dworku Matejki w Krzesławicach czytał i komentował Ballady i romanse Mickiewicza, a w Liceum Pijarów prowadził lekcję polskiego, tłumacząc młodzieży okoliczności powstania swojego tryptyku Wiara, Nadzieja i Miłość. Ta sama autorka zarejestrowała w Dworku Łowczego, siedzibie Wydawnictwa Znak, szalenie interesującą dyskusję na temat wiersza Campo di Fiori z udziałem – uwaga! – Czesława Miłosza, Jana Błońskiego, Jerzego Turowicza i Marka Edelmana. Pamiętam satysfakcję Miłosza, gdy nazajutrz po promocji w tymże Dworku Łowczego jego tomu Na brzegu rzeki – z udziałem prof. Marii Podrazy-Kwiatkowskiej, Leszka Kołakowskiego i o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego – z dumą pokazywał mi opatrzony wielkim zdjęciem tego świetnego grona artykuł w „Rzeczpospolitej” zatytułowany Poeta, filozof i teolog dyskutują na temat „Unde malum?” – „Widzi pan, panie Jerzy, to jest moja rola: uczestniczyć w takich spotkaniach, stymulować podobne wydarzenia”.
Rekompensując sobie niejako długie lata nieobecności, starał się – jak przystało na autora Wypisów z ksiąg użytecznych – być właśnie użytecznym (w krakowskiej promocji tej antologii wzięli udział polscy poeci w niej pomieszczeni: Wisława Szymborska, Ryszard Krynicki, Bronisław Maj i Zbigniew Machej, a Grzegorz Turnau, nie bacząc na poruszające się surowo brwi Poety, śpiewał odważnie: „Nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza”). Jego intensywna obecność była szalenie inspirująca – nie mówiąc już o tym, że wydając po osiemdziesiątce dwie-trzy ważne książki rocznie, przyprawiał kolegów-literatów o głęboką frustrację.
Jego pragnienie przyczyniania się do ożywienia życia literackiego wykraczało poza wydarzenia lokalne. Ponieważ w roku 1995 Kraków został mianowany jedną z Europejskich Stolic Kultury na rok 2000, następujące po 1995 lata zyskały patronów w osobach światowej sławy twórców na stałe związanych z Krakowem: rok 1996 został Rokiem Andrzeja Wajdy, rok 1998 Rokiem Krzysztofa Pendereckiego – Biuro Festiwalowe Kraków 2000 rok 1997 ogłosiło Rokiem Poezji, nad którym patronat objęła królewska para krakowskich noblistów: Wisława Szymborska i Czesław Miłosz. Szymborska, z trudem przeżywszy rok po „tragedii sztokholmskiej”, zgodziła się na to pod warunkiem, że funkcja ta nie będzie się wiązała ze sprawowaniem żadnych obowiązków. Miłosz nie byłby sobą, gdyby nie zaangażował się w to bez reszty. To jego wielkim pomysłem było zorganizowanie głównego wydarzenia wieńczącego Rok Poezji: „Spotkania Poetów Wschodu i Zachodu”, które odbyło się w dniach 4–6 października 1997 roku i które miałem zaszczyt współorganizować wraz z Jerzym Heydlem. Intencją Miłosza była możliwa po historycznych przeobrażeniach w Europie Środkowej wymiana doświadczeń pomiędzy poetami światów rozdzielonych wcześniej żelazną kurtyną i murem berlińskim.
Dodatkowym celem, ważnym dla noblisty, który dumny był, że jako gospodarz może szczycić się „swoim” miastem, było wykorzystanie i zaprezentowanie gościom z całego świata kulturalnego potencjału Krakowa, jego promocja w jednoczącej się Europie. Jako motto do festiwalowego almanachu umieścił słowa: „Poeci mają świadomość, że są jedną konfraternią, niezależnie od tego, czy zalicza się ich do «Wschodu» czy do «Zachodu». Ten zjazd przyjaciół jest po to, żeby mogli zapomnieć o długo utrzymywanych podziałach”.
Wisława Szymborska witała przybywających do Krakowa gości skromniej: „Mam nadzieję, że każdy ze znakomitych gości krakowskiego «Spotkania Poetów» wyniesie z naszego miasta bodaj jedno piękne wspomnienie i co najmniej jedną nową przyjaźń, bo jak wiem z własnego doświadczenia, przyjaźń między poetami jest możliwa”.
Na konferencji prasowej otwierającej Festiwal (jednak udało się namówić Wisławę nie tylko na czytanie wierszy) powiedziała serdecznie, ale z charakterystyczną dla niej łagodną przekorą: „Uważam, że poeci powinni się spotykać – ale nie za często, bo kiedyś muszą przecież pisać”.
Na zaproszenie noblistów do Krakowa przybyło 20 poetów, w tym 12 z zagranicy: z USA (Robert Hass, C.K. Williams), Włoch (Nicola Gardini), Irlandii (Paul Muldoon), Szwecji (Tomas Tranströmer), Rosji (Jewgienij Riejn i Aleksander Kuszner), Estonii (Jaan Kaplinski), Łotwy (Knuts Skujenieks) i Litwy (Judita Vaičiunaité i Tomas Venclova). Miłoszowi szczególnie zależało na obecności poetów z krajów nadbałtyckich, o których dramatycznym losie pisał w Rodzinnej Europie i mówił w swojej w swojej mowie noblowskiej. Towarzyszyło im ośmioro poetów z Polski: poza naszymi noblistami – Julia Hartwig, Urszula Kozioł, Ryszard Krynicki, Bronisław Maj, Paweł Marcinkiewicz i Adam Zagajewski. Goście powitani zostali w zabytkowej Auli Jagiellońskiej Collegium Maius. W czasie wspólnych debat i wieczorów poetyckich podziwiać mogli wnętrza kościoła św. Katarzyny, Synagogi Tempel, Teatru im. Juliusza Słowackiego i ascetyczną surowość Mangghi, w której poeci biorący udział w panelu dyskutowali o związkach poezji z historią, często w oparciu o własne doświadczenia (Knuts Skujenieks długie lata spędził w obozie pracy przymusowej, Natalia Gorbaniewska odsiedziała swoje w więzieniach i psychuszkach, Tomas Venclova – zanim skazano go na banicję – był członkiem Grupy Helsińskiej na Litwie).
Wielkie wrażenie robiły nie tylko piękne wnętrza, ale i krakowska publiczność, wypełniająca szczelnie miejsca na widowni. Gospodarzem pierwszego wieczoru w kościele św. Katarzyny był Czesław Miłosz, prowadziła go Teresa Walas, a poetom towarzyszył wykonujący muzykę celtycką zespół Carrantuohill oraz irlandzki mistrz gry na dudach Liam O’Flynn. Drugiemu spotkaniu w Synagodze Tempel patronowała Wisława Szymborska, a mistrzem ceremonii był Stanisław Balbus. Wieczór zakończył Tomasz Stańko, improwizując na swej zaczarowanej trąbce.
Fantastyczny finał w postaci zbiorowego wieczoru nawiązującego do tradycji krakowskiego pisma mówionego „NaGłos” odbył się na scenie Teatru im. Słowackiego zamienionej na długi peron – jako że tematem wieczoru była „Podróż”. Poeci zostali wcześniej poproszeni o napisanie na tę okazję wiersza zatytułowanego Podróż do Krakowa – mogła to być wyprawa imaginacyjna bądź wspomnienie podróży odbytej w przeszłości. Dzięki temu powstał pierwszy w literaturze litewskiej limeryk, który odczytał Tomas Venclova, natomiast przepiękną villanellę pt. Podróż do Krakowa wykonał Paul Muldoon. Przy okazji prowadzący ten wieczór Bronisław Maj nie omieszkał zabawić się moim kosztem. Jako że kunsztowny wiersz Muldoona przetłumaczyć mógł jedynie Stanisław Barańczak, który rzeczywiście uczynił to na moją prośbę w czasie weekendu poprzedzającego poniedziałkowy wieczór, Bronek uraczył publiczność mrożącą krew w żyłach opowieścią o potworze Illgu szantażem i okrutnymi pogróżkami wymuszającym na biednym Staszku katorżniczą pracę, w wyniku czego gdy z jednej strony faksmaszyny znikał wysyłany mu oryginał wiersza, z drugiej strony równocześnie wyłaniał się gotowy przekład.
„Spotkanie Poetów Wschodu i Zachodu” cieszyło się wielkim zainteresowaniem mediów, radio i telewizja rejestrowały kolejne wieczory, gazety zamieszczały zdjęcia, sprawozdania ze spotkań i wywiady z poetami. Sukces przeszedł oczekiwania organizatorów. Sale pękały w szwach, wiele osób przyjechało na te spotkania z odległych miast. Okazało się, że – po okresie długiego postu, kiedy podobne spotkania trudno było sobie wyobrazić – poezja jest wielką duchową potrzebą, umożliwia uczestniczenie w wydarzeniach przynależnych do wymiaru niemal sakralnego. Do poetów podpisujących w niedzielne południe w kawiarni Noworolskiego swoje książki i festiwalowy almanach ustawiła się licząca 2000 osób kolejka, sięgająca za pomnik Mickiewicza. Adam Zagajewski łapał się za głowę: „Żeby mnie musieli przez krakowski rynek przeprowadzać ochroniarze!”. Miłosz promieniał.
Rok 2000 wypełniony był wydarzeniami organizowanymi wspólnie z ośmioma pozostałymi Europejskimi Miastami Kultury, z których każde budowało swój program w oparciu o wybrane hasło. W wypadku Krakowa hasłem tym było „Myśl – Duchowość – Twórczość”. Udane doświadczenia Roku Poezji skłoniły Biuro Festiwalowe do zorganizowania w roku 2000 „II Spotkania Poetów” zatytułowanego „Poezja między piosenką a modlitwą”.
Do Krakowa ponownie zjechały poetyckie znakomitości z jedenastu krajów świata – z USA (Joy Harjo, Jane Hirshfield, Robert Hass), Walii (Dennie Abse), Słowenii (Aleš Debeljak), Irlandii (Seamus Heaney), Chin (Bei Dao), Izraela (Admiel Kosman), Korei (Ko Un), Niemiec (Reiner Kunze), Rosji (Jelena Szwarc i Siergiej Stratanowski) i Litwy (Marcelijus Martinaitis). W polskiej reprezentacji obok patronów wystąpili Marzanna Bogumiła Kielar, Ewa Lipska, Leszek Aleksander Moczulski, Adam Zagajewski (ze względu na stan zdrowia nie dojechali Jerzy Ficowski i ks. Jan Twardowski). Seamus Heaney podczas inauguracji Spotkania powiedział: „Kraków Szymborskiej i Miłosza jest jak Londyn Szekspira i Marlowe’a lub Petersburg Achmatowej i Mandelsztama”. Sprawdzone wnętrza, czyli największe widownie Krakowa dysponujące zarazem fantastycznym, sprzyjającym poezji klimatem – kościół św. Katarzyny i Synagogę Tempel, ponownie wypełniły tłumy. Połączenie poezji z muzyką okazało się bardzo udanym pomysłem pozwalającym wydobyć z wierszy dodatkowe wymiary. Amerykańskiej Indiance Joy Harjo, akompaniującej sobie na saksofonie, towarzyszyła Lurline McGregor z Hawajów i… krakowscy Indianie: Aldo Vargas-Tetmajer z kolegami. Szczęśliwy Leszek Aleksander Moczulski wystąpił w towarzystwie Elżbiety Towarnickiej, Beaty Rybotyckiej, Grzegorza Turnaua i zespołu – wykonali oni fragmenty Nieszporów ludźmierskich z muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza. Kompletnie oczarował publiczność poetycki koncert irlandzkiego noblisty Seamusa Heaneya wraz ze znanym już krakowskiej publiczności dudziarzem Liamem O’Flynnem (razem nagrali m.in. płytę The Poet and The Piper). Żeby nie przerywać tego misterium czytaniem polskich przekładów wierszy Heaneya, tłumaczenia Stanisława Barańczaka były symultanicznie wyświetlane na ekranie. Nagrodzonych brawami artystów pożegnałem cytatem z Miłosza: „«Jak powinno być w niebie, wiem, bo tam bywałem». My też dzięki Wam byliśmy teraz w niebie”. Z kolei w klimat wnętrza Synagogi Tempel wspaniale wpisała się muzyka The Cracow Klezmer Band z mistycznymi solówkami na akordeonie Jarka Bestera. Wspaniały był ten chór wielu języków: melodyjny zaśpiew Rosjan obok gardłowych chropowatości hebrajskiego, niemiecki obok litewskiego, szelesty polszczyzny, kresowe zaciąganie Miłosza i słoweńskie miękkości Debeljaka, angielszczyzna brzmiąca inaczej w irlandzkim wydaniu Heaneya, inaczej u Walijczyka Denniego Abse, inaczej w wykonaniu Amerykanów, egzotyczne brzmienie chińskiego i wtłaczające widzów w krzesła niesamowite recytacje Koreańczyka Ko Una.
Goście Spotkania wzięli udział w zorganizowanej w auli Collegium Novum debacie panelowej zatytułowanej „Poezja wobec wyzwania nicości”. Temat zaproponował oczywiście Czesław Miłosz, którego cała twórczość była jednym wielkim przeciwstawianiem się nihilizmowi i złu obecnemu w historii i w naturze. O tym, czy wiersze mogą nieść pocieszenie, być ratunkiem przed nicością i rozpaczą, dyskutowali twórcy związani z buddyzmem, judaizmem, taoizmem i chrześcijaństwem.
Wielojęzyczny chór wybrzmiał również w Finale Spotkania, który także wymyślił Czesław Miłosz. On sam niestety nie wziął w nim udziału: po straszliwie wyczerpującym sezonie, w czasie którego wystąpił w Sztokholmie, na frankfurckich Targach Książki, uczestniczył w Spotkaniu Noblistów w Wilnie, a do tego pojechał na pogrzeb Jerzego Giedroycia do Paryża – organizm nie wytrzymał i w przeddzień krakowskiego festiwalu poeta wylądował w klinice profesora Szczeklika. Jako że II Spotkanie Poetów odbywało się w dniach 10–13 listopada 2000 roku, jego gospodarz i patron zapragnął zapoznać gości z obchodzonym niegdyś w Polsce i na Litwie obrzędem dziadów. Zostali oni zatem poproszeni o zaprezentowanie wierszy poświęconych poetom zmarłym w XX stuleciu lub utworów utrzymanych w tonacji elegijnej. Nad sceną popłynął zatem lament poświęcony pamięci Celana, Mandelsztama, Herberta, Brodskiego… Wieczór został zadedykowany zmarłemu rok wcześniej Jerzemu Turowiczowi. Pod nieobecność Miłosza – Wielkiego Guślarza, spotkanie w Starym Teatrze poprowadził Bronisław Maj, ja zaś musiałem zastąpić poetę, czytając (na drżących nogach) zamykające wieczór Jasności promieniste. Po każdym utworze odziana w białą szatę westalka zapalała w głębi sceny świeczkę, natomiast na temat usłyszanego przed chwilą improwizował Tomasz Stańko. Trudno opisać wzruszenia i emocje będące tego wieczoru udziałem zarówno widzów, jak i wykonawców.
Emocje te odżyły dwa lata później, kiedy to za sprawą Adama Zagajewskiego odbyło się pierwsze z czterech Seminariów Poetyckich „Amerykanie w Krakowie” – w dwóch pierwszych wziął jeszcze udział Czesław Miłosz. Przyklasnął on pomysłowi Zagajewskiego, który powrócił wtedy do Krakowa po dwóch dekadach pobytu na emigracji, kiedy między innymi wykładał na Uniwersytecie w Houston. Zaproponował, by na wzór letnich szkół poetyckich dla amerykańskich studentów, jakie funkcjonowały już w Pradze i Sankt Petersburgu, podobne seminaria zaczęły odbywać się w Krakowie. W dniach 17–24 lipca 2002 roku zjechało zatem do Krakowa czternaścioro studentów i studentek amerykańskich, którym towarzyszyło sześcioro poetów: Robert Hass, Brenda Hillman, Jane Hirshfield, Rosanna Warren, C.K. Williams oraz Edward Hirsch, przyjaciel Zagajewskiego także wykładający w University of Houston i będący – jak sam o sobie mówił – jednoosobową ambasadą polskiej poezji w USA. Polskę reprezentowali poeci krakowscy: Ewa Lipska, Julian Kornhauser, Ryszard Krynicki, Bronisław Maj, Czesław Miłosz i Adam Zagajewski. Byli tłumacze, krytycy, przyjaciele poezji i osobistości takie jak Clare Cavanagh, Irena Grudzińska-Gross czy Alice Quinn, szefowa działu poezji w „New Yorkerze” i przewodnicząca American Poetry Society.
Oprócz wspólnych wieczorów poetyckich na scenie PWST i w Synagodze Tempel, organizowanych przez właśnie powołane do życia Stowarzyszenie Poezja i Muzyka, w Sali im. Bobrzyńskiego w Collegium Maius codziennie odbywały się wykłady i debaty panelowe przeobrażające się nierzadko w gorące dyskusje. Ich tematem były między innymi: „Intelektualne konteksty poezji polskiej”, twórczość Herberta, Szymborskiej i Miłosza, „Zaangażowanie polityczne poezji polskiej i amerykańskiej”, „Nietłumaczeni polscy poeci współcześni”, rola Wallace’a Stevensa w poezji amerykańskiej, Paul Celan i poezja po Holokauście. Studenci amerykańscy zafascynowani poezją polską i jej uwikłaniem w historię poznawali jej najrozmaitsze konteksty, imponując niezwykłą chłonnością i pasją. Prawie wszyscy z nich byli poetami – dla wielu wspólny wieczór w przepełnionej piwnicy klubu Re, gdzie trzeba było zainstalować telebim, był pierwszym publicznym występem. Wielkim przeżyciem było uczestniczenie w rozmowie z mitycznym dla nich Czesławem Miłoszem i wysłuchanie jego wykładu. Spośród uczestników Seminarium kilkoro postanowiło pozostać dłużej w Krakowie, a niektórzy dowiadywali się ponoć nawet o ceny mieszkań. Z grona uczestników Seminarium wywodziły się późniejsze znakomite tłumaczki polskiej poezji: Mira Rosenthal (dzięki niej sukces w Ameryce odniosła poezja Tomasza Różyckiego) i Alissa Valles (tłumaczka m.in. Collected Poems Zbigniewa Herberta).
Podobne Seminaria Poetyckie odbywały się później w latach 2003, 2004 i 2006. Dzięki nim do Krakowa przyjechali czołowi poeci amerykańscy – między innymi W.S. Merwin, Philip Levine, Robert Pinsky, Jorie Graham, Anne Carson, a także Tomas Venclova i goście z Irlandii: Eavan Boland i niezawodny Seamus Heaney. Towarzyszyli im polscy poeci różnych pokoleń – między innymi Julia Hartwig, Krystyna Miłobędzka, Agnieszka Kuciak, Janusz Szuber, Tomasz Różycki, Dariusz Suska, Jacek Gutorow, Artur Szlosarek. Kraków ponownie pokrył się plakatami zapowiadającymi wspólne wieczory poetyckie, wykłady i panele poszerzały wiedzę amerykańskich studentów, nieodmiennie dopisywała publiczność. Za każdym razem Seminariom towarzyszył dwujęzyczny almanach zawierający zdjęcia, biogramy i wiersze wszystkich uczestników. We wstępie do almanachu w roku 2003 Adam Zagajewski pisał: „Nie ma wspólnej granicy miedzy Stanami Zjednoczonymi i Polską – wystarczy spojrzeć na globus, żeby się o tym przekonać. A jednak – ku zdziwieniu geografów – można znaleźć dziedzinę, przez którą taka granica przebiega: jest nią poezja.
Poeci amerykańscy i polscy patrzą na siebie nawzajem z przyjaźnią i ciekawością. Poezja ogromnego kontynentu i poezja niewielkiego kraju Europy środkowowschodniej rozmawiają ze sobą już od dawna – jednym z pionierów tej konwersacji był i jest Czesław Miłosz, podziwiany po obu stronach Atlantyku”.
Wymieniając twórców mających największy wkład w kontynuację i pogłębienie tego dialogu, pamiętać należy nie tylko o Miłoszu i Zagajewskim, ale także o Stanisławie Barańczaku, którego zasługi na tym polu są nie do przecenienia – wystarczy wymienić jego pomnikową „Biblioteczkę Poetów Języka Angielskiego” i antologie Breathing under Water and Other East European Essays i Spoiling Cannibals’ Fun: Polish Poetry of the Last Two Decades of Communist Rule. Nie mógł oczywiście uczestniczyć w krakowskich debatach, ale z pewnością był tu obecny duchem – a dla nas stanowił często przywoływany punkt odniesienia.
Do formuły poetyckich Spotkań nawiązywało uroczyste pożegnanie po pogrzebie Czesława Miłosza, podczas którego wzruszenia i emocje były jeszcze silniejsze niż w czasie tamtych wieczorów. Po zmroku w kościele św. Katarzyny – gdzieżby indziej? – pożegnali go poeci: bardzo wielu poetów polskich z Wisławą Szymborską na czele, a także przybyli na tę uroczystość przyjaciele: Seamus Heaney i Robert Hass. Otworzyłem ten wieczór słowami: „Otrzymaliśmy wielki Dar. Otrzymaliśmy ogromne, przebogate dzieło, na którego zgłębienie i studiowanie wielu z nas nie starczy życia. Przed nami ogromny Kontynent Miłosz, po którym możemy wędrować. Możemy poznawać Rodzinną Europę, możemy cierpieć na Ziemi Ulro, doznawać pociech w Dolinie Issy, zwiedzać Dalsze okolice, docierać do Miasta bez imienia, Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada. Możemy przystawać Na brzegu rzeki, na brzegach wielu rzek, o których tak pięknie pisał Miłosz. Mogą nam się przydarzać na tym kontynencie Widzenia nad Zatoką San Francisco, możemy odbywać studia w Ogrodzie nauk i doznawać wielu uciech w Ogrodzie Ziemskich Rozkoszy. – To zaprawdę Nieobjęta Ziemia. A potem pozostaje już tylko Druga Przestrzeń. Otrzymaliśmy wielki Dar”.
Każdy z uczestników przeczytał wybrany przez siebie wiersz Miłosza. Na koniec nad głowami zebranych rozległ się głos Poety, który pożegnał się z nami wierszem zaczynającym się od słów:
O piękno, błogosławieństwo: was tylko zebrałem
Z życia, które było gorzkie i pomylone,
Takie, w którym poznaje się swoje i cudze zło.
Zachwyt porażał mnie i tylko zachwyt pamiętam.
Kilka dni później na zaproszenie prezydenta Majchrowskiego odbyło się w magistracie spotkanie, podczas którego dziękował on wszystkim zaangażowanym w organizację wydarzeń związanych z ceremonią pogrzebową. Wykorzystałem tę okazję, by zaprezentować zebranym nagranie z pierwszego „Spotkania Poetów Wschodu i Zachodu” i zarejestrowaną po jego zakończeniu wypowiedź szczęśliwego Czesława Miłosza, który powiedział, że jest dumny, iż mógł być gospodarzem, patronem i animatorem tych Spotkań, zaprezentować gościom z całego świata polską poezję i wspaniały Kraków, dla którego takie spotkania są najlepszą formą promocji. Zakończyłem apelem, ażeby odbywające się pod jego patronatem Spotkania Poetów przekształcić w organizowany regularnie Festiwal Poetycki im. Czesława Miłosza. Od tej chwili do organizacji pierwszej edycji Festiwalu musiało minąć pięć lat.
Dzięki zaangażowaniu Instytutu Książki, energii i pasji jego znakomitego dyrektora Grzegorza Gaudena (oczywiście wyrzuconego w kilka lat później w ramach „dobrej zmiany”) w dniach 23–26 października 2009 roku odbył się pierwszy Festiwal Literacki im. Czesława Miłosza. Dwujęzyczny almanach zawierający wiersze i biogramy uczestników, a także reprodukcje autografów ich wierszy (które były wydrukowane także w oryginale), otwierało motto Wisławy Szymborskiej: „Nie ma Go już, ale ciągle jest Obecny. Taka sztuczka udaje się tylko tym pisarzom, których kochamy”. Nazwisko Patrona pozwoliło zgromadzić wyborne grono uczestników. W czasie wspólnych wieczorów i indywidualnych spotkań wiersze czytali Wisława Szymborska, Hans Magnus Enzensberger, Jiři Gruša, Seamus Heaney, Aharon Shabtai, Ko Un, Tomas Venclova i Adam Zagajewski. W miejsce Dereka Walcotta, którego w ostatniej chwili wyeliminowała choroba, wystąpił Christopher Reed.
Ustalono, że każda edycja Festiwalu nosiła będzie tytuł jednego z dzieł Miłosza, sugerując problematykę festiwalowych debat, a także dobór uczestników. Od początku jako dyrektor artystyczny Festiwalu uważałem, że aby wydarzenia te nie spowszedniały i zapewniły publiczności możliwość wkraczania w czas prawdziwie odświętny, kolejne festiwale powinny odbywać się nie co roku, ale co dwa lata. I tak zaczęliśmy od „Zniewolonego umysłu”. Obok wieczorów poetyckich ważnym elementem Festiwalu były nawiązujące do jego tytułu debaty panelowe. Pierwszą była prowadzona przez Irenę Grudzińską-Gross rozmowa „Poezja i Imperium” z udziałem Hansa Magnusa Enzensbergera, Jiřiego Grušy, Seamusa Heaneya, Ko Una i Tomasa Venclovy. Drugą – zatytułowaną „Zniewolony umysł – Umysł wyzwolony” – poprowadził Adam Michnik, a udział w niej wzięli przyjaciel i znawca twórczości Miłosza Robert Faggen, filozof i dysydent irański żyjący po uwolnieniu z więzienia na emigracji w Kanadzie Ramin Jahanbegloo, Siergiej Kowaliow, Aharon Shabtai, Dubravka Ugrešić i Adam Zagajewski. Goście uczestniczyli w otwierającej Festiwal konferencji prasowej i ceremonii sadzenia Dębu Miłosza w ogrodach Dworku Łowczego (w latach następnych nieopodal zasadzono akację Wisławy Szymborskiej i buk Kornela Filipowicza).
Wśród wydarzeń towarzyszących należy wymienić prezentację cyklu filmów Ewy Zadrzyńskiej Poezja łączy ludzi, premiery przygotowanych na Festiwal książek oraz dwa spotkania z cyklu „Zniewolony umysł w wolnej Polsce”, w których o percepcji twórczości Miłosza i postrzeganiu Zniewolonego umysłu dyskutowali między innymi Tadeusz Dąbrowski, Edward Pasewicz, Andrzej Sosnowski, Dariusz Suska, Marta Podgórnik, Sylwia Chutnik, Paweł Dunin-Wąsowicz, Kinga Dunin i Janusz Anderman.
W jubileuszowym roku 2011 (Rok Miłosza i stulecie urodzin poety) tytułu użyczyła Rodzinna Europa. Festiwal miał wyjątkowo bogatą oprawę i niezwykle urozmaicony program. Na Placu Szczepańskim stanął wielki, okrągły namiot – Pawilon Miłosz z aparaturą umożliwiającą wyświetlanie na jego ścianach filmów. Tu odbywała się większość spotkań i debat – z wyjątkiem wieczorów poetyckich, które tradycyjnie odbywały się w krakowskich kościołach – do św. Katarzyny i Synagogi Tempel dołączyły kościoły św. Piotra i Pawła oraz św. Krzyża, ale spotkania odbywały się także w Operze i Filharmonii Krakowskiej, w Audytorium Maximum UJ i Collegium Maius, w PWST i w Alchemii.
Zaczęło się od premiery wydanych przez Znak Wierszy wszystkich Miłosza oraz pomnikowej biografii Andrzeja Franaszka Miłosz. Z jej autorem w Pawilonie Miłosz rozmawiali Magdalena Grochowska i Marian Stala. W tymże Pawilonie odbył się wieczór wspomnień o poecie, w którym udział wzięli przyjaciele: Helen Vendler, Jane Hirshfield, Aleksander Fiut, Adam Michnik i Adam Zagajewski. Wieczorami w Kinie Pod Baranami pokazywano filmy o Miłoszu. Duży ciężar miały ważne debaty panelowe: „Zrozumieć Rosję” (Natalia Gorbaniewska, Clare Cavanagh, Grzegorz Przebinda i – ekumenicznie – Andrzej Nowak), „Miejsce urodzenia” (Timothy Garton Ash, Bei Dao, Egidijus Aleksandravičius, Irena Grudzińska-Gross i Francesco M. Cataluccio), „O zgiełku wielu religii” (John Gray, Tomaš Halik, Nilüfer Göle i Krzysztof Michalski). Swój panel „Miłosz – Świat” mieli tłumacze (Anders Bodegård, Clare Cavanagh, Andriej Chadanowicz, Wu Lan, Aśok Wadźpeji i Magda Heydel). Warto wspomnieć także o ważnym gościu Festiwalu, jakim była piękna Zadie Smith – ciekawa polskiej historii najnowszej i wypytująca nas o działalność opozycyjną i wydawnictwa drugiego obiegu. Frapującą rozmowę z nią przeprowadzili w przepełnionym Pawilonie Miłosz tłumacze: Agnieszka Pokojska i Jerzy Jarniewicz.
Poeci mieli swoje spotkania indywidualne, ale clou Festiwalu stanowiły cztery wielkie wieczory poetyckie: „Księga olśnień” (Adonis, Edward Hirsch, Jane Hirshfield, Ryszard Krynicki), „Miasto bez imienia” (Bei Dao, Natalia Gorbaniewska, Tomasz Różycki – Derek Walcott ponownie nie dotarł), „Nieobjęta ziemia” (Julia Hartwig, Lars Gustafsson, Aśok Wadźpeji i Wisława Szymborska – był to jej ostatni występ publiczny). Festiwal zamknął przepiękny koncert Agi Zaryan z zespołem, Orkiestrą Kameralną AUKSO Marka Mosia i występującym gościnnie Grzegorzem Turnauem. Koncert „Księga olśnień” poprzedził wydanie jej tak zatytułowanej płyty, na której śpiewa wiersze Miłosza i poetek przezeń tłumaczonych: Anny Świrszczyńskiej, Denise Levertov i Jane Hirshfield. Do muzycznych wydarzeń Festiwalu należały także opera Centones meae urbi litewskiej kompozytorki Onutė Narbutaitė, występ Nuali Ní Dhomhnaill z Liamem O’Flynnem, koncert Ballad i Romansów „Zapomnij”, „Lament świętokrzyski” w wykonaniu Najduchów w składzie Jacek Podsiadło, Ireneusz Socha i Jarosław Bester. Swoje kompozycje do wierszy ojca prezentował w festiwalowym Pawilonie Anthony Miłosz – można ich posłuchać na płycie Rzeki. Po Festiwalu pozostał imponujący almanach (w równie imponującym formacie) w różnorodny sposób prezentujący bohaterów tych spotkań i ich dorobek.
Te wyliczenia nazw i nazwisk mogą robić wrażenie nieco nużące, ale wymieniam je celowo, żeby uzmysłowić czytelnikom niewiarygodne bogactwo wydarzeń, które mieliśmy możność przeżywać. Przecież ta śmietana była tak gęsta, że łyżka w niej stawała – tyle wspaniałych osobowości, wierszy, wzruszeń, języków, melodii, tyle inspiracji, tak wiele wspomnień… Nie można oprzeć się smutnemu wrażeniu, że czas ten bezpowrotnie przeminął, że dzisiaj – bynajmniej nie z powodu pandemii – niemożliwe byłoby już otwieranie takiej „Księgi olśnień”. Coś się ulotniło z tej niepochwytnej atmosfery, nie do wyobrażenia są dzisiaj te tłumy oczekujące w kolejce na autografy poetów. Szczęśliwi, którzy uczestniczyć mogli w krakowskich spotkaniach z poetami. Nie zapomnę ciszy i elektryczności w powietrzu w czasie czytania wierszy, niezwykłe wrażenie robiły zasłuchane tłumy, tysiące błyszczących oczu, nastrój prawdziwego święta, poczucie uczestniczenia w seansach poetyckiej magii. Goście biorący udział w wieczorze „Podróży” czy w obrzędzie dziadów podkreślali, że nigdy nie uczestniczyli w tak niezwykłych ceremoniach, zaś publiczność doświadczała podobnych emocji nierzadko po raz pierwszy.
Poezja powstaje wszak w samotności, z dala od ludzi, ale istnieje naprawdę pomiędzy nimi, ujawnia wszystkie swoje walory – od metafizycznego po brzmieniowy – w głośnym czytaniu, w przestrzeni wypełnionej wspólnym powietrzem, pulsującą krwią, wstrzymywanymi oddechami tłumu. Poczucie uczestniczenia w święcie, zanurzenia się w wymiarze innym, bliskim dawnym misteriom, możliwe jest dzięki spotkaniu, dzięki powstaniu owej szczególnej więzi między zasłuchanymi ludźmi a poetą – na co dzień samotnym, teraz na krótką chwilę stającym się najważniejszym przedstawicielem połączonej jego słowem wspólnoty.
Na tym – jako świadek, a poniekąd także „sprawca” (taki identyfikator przygotowali mi organizatorzy któregoś z Festiwali) – chciałbym swoją opowieść o krakowskich Spotkaniach Poetów zakończyć. Dla porządku wymienić należy tytuły kolejnych edycji Festiwalu Miłosza: w 2013 była to „Ziemia Ulro”, w 2015 – „Księga olśnień” (czyli amerykański tytuł Wypisów z ksiąg użytecznych – A Book of Luminous Things), w 2016 „Piesek przydrożny”, w 2017 – „Zaczynając od moich ulic”, w 2018 – „Rok myśliwego” i w 2019 „Zdobycie władzy”. W roku 2020 Festiwal odbył się już niestety tylko w wersji online.
Jako żywy organizm Festiwal Miłosza ewoluował. Po pierwszej edycji zorganizowanej przez Instytut Książki dwie następne organizowało Krakowskie Biuro Festiwalowe. W roku 2014 dołączyła do niego kierowana przez Olgę Brzezińską Fundacja Miasto Literatury i Krzysztof Siwczyk, który przejął ode mnie funkcję dyrektora artystycznego. Powołano Komitet Honorowy i Radę Programową. Do pierwszego weszli wybitni poeci, tłumacze i przyjaciele noblisty: Aleksander Fiut, Julia Hartwig, Robert Hass, Ryszard Krynicki, Anthony Miłosz, Adam Pomorski, Aleksander Schenker, Tomas Venclova i Adam Zagajewski, Radę Programową tworzą: Krzysztof Czyżewski, Magda Heydel, Jerzy Illg, Jerzy Jarniewicz, Zofia Król, Marek Radziwon, Tomasz Różycki i Abel Murcia Soriano. Podjęto decyzję, że Festiwal organizowany będzie co roku. Jako jego współtwórca uznałem, że – jak bywa w życiu – to moje dziecko dorosło i powinno samodzielnie kroczyć sobie w świat. Jego przygotowanie było związane z kolosalnym wysiłkiem, zajmowało kilka miesięcy intensywnej pracy. Jestem do dzisiaj wdzięczny moim przełożonym w Znaku, że tolerowali moją wielotygodniową obecność jedynie duchem w miejscu pracy, gdyż bez reszty pochłaniało mnie przygotowywanie kolejnej edycji Festiwalu. Rekompensatą były korzyści wizerunkowe, jakie odnosiło – nie tylko za moją sprawą – wyraźnie obecne w kulturalnym klimacie miasta wydawnictwo.
W pewnym momencie poczułem wszakże, iż swoje zrobiłem i należy przekazać pałeczkę ludziom młodszym, dysponującym większą energią i świeżymi pomysłami. Nie za wszystkie wybory i decyzje personalne chciałem brać odpowiedzialność, nazwiska niektórych zapraszanych poetów niewiele mi mówiły. Jako lojalny depozytariusz Miłosza, znając jego wyraźnie określone preferencje – ale i idiosynkrazje – wiedziałem, że nie wszystkie poetyckie wizje i języki by mu odpowiadały. Pozostając w Radzie Programowej starałem się w miarę możności służyć sugestiami i realizować swoje marzenia, jeśli chodzi o zapraszanie takich poetów jak Gary Snyder, Breyten Breytenbach, Michael Ondaatje, Charles Simic, Michael Krüger czy Robert Pinsky. Mam poczucie, że o dalszych losach Festiwalu i jego kolejnych edycjach lepiej ode mnie opowiedzą już inni.
Warto na koniec podkreślić, że ważnym posunięciem organizatorów była decyzja, iż występom wszystkich głównych gości będą towarzyszyć wydania ich książek. Wspomagane niewielkimi dotacjami w programie tym uczestniczyły najważniejsze wydawnictwa krakowskie, ale również takie oficyny jak Pogranicze, PIW czy Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka. Były to czasem przedsięwzięcia trudne, wymagające znalezienia odpowiednich tłumaczy, co zwłaszcza jeżeli chodzi o języki egzotyczne takie jak afrikaans, chiński, arabski czy hebrajski nie było wcale łatwe – jednak prawie zawsze się to udawało. A przecież trzeba było jeszcze zdążyć na czas – którego zawsze było za mało. Poeci mogli przecież przeczytać w Krakowie kilka wierszy, udzielić wywiadów, czasem uczestniczyć w panelach – i wyjeżdżali, a książki pozostawały, umożliwiając bliższe zapoznanie się z dorobkiem twórców nierzadko mało w Polsce znanych – często książki te były ich pierwszymi publikacjami w języku polskim. Miłosz wierzył przecież, że „książki będą na półkach, dobrze urodzone,/ Z ludzi, choć też z jasności, wysokości”.
Znak aktywnie uczestniczył w tych dokonaniach. Jestem dumny z palety kolorowych grzbietów na mojej półce – spośród festiwalowych gości pięknie wydane tomy w twardej oprawie mają Robert Hass, Jane Hirshfield, Philip Levine, Edward Hirsch, Lars Gustafsson, Charles Simic, Robert Pinsky, Ko Un, Seamus Heaney i pechowy wielki nieobecny Derek Walcott, a z poetów polskich Anna Piwkowska, Bronisław Maj i Janusz Szuber.
Festiwal Literacki im. Czesława Miłosza wciąż jest największym i najważniejszym festiwalem poetyckim w Polsce. Pozostaje mieć nadzieję, że po uporaniu się z pandemią i po wyczekiwanym powrocie do normalności znowu będzie możliwe przeżywanie w Krakowie Święta Poezji, słuchanie głosów poetów w wielu językach, zawieranie nowych znajomości i przyjaźni.
Pisząc o Festiwalu nie można pominąć zasług tych, którzy wcześniej nie zostali wymienieni, a którzy wnieśli swój wkład w organizowanie przez prawie ćwierćwiecze tych niezwykłych wydarzeń i z którymi miałem szczęście współpracować. Byli to w kolejnych latach: Jerzy Heydel i jego firma TWW profesjonalnie przygotowująca pierwsze Spotkania Poetów i amerykańskie Seminaria. Cały ówczesny wspaniały zespół Instytutu Książki. Izabela Helbin, Robert Piaskowski i Urszula Chwalba z Krakowskiego Biura Festiwalowego. Krzysztof Siwczyk oraz Olga Brzezińska i Beata Czajkowska z Fundacji Miasto Literatury. Członkowie Rady Programowej, tłumaczki i tłumacze, wielu anonimowych pracowników wymienionych instytucji, dziennikarze relacjonujący spotkania z poetami, moje znakomite asystentki, bez których nie dokonałbym niczego – były to kolejno: Maria Makuch, Dorota Gruszka, Katarzyna Janusik, Ewa Polańska, Katarzyna Kopczyńska i Marta Zabłocka (mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem). Doprawdy trudno byłoby zasłużyć na większy komplement niż ten, jaki usłyszeliśmy z ust Reinera Kunzego: zaproponował on, by wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji tych perfekcyjnie przygotowanych wydarzeń, nadać tytuł Honorowych Prusaków.
Rzecz jasna, wydarzenia te nie miałyby tak wspaniałej, podkreślanej przez gości oprawy bez dysponującej nieomylnym słuchem, zdolnej do olśnień i stwarzającej niepowtarzalną atmosferę krakowskiej publiczności.
Jerzy Illg